Autor |
Wiadomość |
<
Twilight Fanfiction /
Opowiadania
~
[NZ] Utalentowana - rozdział 3 (24.06)
|
|
Wysłany:
Nie 13:59, 19 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce
|
|
Przyszłam się podzielić z wami swoją radosną twórczością ^^.
Opowiadanie ta ma póki co 6 rozdziałów, ale stanowią jedynie one początek tego co mam w zanadrzu. Całość opowiada o losach Belli- ale nie takiej, jaką ją znamy z sagi - reszty chętni dowiedzą się z lektury.
Zapraszam na:
Prolog:
Kolejne potknięcie, kolejna strużka krwi popłynęła z mojego kolana. Natychmiast się podniosłam i zaczęłam biec. Czułam oddech mojego oprawcy na karku. Obserwował mnie już od wielu dni - mężczyzna o ciemnych puklach i oliwkowej cerze. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam jego oczy o barwie fioletu* poczułam, że coś w nim mnie fascynuje, ale kiedy te same oczy o barwie szkarłatu pojawiały się w moich snach, budziłam się zalana potem, czując wszechogarniający mnie lęk. Jessica nie mieszkała daleko ode mnie, ale z całą pewnością mężczyzna nie mógł widzieć jak do niej szłam. Tak czy inaczej, czekał na mnie w samochodzie, kiedy wychodziłam z domu przyjaciółki. Od razu ruszyłam w kierunku bocznych uliczek, by nie mógł jechać za mną. Raz po razie odwracałam głowę i ciągle się przewracałam, nie zauważając przeszkód na swojej drodze. Upadłam na twarz. Już nie miałam siły wstać. Wtedy usłyszałam ciche kroki, ktoś zbliżał się w moją stronę. Podniosłam głowę.
- Pomocy - wyszeptałam.
Nieznajomy zbliżył się do mnie i położył dłoń na moim ramieniu - była lodowato zimna, aż dreszcze przebiegły mnie po plecach.
- Nic ci nie jest?
Mężczyzna podniósł moją twarz tak, bym mogła spojrzeć mu w oczy. Były koloru szkarłatu, jak te z moich najgorszych koszmarów, ale doszukałam się w nich czegoś jeszcze - współczucia.
Drugi, ten, który mnie śledził pojawił się z nikąd. Patrzył na całą scenę z góry, a na jego twarzy malował się szyderczy, pogardliwy uśmiech.
- Doprawy Eleazarze nie rozumiem skąd fascynacja Ara tą dziewczyną, to słabeusz. - Prychnął wyniośle.
- Ma niesamowity potencjał. Bariera jej umysłu jest nie do przebicia. Wyraźnie to czuję. Ona stanowi cudowne uzupełnienie kolekcji, Demetrii.- Na te słowa posłał mi uśmiech, który na tle zaistniałej sytuacji był dość groteskowy.
- Po prostu zróbmy to i wracajmy do Voltery. Jestem już spragniony.- Prześladowca nachylił się bliżej do mnie i zaczął odgarniać włosy z mojego karku - ten drugi natychmiast złapał go za nadgarstek.
- Pozwól, że ja to zrobię, nie kontrolujesz się zbyt dobrze. - Ujął moją dłoń w swoje. - Wybacz.
Demetrii wywrócił oczami.
- Po prostu to zrób.
I nagle świat się skończył. Istniał już tylko ból i ogień, który trawił moje ciało, komórka po komórce.
