Autor |
Wiadomość |
<
Twilight Fanfiction /
Opowiadania
~
Wybieram piekło [NZ][+16] [Rozdział II - 13.08]
|
|
Wysłany:
Śro 8:22, 12 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Witam, powróciłam z czymś nowym. Zrodziło się to w mojej chorej głowie i stwierdziłam, że się z wami podzielę. FF z typu OOC, są osadzone w trochę innych niż zwykle realiach xD Cóż, nie będę pierdzielić ale życzę miłej lektury
Beta: nieznana - dziękuję Ci bardzo
Rozdział I
Jestem tu. Zamknięta w podświadomości, ukryta przed ludzkim wzrokiem, na zawsze pochłonięta w wyimaginowanym świecie wyobrażeń. Jestem tu i przywołuję cię bracie lub siostro: do pomszczenia, do zemsty, do uwolnienia. Błagam cię o ukojenie, spoczynek, który tylko w snach objawia się, jako spokojna dusza spacerująca wśród greckich Pół Elizejskich.
Spokój mego serca zależy od ciebie. W twoich rękach spoczywa moje istnienie. Znajdź mnie. Jestem tu. Usłyszysz mój śpiew, ujrzysz mój strach, doznasz tego, co ja, gdy ciemność zamknęła na mnie swe mocne ramiona. Ujrzysz i nigdy więcej nie zapomnisz bólu rozrywającego moje trzewia, poczujesz cierpienia miliona żywotów i będziesz zbawiony.
Obudziła się w środku nocy, pamiętając słowa kobiety ze snu. Widziała ją jakby stała tuż obok, w zwiewnej białej sukience, otoczona jasnym światłem. Piękność z dawnych epok. Była czymś więcej niż wytworem wyobraźni. Prowadziła przez mroczne ścieżki, wskazując właściwą drogę. Jej rady sprawdzały się za każdym razem, gdy Bella była w niebezpieczeństwie. Dziewczyna mimo woli, szła śladem słów, nie wiedząc dokładnie czy dobrze robi.
Zlana potem, podniosła się powoli z łóżka, próbując złapać oddech. Wszystko wokół niej wirowało, tworząc mgłę przed oczami. Noc była parna, a księżyc niewiarygodnie mocno świecił, nadając ciemnemu pokojowi łagodniejszy wyraz.
Odetchnęła głęboko, pocierając dłonią gorące czoło. Rozejrzała się po pomieszczeniu jakby sprawdzając, czy jest w nim sama.
Gdy serce przestało trzepotać w piersi, ułożyła się w łóżku z zamiarem ponownego zaśnięcia.
Za oknem było cicho, niewiarygodnie cicho.
***
Poruszał się niczym tygrys, czekający na zdobycz. Powoli i leniwie stawiał kroki w stronę dobiegających odgłosów. W myślach widział zdziwione twarze na jego widok. Uśmiechnął się lekko, pokonując ostatnie metry. Jego ciemne włosy mieniły się, a czarny płaszcz dokładnie opinał wysportowane ciało. Już zapomniał jak to jest być w piekle, wśród swoich pobratymców. Dawno tu nie zaglądał. Zbyt dobrze żyło mu się na ziemi, niszcząc wszystko, czego się dotknął. To był dla niego raj, jego odpowiednik nieba, gdzie on był bogiem ubóstwianym przez śmiertelników.
Sprawianie im cierpienia, to jego ulubiona rozrywka, którą uprawiał od paruset lat i nigdy mu się nie znudziła.
- Ruszaj się szybciej albo przerobię cię na miazgę! – usłyszał ostry głos Emmetta, który batem popędzał skutego mężczyznę do szybszej roboty. – Nigdy się nie nauczysz, że jesteś w piekle do cholery!
- Daj spokój Em, oni są bezmyślni – powiedział Edward, uśmiechając się lekko do brata.
- Ed? Co ty tutaj robisz? Byłem pewny, że zabawiasz się na Ziemi! - Śmiech wampira rozniósł się echem po spalonej polanie.
- Tak, wpadłem tylko na chwilę. Mam pewne informacje, które na pewno zainteresują Ara. Niebo za bardzo szarżuję.
Bat świsnął tuż obok ucha przestraszonego człowieka, który skulił się z przestrachem, obgryzając paznokcie. Jego brudne, chude ciało stwarzało wrażenie, że nie zniesie już więcej ciosów.
- Szarżuję?! Cholera, jak zwykle to samo. Czego oni jeszcze chcą?
- Nie wiem… Jeszcze. – Rzucił ostatnie spojrzenie na mężczyznę i jednym sprawnym ruchem podciął mu gardło, by zgasić trawiące go pragnienie.
***
- Alice, rozumiem wiele, ale to zwierzątko, które trzymasz w szafie, to szczyt! – krzyczała rozłoszczona Rosalie, obserwując jak wystraszone i zapłakane dziecko rzuca się w objęcia jej siostry. Dziewczynka zaciskała nerwowo palce, rzucając szybkie spojrzenie w stronę Rosalie, po czym przymknęła oczy w obawie najgorszego.
- Daj spokój, to tylko dziecko! Wiesz, że takie lubię. Słodkie, niewinne.
- Wiem, aż za dobrze. Wrócimy do tego później, teraz czeka nas coś pilniejszego. Wrócił Edward i ma ważne informacje nam do przekazania – rzuciła wściekle na widok Alice, głaszczącej potargane włosy dziecka. – Zostaw tego… człowieka – wycedziła z obrzydzeniem. – Zbieraj się.
- Dlaczego?! Chcę się z nią pobawić... – odparła, a jej usta wykrzywiły się w podkówkę.
- Dlatego, że jesteś, do cholery, członkiem Rady! Diabeł wie, kto cię wybrał! – Wepchnęła dziecko do szafy i zaciągnęła Alice w stronę komnaty, w której już większość Rady dawno oczekiwała na ostatnich członków.
***
- W dużym streszczeniu: Niebo znalazło sposób na nasze unicestwienie. Są bardzo blisko urzeczywistnieniu swojego planu. Innymi słowy, jeśli czegoś nie zrobimy, przestaniemy istnieć. Proste. – Głos Edwarda rozniósł się po sali, mrożąc wszystkich do szpiku kości. Nikt nie spodziewał się, że ten dzień nadejdzie, że cokolwiek może zburzyć ich piekielny spokój, który budowali od tak dawna.
- Czy to możliwe? Czy naprawdę znaleźli sposób? – Rosalie kurczowo trzymała się Emmetta, starając się ze wszystkich sił nie pokazać strachu, który coraz szybciej rozprzestrzeniał się w niej.
- Znaleźli. Wiem to z wiarygodnych źródeł. To jednak nie koniec. Ma to nastąpić w osiemnaste urodziny jakiejś śmiertelniczki i tu właśnie jest problem. Nie wiemy, do kurwy nędzy, kto to!
Zapanowała cisza. Nikt nie śmiał oddychać, próbując przetrawić usłyszane przed chwilą sensację. Jedno było pewne. Ogarnął ich strach, na długo, przed tym jak zrozumieli to uczucie. Ich egzystencja zostało zagrożona, na co nie byli przygotowani.
Aro siedział zamyślony, rozpatrując, jakie mieli wyjścia. Skinął na Edwarda.
- Tobie ufam. Musisz ją odnaleźć, inaczej będziemy straceni. To musisz być ty, Edwardzie.
Wampir skinął głową na znak zgody, odwrócił się na pięcie i skierował w stronę wyjścia, zostawiając za sobą wystraszonych pobratymców. Jego jedynym celem było odnalezienie owej dziewczyny i zlikwidowanie zagrożenia. Nic więcej się nie liczyło.
***
- Jestem tu. Spokój mego serca zależy od ciebie… - recytowała z pamięci, starając się odkryć w tym jakieś przesłanie, sens, którego wcześniej nie dostrzegła, jednak nic nie wpadło jej do głowy. W głębi serca czuła, że to jest ważne, może nawet ważniejsze niż wszystko inne. Te kilka zdań wypowiedzianych przez kobietę, zapadło jej głęboko w pamięć, zostawiając ślad, który nigdy nie zniknie.
- Bello! Śniadanie! – usłyszała z dołu podenerwowany głos matki. Szybko zebrała rzeczy i zbiegłam na dół, łapiąc w locie drugie śniadanie.
- Przepraszam mamo, ale muszę lecieć. Do zobaczenia! – rzuciłam na odchodnym, zamykając za sobą drzwi.