***
Minęło sto lat, a te obrazy wciąż były żywe. Większość mówi, że ich wspomnienia z bycia człowiekiem po latach stają się niewyraźne. Moje nie - nie chciałam zapomnieć o chwilach beztroski, kiedy żyłam nieświadoma tego, że demony żyją wśród nas. Spojrzałam w lustro. Kaskada brązowych loków opadała na moje odsłonięte plecy. Sukienka, którą polecono mi włożyć dzisiejszego wieczoru, była nieprzyzwoicie skąpa. Gorset sprawiał, że czułam się skrępowana, a dół czarnej niczym noc sukienki, który z przodu był krótki, a z tyłu miał długi tren, sprawiał, iż cały strój łącznie ze zbyt ekstrawaganckimi dodatkami i butami na niebotycznie wysokich obcasach wydawał się był, co najmniej niestosowny na elegancki bal w rezydencji panów i władców wampirzego świata. Pocieszająca była dla mnie jedynie myśl ponownego zobaczenia Eleazara i jego towarzyszki. Pamiętam jego ostatnie słowa, wypowiedziane do mnie w dniu jego wyjazdu, blisko pięćdziesiąt lat temu:
- Kiedyś też znajdziesz miłość i ruszysz za nią chociażby na kraniec ziemi. Dopóki jej nie zaznasz, będziesz ślepa na piękno tego świata, ale kiedy raz jej zasmakujesz otworzysz swoje oczy i duszę na otaczające cię cuda.
- A kiedy to się stanie? - Dopytywałam.
- Już wkrótce, moja droga. - Ucałował mnie w czoło i ruszył w stronę samochodu, który miał zawieść go do portu, a tam czekający na niego statek miał zabrać mojego jedynego przyjaciela, wraz z jego towarzyszką do Nowego Świata.
- Isabell już czas. - Głos Demetriego dobiegający zza drzwi wyrwał mnie z objęć wspomnień.
- Już idę. - Palcami przeczesałam włosy i wyszłam do czekającego na mnie wampira.
- Wyglądasz zjawiskowo - powiedział, gdy tylko stanęłam obok niego. Jedyne, na co było mnie stad, to uśmiech. Wziął mnie pod rękę i razem ruszyliśmy w stronę sali, gdzie odbywał się bankiet.
*Demetrii miał szkła kontaktowe koloru niebieskiego, co w połączeniu z jego własnymi źrenicami w kolorze szkarłatu dało fiolet.
Kontynuować?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez s.mapet dnia Śro 20:48, 24 Cze 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 16:53, 19 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 19 Kwi 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka (okolice Bydgoszczy)
|
|
interesujące....nie wiem jak inni ale czytajac to czułam sie jak bym czytała kolejną część tej wspaniałej sagi..to znaczy w pewnym sencie bo wiadomoze to nie to samo ale jest cudowne. Kontynułuj. Obiecuje, że będe czytac dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 19:18, 22 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce
|
|
Rozdział I pt."Złotoocy":
Na sali znajdowało się już blisko trzysta wampirów, a i tak nie była to nawet połowa zaproszonych gości. Nienawidziłam tego przepychu towarzyszącego wszystkim balom na zamku w Volterrze. Przez cały ten czas nie opuszczało mnie wrażenie, jakby to wszystko było jakimś niesmacznym żartem. Biorąc pod uwagę, że wampiry zachowywały się jak ludzie, za wyjątkiem jedzenia, wszystko tutaj wskazywałoby raczej na spotkanie towarzyskie a’la ludzie z wyższych sfer, niż populacji homo nocturis z całego globu. W całym tym tłumie dopatrzyłam się Heidii, która była moją jedyną deską ratunku, jeśli chodzi o delikatne i powolne pozostawienie Demetriego samopas. Denerwowało mnie już jego zachowanie i zupełny brak poszanowania dla mojej asertywności. Więc, kiedy co raz pytał się czy „otworze wreszcie przed nim swoje serce” z całą doza delikatności, na jaką było mnie stać odpowiadał, iż owszem, ale dopiero wtedy, kiedy zapomnę o naszym pierwszym spotkaniu, co raczej, jak to się wyraziłam „prędzej piekło mnie pochłonie, niż to nastąpi”. Więc stałam tam z boku sali wypełnionej naszą rasą ramię w ramię z Heidii, kiedy to pojawili się Oni.
Aro sunął z przodu, chodź właściwiej zabrzmiałoby unosił się w powietrzu, za nim Marek, na końcu Kajusz, poruszający się z podobną mu gracją, aż w końcu weszły żony. Kiedy wielka trójca zajęła swoje miejsca Aro natychmiast skinął w moją stronę, a ja, jak na wiernego sługę przystało, zmaterializowałam się przy jego boku. Renata od razu posłała mi spojrzenie pełne nienawiści - Heidii wytłumaczyła mi kiedyś, że jej niechęć do mnie spowodowana jest moimi dość zażyłymi kontaktami z jej panem, ale bynajmniej nie była to moja wina.