Jej długie, brązowe włosy falowały na wietrze, tworząc aureolę wokół twarzy. Było zimno. Narzuciła na szyję długi, wełniany szal i opatuliła się nim szczelnie, zakrywając każdą część ciała narażoną na chłodny powiew wiatru.
Wsiadając do samochodu, poczuła, że coś się zbliża, coś mrocznego, coś, co miało jej zagrozić. Nagle wszystko znikło a przed oczami stanął obraz spotkania z mężczyzną. Wysoki, drapieżny, o dziwnym, hipnotyzującym wzroku, który bacznie obserwował jej poczynania. Nie mogła ruszyć palcem, czuła dziwne otępienia całego ciała. Wzrok utkwiła w jego oczach. Dopiero po chwili zrozumiała, co w nich było dziwnego. Pustka… Bezdenna, wręcz namacalna pustka bijąca od niego, porwała ją w ciemność. Ocknęła się z krzykiem. Serce o mało nie wypadło z piersi.
- To nic Bell, to nic – powtarzała sobie jak mantrę.
Czym prędzej odpaliła silnik, by zostawić to wspomnienie daleko za sobą.
W ciemności schodzi moja dusza,
W ciemności toń bezdenną,
Pól elizejskich już nie widzi,
Zawisła nad Gehenną
W górze nad losem mojej duszy
Boleje anioł biały,
A tutaj szyki potępieńców
Szyderczo się zaśmiały.
Szydzą z mej duszy potępieńce,
Że cząstka jasnej mocy,
Co rodzi słońca, nie ma władzy,
By złamać berło nocy.
Kasprowicz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Czw 22:12, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 9:46, 12 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Witamy ponownie, Cornelie!
Oczywiście nowe opowiadanie, nowy inny charakter postaci z każdym zdaniem coraz bardziej mi się podoba.
Piekło? Niebo? Diabeł?
Jakże intrygująca fabuła.
Teraz czekam tylko na więcej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 22:12, 13 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Nadszedł czas na część drugą Życzę miłej zabawy i mam nadzieję, że utrzymałam klimat
[link widoczny dla zalogowanych] piosenka do tego rozdziału
Beta: madam butterfly - dziękuję ci słońce me :*
Rozdział II
Kiedyś, dawno temu, kiedy Ziemia jeszcze nie miała dokładnego kształtu, niebiosa wybrały kobietę narodzoną w wieku brutalności i mordu, wieku szaleństwa i chciwości, gdzie nie liczyło się nic, prócz własnej satysfakcji. Jako jedyna miała być czysta i niewinna. Postawiono przed nią najtrudniejsze z zadań. Swoją postawą miała zniszczyć piekło.
Tak mówią legendy. Jednak czy ktoś w nie wierzy? Moja odpowiedź brzmi: tak. Ja wierzę. Wierzę w ciebie. Idź za głosem serca, poprowadzi cię tam, gdzie powinno. I bądź silna. Odnajdziesz nas.
- To wszystko, co mogliśmy zrobić. Teraz nie zostało nam nic, prócz czekania.
Stali na oświetlonej przez słońce polanie. Wiatr delikatnie muskał gałęzie. Dwie dostojne postacie, ubrane w białe szaty. Patrzyli w dal, zastanawiając się nad losem swoim i innych.
- Nie mogę pozwolić na złapanie jej. Jest zbyt cenna. Dobrze o tym wiesz, Nathanielu.
- Wiem o wielu rzeczach, o których wiedzieć bym nie chciał. Stało się. Miejmy nadzieję, że będzie roztropna. – Podrapał się po czole w geście zmartwienia. Jego oblicze jaśniało łagodnością i dobrocią, jednak serce przepełnione było smutkiem. Nie mógł przewidzieć przyszłości, która teraz pogrążała się w ciemności. – Idź, Urielu. Obserwuj. I bądź czujny.
Ten odwrócił się na pięcie i skierował w stronę zachodzącego słońca. Przez ramię rzucił ostatnie spojrzenie na swój dom. Bał się, że to może być ostatnie wspomnienie z nieba. Ostatnia deska ratunku została rzucona w paszczę lwa.
***
- Nie wierzę, że tak mówisz, Jess. Z nim na pewno jest wszystko w porządku. – Bella bacznie przyglądała się, jak Jacob przemierza metry dzielące go od kolejki do obiadu.