- Źle się bawisz moja droga - spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, tak dziadek patrzy na swoją wnuczkę.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - To było oczywiste kłamstwo, robienie dobrej miny do złej gry.
- Więc może zaszczycisz mnie tańcem?
Kiwnęłam ochoczo głową. Pierwszy mój taniec zawsze był zarezerwowany dla niego- to była nasza niespisana reguła. Zaczęliśmy tańczyć walca z gracją wirując pośród naszych gości. O ile wampiry wyglądają przepięknie w tańcu, tak miałam świadomość, iż nasz dwójka wygląda zjawiskowo. Taniec, oprócz książek stał się moją pasją i nawet teraz po stu latach czułam się szczęśliwa, porwana przez delikatne tony granej przez orkiestrę muzyki. Kiedy utwór dobiegł końca Aro ucałował moją dłoń i oddalił się. Wtedy ponownie zjawił się Demetrii.
- Czy mnie również uraczysz swoim towarzystwem na parkiecie?- Spytał delikatnie przyciągając mnie do siebie.
- Raczej nie. - Odpowiedziałam i jednym zwinnym ruchem wyślizgnęłam się z jego objęć, po czym zniknęłam mu z oczu, przeciskając się pomiędzy tańczącymi wampirami.
Wyszłam na zewnątrz. Volterra skąpana była w jasnym świetle księżyca, które sprawiało, iż w moim odczuciu to wszystko, co się tutaj działo było jeszcze bardziej surrealistyczne. Na dole pod zamek podjeżdżały kolejne samochody, a z nich wysiadały kolejne wampiry. Jedni udawali nad wyraz pewnych siebie, ale po większości widać było, że odczuwają lekki niepokój. Kiedy tak się im przypatrywałam dostrzegłam jego- Elezara. Nie zmienił się od naszego ostatniego spotkania, poza tym, że wydawał się wyjątkowo odprężony. U jego boku stała czarnowłosa kobieta, a jej cera tak samo jak i jego miała delikatne oliwkowe zabarwienie. Radość, jaka przepełniała moje serce była nie do opisania. Mimo stroju, jaki miałam na sobie wyskoczyłam z balkonu delikatnie lądując na palcach, tak by nie połamać sobie obcasów. W jednej chwili podbiegłam do nich i z nieukrywanym entuzjazmem rzuciłam się Elezarowi na szyję- nie poczuł się zawstydzony tym gestem, wręcz przeciwnie, przyciągnął mnie do siebie i przytulił tak, jak to robił jeszcze parę dekad temu pocieszając mnie.
- Stęskniłam się za tobą. - Wyszeptałam.
- Ja za tobą również, moja mała Bello.
Spojrzałam w jego oczy i to, co zobaczyłam wprawiło mnie w nieme osłupienie. Jego oczy nie były już koloru szkarłatu, a jawiły się płynnym złotem. Aby się upewnić rzuciłam okiem na jego partnerkę, która najwyraźniej rozumiała, jak dla nas to powitanie było ważne - jej oczy również były bursztynowe.
- Ale jak to?
- Zmiana diety. - Powiedział Elezar uśmiechając się do mnie promiennie, jakby wiedział, o co chciałam zapytać.
Przytaknęłam tylko i odsunęłam się krok w tył.
- Bello chciałbym ci przedstawić moją narzeczoną Carmen - mój przyjaciel wskazał ręką na towarzyszącą mu wampirzycę.
- Miło mi cię poznać. Tak wiele o tobie słyszałam. - Powiedziała, kiedy uścisnęła moją dłoń.
-Cała przyjemność po mojej stronie. Proszę- wskazałam ręką na drzwi - zapraszam do środka.