Była przerwa. Uczniowie wybiegli z klas w pogoni za jedzeniem. Bella jak zwykle usiadła razem z Jessicą, Angelą i Mike’m, stałym gronem przyjaciół.
- Spójrz na niego. Coś się z nim dzieje… A te jego oczy! Przeraża mnie. – Jess skubnęła kawałek bułki, nie mogąc oderwać oczu od Indianina. To, że zawsze miała pokręcony gust, tutaj nie grało żadnej roli. Liczyło się to, że jeśli ona była przestraszona, to wszyscy wokół też powinni.
- Masz omamy – skwitowała Bella, powracając do jedzenia. Rzucała jednak spojrzenia w stronę Jacoba, starając się znaleźć w nim coś dziwnego, innego. Nie mogła. Dopiero, gdy odwrócił się tak, że mogła dostrzec jego twarz, ujrzała to, co powinna dostrzec już wcześniej. Światło, bijące z jego oczu, oślepiało nienaturalnym blaskiem. Zastanawiała się, czy ktoś inny też to zobaczył.
Kiedy spojrzał wprost na nią, nie mogła oddychać. Poczuła się tak, jakby spłynęło na nią coś cennego, coś, co powinna odkryć już dawno temu. Otoczył ją spokój, którego nie mogła znaleźć od dawna.
Mimowolnie uśmiechnęła się w podzięce. Jacob skinął głową i ruszył w stronę wyjścia.
- Zdecydowanie jest normalny. – Zakończył całą sprawę Mike, pochłaniając resztki obiadu. – Jesteś głodna? – Bella pokręciła przeczącą głową i podsunęła mu swoją tacę.
- Dobra, mam inne wiadomości. – Jess powróciła do swojej paplaniny. – W mieście pojawił się nowy chłopak. Z tego, co opowiadała mi Erica, wiecie ta z trzeciej klasy. – Spojrzeli na nią zdezorientowani, nie wiedząc w czym rzecz. – To ona poddała się aborcji w tamtym roku – szepnęła, aby tylko oni mogli ją usłyszeć. – W każdym razie widziała go. Jest diabelnie przystojny – tak go określiła. Jestem niesamowicie ciekawa! – zakończyła podekscytowana.
- Musisz w końcu z tym skończyć Jess! Inaczej, przysięgam, zacznę myśleć o tobie w kategoriach seksistowiskich! Tobie tylko jedno w głowie, prawda?
- Może tak, może nie, przynajmniej nie jestem cnotką-niewydymką! – oburzyła się.
- Mieszanie z błotem na mnie nie działa. Powinnaś o tym wiedzieć. Przepraszam was. – Bella odeszła od stołu, zostawiając za sobą zapach wiśni.
***
Wybiła dwudziesta pierwsza. Bella pozbierała swoje rzeczy i czym prędzej opuściła bibliotekę. Parking był pusty. Szybko przemierzyła metry dzielące ją od samochodu, gnana przez coś niewidzialnego. Dopiero będąc w środku, poczuła jak opuszcza ją napięcie, a na jego miejscu pojawia się spokój. Odetchnęła kilka razy, nim włączyła silnik. Już miała wycofywać, gdy zobaczyła postać stojącą tuż przed maską samochodu. Naprężyła się, by dostrzec, kto to jest.
Nieznajomy uśmiechnął się i w mgnieniu oka stanął tuż obok niej. Spoglądał jej głęboko w oczy, szukając odpowiedzi na jakieś pytanie.
- Jesteś wyższa, niż myślałem. – Jego głos był twardy i melodyjny za razem. – Wysiądź.
Nie mogła się sobie nadziwić, że tak szybko mu uległa. Stanęła naprzeciwko, obserwując jego ruchy. Było w nim coś drapieżnego, nieuchwytnego i bardzo pociągającego. Nie był do siebie podobny.
- Jake, zwariowałeś?
- Nie jestem Jacobem. Nazywam się Uriel.
Bella poczuła się tak, jakby spadł na nią beton. Zaniemówiła i dalej wpatrywała się w twarz Jacoba.
- Teraz mnie przerażasz. Jess miała rację. Z tobą jest coś nie tak.
Pokręcił przecząco głową.
- Jestem całkiem zdrowy Bello. Przybyłem cię chronić.