Gdy tylko pojawiliśmy się na sali, Elezar bezzwłocznie podszedł do Ara, aby, jak to ujął w słowa, „zrobić pierwsze, dobre wrażenie.” Przez chwilę wymieniali pomiędzy sobą uprzejmości, ale kiedy podeszłam władca Volterry wydawał się mieć dużo poważniejsza minę.
- Więc i ciebie Carlisle przekonał do swoich dość kontrowersyjnych dla naszego gatunku racji.
- Dobrze wiesz, że ciągłe zabijanie tylko mnie męczyło, nie musiał długo mnie namawiać.
- Jak mniemam, twoja ukochana również jest na diecie zwierzęcej. - Ciągnął Aro, a w jego głosie wyczułam nutę pogardy dla mojego przyjaciela.
- Oprócz nas są jeszcze trzy siostry. Zapewne przybędą z Cullenami.
To nazwisko wypowiedziane przez Elezara coś mi mówiło. Carlisle, Carlisle Cullen… chwilę zajęło mi zrozumienie, że to przyjaciel Ara, o którym ten raczej niechętnie wspomina z racji ich nieco różniących się poglądów. Myśl o piciu zwierzęcej krwi nie tylko jego odrzucała - ja sama nie byłabym prawdopodobnie sprostać czemuś takiemu.
- Jeśli można mi zmienić temat. Chciałem cie poinformować o dość ciekawym odkryciu, którego dokonałem- ton głosu Elezara widocznie dawał do zrozumienia, że ma coś ważnego do zakomunikowania. - Spotkałem bliźnięta - chłopca i dziewczynkę w wieku piętnastu lat. Wyczuwam, że oboje mają dość duże predyspozycje, jeśli wiesz, o czym mówię.
- Gdzie to było?
- Tu w Volterrze. Chłopak niezwykła moc- póki, co jedynie wprowadził mnie w stan lekkiego zobojętnienia, kiedy próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej, natomiast dziewczyna sprawiła, iż poczułem lęk. Oby dwoje robią to, póki co nieświadomie, ale jestem pewien, że kiedy zostaną wampirami mogą być niezwykle potężni…
- Demetrii, Feliks… - niby słowa te Aro skierował w powietrze, ale już wkrótce przy jego bokach stało dwóch wampirzych strażników. - Przyprowadźcie tutaj te dzieci. – rozkazał.
- Przyjacielu nie uważasz, że jeszcze na to za wcześnie. - Srebrnowłosy tylko uciszył go gestem ręki.
- Dziękuję za twą pomoc Elezarze. Czuj się jak u siebie i baw się razem ze wszystkimi tu zebranymi.
Wampir odszedł w kierunku Carmen, a ja podążałam jego śladem. Ogarnął mnie smutek na myśl, iż już nie ma mojego Elezara, który gładził mnie swoją dłonią po głowie i nauczał literatury oraz sztuki. Poszukiwałam winnego odebrania mi jedynej osoby, która kiedykolwiek tak naprawdę mnie rozumiała i wtedy ujrzałam ich- kolejnych złotookich. Momentalnie poczułam w sobie wszechogarniająca nienawiść.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 20:33, 22 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2493
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Demetri "kokietujący", jeśli można tak powiedzieć o facecie, Bellę?
A te bliźnięta... chodzi o Jane i Aleca, tak?
Podoba mi się - szczególnie styl jak i sam pomysł. I czekam na kontynuację
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 14:16, 23 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 13 Lut 2009
Posty: 761
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Forks
|
|
Prolog świetny! Przeczytałam także twój pierwszy rozdział. Straasznie mi się spodobał i fajnie by było dowiedzieć się więcej o dalszych losach Belli Wstawiaj kolejny rozdział
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Justka xP dnia Pią 11:59, 24 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 10:58, 24 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 19 Kwi 2009
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka (okolice Bydgoszczy)
|
|
Świetne Czakam na dalszą część:] Naprawde masz talent, podoba mi się styl pisania i to co się dzieje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 18:08, 28 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Bardzo spodobał mi się pomysł na to opowiadanie. Oryginalne.
Miło poczytać o Volturi od innej strony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 20:47, 24 Cze 2009
|
|
|
Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kielce
|
|
Nie będę się tłumaczyć dlaczego tak długo nic tu nie dodawałam, bo powiedziałam już to Bells ;D. Serdecznie przepraszam i dodaje 2 rozdziały. Kolejny już jutro.
Rozdział II pt."Przemiana":
Walkę stworzyła natura, nienawiść jest wynalazkiem człowieka.
Na twarzy Ara zawitał szeroki uśmiech, kiedy w drzwiach pojawiło się siedmiu złotookich wampirów. Z przodu zapewne stała głowa rodziny Cullenów - Carlisle, który wydawał mi się być za młody na rolę, jaką sprawował. Spodziewałam się kogoś bardziej dostojniejszego - tymczasem moim oczom ukazał się wampir, który niewidzialnym markerem miał wypisane na czole „Przyjaciel Ludzi” - przynajmniej w moim mniemaniu. Jego rodzina weszła tuż za nim. Byli wyjątkowo pewni siebie i nie rozglądali się na boki. Jedynie niska, czarnowłosa dziewczyna odwróciła na chwilę głowę w moją stronę i posłała mi pełne serdeczności spojrzenie. W tym samym momencie moja uwaga skupiła się na dążącym z tyłu pochodu samotnym wampirze o rdzawo-miedzianym odcieniu włosów. Miał idealnie dopasowany czarny garnitur oraz koszulę, której kołnierz był postawiony. Kiedy tak się mu intensywnie przyglądałam, zauważyłam, że jego wzrok biegał po zebranych tu wampirach, jakby przywoływali go do siebie.
- To Edward Cullen. - Eleazar najwyraźniej zauważył moją niemą fascynację nieznajomym. - Ma bardzo subtelny dar, który sprawdza się na każdym w tej Sali, za wyjątkiem ciebie.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, domagając się większej ilości informacji.
- Potrafi czytać w myślach…- odpowiedział na moje nieme pytanie.
- Musi być to dla niego bardzo męczące, słyszeć tyle głosów w swojej głowie. - Powiedziałam na tyle głośno, iż ten spojrzał się na mnie. Współczułam mu - ,podczas, gdy moja głowa należała tylko do mnie, jego nawiedzało tysiące myśli, których niekoniecznie chciał wysłuchiwać. Jednak to uczucie momentalnie zostało zagłuszone przez złość, jaką chciałam odczuwać w stosunku do tej całej wampirzej rodziny. To oni namówili mojego Eleazara na tą dietę, to przez nich mój Eleazar nie był już upragnionym przyjacielem. Zacisnęłam pięści w nadziei, iż nie będę musiała przebywać dzisiaj w ich towarzystwie. Aro skinął na mnie ręką, gdy tamci stali już grzecznie w rządku niczym harcereczki u stóp podestu, na którym siedział mój pan wraz z Markiem i Kajuszem.
- Carlisle, chciałbym przedstawić ci moją drogą Isabell. To prawdziwy diament w mej kolekcji.
- Doprawdy? - Jasnowłosy wampir wydał się być zainteresowany. – Jestem Carlisle Cullen, a to moja rodzina. - wskazał dłonią, po czym wyciągnął ją w moją stronę. Mój honor kategorycznie zabraniał podania mu mojej.
- Isabell. - skinęłam jedynie głową.
Edward, wampir, który czytał w myślach, spojrzał na mnie z widoczną dezaprobatą, na co odwróciłam się tyłem do zebranych i ruszyłam w stronę Feliksa, chcąc odreagować całą tą szopkę, jaką zechciał sobie urządzić Aro.
- Nie podobają mi się ci cali złotoocy. - szepnął wampir w moją stronę, gdy tylko stanęłam obok niego.
- Wiedz, że nie tylko ty masz takie zdanie.
W pewnym momencie odwróciłam się i zobaczyłam tępo gapiącego się we mnie Demetriego. Feliks podążył za moim wzrokiem.
- Demetrii widocznie jest zdesperowany, co do chęci zaimponowania twojej osobie. - Rzucił tak po prostu, jak gdyby komentował pogodę.