Parsknęła śmiechem i oparła ręce na biodrach. Zastanawiała się, skąd on brał te bzdury, a co jeszcze dziwniejsze, czemu w głębi serca mu wierzyła. Nie mogła tego zrozumieć.
Ciemność była teraz bardziej przerażająca niż zwykle. Rozejrzała się po pustym parkingu, przeczuwając, że to jeszcze nie koniec wrażeń na jeden dzień.
- Udowodnij. – Miała nadzieję, że tym jednym słowem zbije go z tropu, że teraz nie będzie miał żadnej karty przetargowej, aby mogła uwierzyć w jego słowa.
Wziął jej dłoń w swoje duże ręce. Palcem namalował jej znak krzyża na liniach papilarnych. Po chwili znak zaczął jaśnieć na tyle mocno, że mogła chodzić z nim jak z latarką.
Odetchnęła głęboko, przyglądając się temu małemu cudowi.
- Ale… to jest niemożliwe.
Uśmiechnął się lekko. Jego twarz przez chwilę wydawała się bardziej ludzka.
- Wszystko jest możliwe. A teraz, nie mamy chwili do stracenia. Musisz udać się do domu, jak najszybciej. Czuję w powietrzu, że coś się zbliża. Jednego jestem pewny – nie jesteś na to gotowa.
Kiwnęła lekko głową. Wsiadła szybko do samochodu, by wykonać jego polecenie. Jednak i tym razem nie było jej dane odjechać.
Zobaczyła jak przez parking kroczy ubrany na czarno mężczyzna. Uśmiechał się, ukazując rząd równych, białych zębów. Długi płaszcz dokładnie przylegał do ciała, uwypuklając jego mięśnie.
Czuła jak serce zaczyna mocniej bić. Był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Zbudowany niczym atleta, wysoki brunet o nieziemsko mrocznym spojrzeniu.
Gdy stanął naprzeciwko Jacoba, zobaczyła różnice między nimi.
Niebo i piekło. Jasność i ciemność. Dobro i zło.
- Edward – wycedził Jacob, plując na ziemie.
- Dobrze cię widzieć, Urielu. Ładne wdzianko.
Bella nie mogła powstrzymać westchnienia na dźwięk jego głosu. Głęboki i drapieżny. Tak jak on.
Złapała się za usta, by nie mogli jej usłyszeć.
- Nie masz tutaj żadnej władzy. Odejdź, a nie stanie ci się krzywda.
Edward parsknął śmiechem. Przeczesał palcami bujne, ciemne włosy i spojrzał na Jacoba.
- Jesteś tylko pionkiem. Zdmuchnę cię niczym świeczkę, byś mógł wrócić do swojego domku.
Nie mogła na to patrzeć. Czuła jak coś dziwnego dzieje się w jej głowie. Po chwili osunęła się w ciemność, która nie była tak straszna jak przedtem.
Wygrasz. Ta bitwa jest twoja. Lecz wyniki wojny są jeszcze nieznane. Patrz uważnie. Obserwuj. Droga, którą kroczysz jest trudna i bolesna. Jednak finał będzie twój.
Zsyłam ci siłę i wiarę. A gdy nadejdzie odpowiednia chwila – usłyszysz mnie tuż przy sobie.
Bóg Twój przekazał moc Swoim Aniołom
by strzegli Cię na wszystkich Twych drogach.
Schronisz się w ich skrzydłach,
w piórach ich ukryjesz.
Ich wierność Twoją tarczą,
ocalą przed smokiem złym.
Oni na rękach swych poniosą Ciebie,
by kamień nie poranił Twych stóp.
Nie ulękniesz się mroku,
nie porazi cię strach,
Gdy mnie wzywać będziesz
ja wyzwolę Cię
Psalm 91
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 12:18, 15 Sie 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Zadziwiasz mnie coraz bardziej. Rozdział przeczytałam jednym tchem. Robi się coraz ciekawiej. Nie mogę się doczekać dalszej części.
Jacob(Uriel) vs. Edward - niebo vs.piekło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 21:22, 28 Wrz 2009
|
|
|
Dołączył: 28 Wrz 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wa-wa
|
|
rety to się nazywa prawdziwy talent. kochana jesteś świetna
Edit by Bells: Post jest za krótki!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|