- Cierpienie uszlachetnia.
- Więc może niech jeszcze trochę pocierpi? - Dodał w odpowiedzi i podał mi swoją dłoń, zapraszając do tańca.
Z przyjemnością przystanęłam na tę propozycję i już po chwili tańczyliśmy pełne namiętności tango, którego widoku Demetrii najwyraźniej nie mógł znieść.
- A co z tym bliźniętami, które mieliście tutaj sprowadzić? - Spytałam, gdyż mojej uwadze nie uszło, iż nie było ich około piętnastu minut.
- Są już w komnatach. Po balu Aro się nimi zajmie.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, w jaki sposób Aro chce zająć się dwójką nieznajomych dzieci. Mojej uwadze nie uszło, iż ze mną było podobnie. Eleazar i Demetrii po prostu dostali zadanie - znaleźć i dostarczyć „dobry materiał” na wampira. I oto jestem na zawsze zatrzymana w wieku siedemnastu lat. Nigdy się nie zestarzeję, nie ujrzę pierwszych zmarszczek na mojej twarzy i chodź ciekawość, co do poznania smaku starości nurtowała mnie już od wielu dekad w głębi duszy byłam wdzięczna za swój los. Będę mogła żyć wiecznie, niezmienna, nie znając chorób, a posmak śmierci dane mi będzie tylko wtedy poczuć, kiedy sama będę ją zadawać.
Spojrzałam na Feliksa. Umięśniony, wysoki o włosach krótko ściętych był uosobieniem mężczyzny, w którego ramionach każda kobieta mogłaby poczuć się bezpieczna. Sto lat samotności spowodowało, iż coraz częściej myślałam o tym, że nigdy nie zaznałam miłości - obietnica Eleazara stała się tylko pustymi słowami rzuconymi na wiatr.
***
Nadchodził poranek i większość naszych pobratymców zdążyła już opuścić Volterrę. W pokojach dla gości pozostały jedynie wampiry, jak to się wyraził Aro „szczególnie bliskie jego sercu”, w tym takżerodzina Carlisle’a. Eleazar i Carmen również zajęli jeden z pokojów w górnej kondygnacji zamku. Ja natomiast szłam w kierunku pokoi, w których zostały zamknięte owe bliźnięta o podobnież nadzwyczajnych predyspozycjach. Byli już tam wszyscy, którzy zbierali się przy takich okazjach: Aro, Feliks, Demetrii i Renata. Ja byłam tylko potrzebna, jako tarcza umysłowa dla wszystkich tu zebranych.
- Ach, Isabell, nareszcie możemy zaczynać. - powiedział Aro, głaskając chudą, ciemnowłosą dziewczynkę po głowie. - Pozwoliłaś długo nam na siebie czekać.
- Wybacz, panie. - Przyklękłam, dając tym samym wyraz mojej skruchy.
Dotknięcie jego dłoni w moim przypadku nic by nie znaczyło.
- Wybaczam, a teraz zajmij proszę swoje miejsce.
Stanęłam koło Feliksa, który posłał mi zdziwione spojrzenie. W tym samym czasie Aro wgryzł się już w szyję dziewczynki i wprowadził jad do jej krwioobiegu. Gdy tylko usłyszałam jej pierwszy krzyk mimowolnie chwyciłam dłoń stojącego obok mnie wampira i mocniej ścisnęłam. Wraz z tym, jak oglądałam agonię dziewczynki, powróciły do mnie wspomnienia z mojej przemiany. Przerażona młoda kobieta, która uciekała przed swoim losem, a w tak głupi sposób wpadła w jego sidła.
- Demetrii, Isabell, pilnujcie jej podczas przemiany. Ja, Feliks i Renata
zajmiemy się chłopakiem. – Rozbrzmiał głos Ara, który ublizywał usta z krwi. Obydwoje tylko kiwnęliśmy głowami i wzrokiem odprowadziłyśmy pozostałych do drzwi.
Przyglądaliśmy się agonii czarnowłosej przez trzy dni, aż w końcu krzyki i jęki bólu ustały, zaczęła oddychać swobodniej, a jej serce biło coraz wolniej, by wreszcie stanąć, budząc w ten sposób do życia; nowego, wiecznego zabójcę. Dziewczyna od razu spojrzała na nas z widoczną chęcią mordu w oczach. Natychmiast założyłam na Demetrim barierę, czekając na pierwszy ruch dziewczynki. Jak na zawołanie podniosła się i ruszyła w stronę mojego towarzysza, zwalając go jednocześnie z nóg. Jej przewaga jednak nie była zbyt wielka, a wampir, którego zaatakowała był zbyt wprawiony w walce, by mogła utrzymać ją na dłużej. Zdecydowanym ruchem wykonał manewr, który pozwolił mu utrzymać ją w kleszczach jego ramion.
- Zrób coś! - wrzasnął do mnie, kiedy dziewczyna zatopiła zęby w jego ręce.
- Heidii!- krzyknęłam jak najgłośniej, tak, by wampirzyca mnie usłyszała. Za chwilę stała już w drzwiach, ze zdumieniem wpatrując się w scenę rodem z horroru. Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę dziewczynki i przyłożyła swoje dłonie do jej głowy - czarnowłosa momentalnie zesztywniała i opadła na ziemię.
- Jest świadoma?- Zapytałam. Tylko raz widziałam, jak Heidii używa swojego daru , zwykle nie było takiej potrzeby.
- Tak, możesz do niej mówić. Nie powinna was zaatakować przez najbliższe pół godziny.
Po tych słowach wampirzyca odwróciła się w kierunku drzwi i pozostawiła nas samych z naszym „małym problemem”.
- Pora zacząć przedstawienie. - Powiedziałam teatralnym głosem, po czym ukucnęłam koło nowonarodzonej tak, aby mieć jej twarz na wysokości swojej.
Rozdział III pt."Zadanie":
Z umarłym lepiej nie podróżować.
Dziewczyna wciąż nie odrywała ode mnie wzroku. Już nie była oszołomiona, ale wszystko to, co jej opowiedziałam podczas tego półgodzinnego monologu sprawiło, iż siedziała spokojnie. Demetrii przyglądał się tej scenie z niedowierzaniem – sprawiłam, że wilk stał się łagodny jak owieczka.
- Pozwolisz, że zadam ci jedno pytanie?
Czarnowłosa kiwnęła twierdząco głową.
- Jak masz na imię?
- Jane, a mój brat to Alec. Gdzie on jest? - Dopiero, co wyrwana z otępienia przejęła się losem brata, którego nie widziała już ponad 3 dni.
- Przechodzi dokładnie to, co ty. Są z nim inni. Wkrótce będziesz mogła się z nim spotkać.
- A czemu nam to zrobiliście? – Tego pytania się bałam. Tym bardziej, że zupełnie nie wiedziałam jak wytłumaczyć piętnastoletniej dziewczynie, która dowiedziała się, że od dziś na posiłki będzie spożywała krew. A to wszystko przez fascynację mojego pana wyjątkowymi wampirami.
- Tak musiało być.- Spuściłam swój wzrok, gdyż nie miałam odwagi powiedzieć jej, jaka jest prawdziwa przyczyna jej przemiany – stanie się bronią w rękach wampirów, którzy za własną sprawą wysyłali hordy sobie poddanych pobratymców. – Muszę, póki co, iść. Już wkrótce ktoś przyjdzie i zabierze cię do brata. – Spojrzałam na Demetriego, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.- Zostawiam cię i proszę o to, abyś nie zrobiła mu krzywdy, dobrze?
Dziewczynka kiwnęła głową i posłała mi uśmiech, który z cała stanowczością lepiej pasowałby do grzecznego aniołka niż maszyny do zabijania.
Pośpiesznie opuściłam komnatę. Szybko doszło do mnie, że od dłuższego czasu nie piłam krwi, przez co stawałam się nieco bardziej rozdrażniona niż zwykle. Stopniowo wchodziłam na wyższe kondygnacje holu, gdzie ujrzałam Elezara wraz z jego towarzyszką i Cullenami. Uśmiechali się do siebie i wymieniali serdeczności.
„Już idzie. Będzie tu za trzydzieści sekund.”- Dobiegł mnie czyjś szept, który najwyraźniej należał do któregoś z Cullenów.
Mój przyjaciel natychmiast się obrócił i posłał mi pełnie niecierpliwości spojrzenie.
- Bells, czekam na ciebie już od dwóch dni.
- Mieliśmy mały problem z nowymi, ale już wszystko w porządku.
Wampir o imieniu Edward, który podobno czytał w myślach przyglądał mi się intensywnie jak gdyby próbował mnie rozszyfrować.
- Twoje próby na nic się nie zdadzą.- Powiedziałam, nie wytrzymując już ciężaru jego spojrzenia.
- Wyjeżdżamy z Volterry, ale najpierw chciałem cię o coś prosić, jednocześnie dając ci pewnego rodzaju propozycję. – Eleazar ponownie się do mnie zwrócił.
- W takim razie, zamieniam się w słuch.
- Za miesiąc odbędzie się mój ślub z Carmen- tu posłał swojej narzeczonej spojrzenie tak bardzo przepełnione miłością, że aż mnie zemdliło- i chcielibyśmy, abyś pojawiła się na nim jako świadek.
Taki obrót sytuacji całkowicie mnie zaskoczył. Z całą pewnością nigdy nie byłam aż zanadto wierząca, a biorąc pod uwagę, że nie należę raczej do osób romantycznych, nie za bardzo przypadł mi do gustu ten niedorzeczny pomysł.
- I nawet nie próbuj im odmawiać.- Powiedziała niska wampirzyca, która uprzedniego wieczora przyglądała mi się.
- Elezarze, nie jestem pewna, co na to Aro. Nie powinnam, póki co, opuszczać Volterry…
- Bzdura, Isabell…- usłyszałam głos mojego pana za sobą.- Uważam, że drobne wakacje dobrze ci zrobią. Może powinnaś zostać nawet w Ameryce na dłużej. Jeśli nie będzie z tym problemu, oczywiście- ostatnie słowa wypowiedział patrząc się to na mojego przyjaciela, to na Carlisle’a.
- Ależ skąd - pochwycił blond wampir. – Postaramy się również w jakiś sposób umożliwić jej spożywanie ludzkiej krwi.
Cały ten pomysł mi się nie podobał, ale zdecydowanie brak przymusu do picia krwi zwierząt miał być plusem, jeśli już wyjazd miał dojść do skutku.
- Więc, Bello, może przybędziesz do nas za tydzień. Przygotujesz się do podróży, zakupisz odpowiednie stroje, pomożesz nam w organizacji wesela.
Aro spojrzał na mnie wymownie. Pozostało mi jedynie skinąć głowę na potwierdzenie mojego przyjazdu do Ameryki.
***
Następnego ranka miało być deszczowo, co zapewne pomoże mi w mojej podróży. Siedziałam w swoim pokoju, przygotowując się do wyprawy, pakując do torby ciuchy, które kupiłam uprzednio z Heidii, by sprawiać pozory osoby „wrażliwej” na pogodę. Moich uszu dobiegło ciche pukanie i już po chwili w drzwiach dostrzegłam stojącego Feliksa.
- Hej.- Powiedział, patrząc się na mnie. W jego oczach dostrzegłam smutek.
- Cześć.
- Już jutro opuszczasz Volterrę?- Spojrzał na moje torby, po czym mocniej ścisnął swoje pięści.
- Tak.- Spuściłam swój wzrok, nie chcąc ukazać mojego niezadowolenia z tego powodu.
Nawet nie usłyszałam, jak się do mnie zbliżył. Dłonią podniósł moją twarz do góry i spojrzał w moje oczy, po czym złożył na moich ustach pocałunek. Nie przerwałam go, chodź nie odczuwałam przyjemności z bycia z nim blisko. Traktowałam go jak kogoś, kto może stać się dla mnie następcą Eleazara, tymczasem on najwyraźniej pragnął czegoś więcej. Więc czemu nie miałam dać się porwać tym pieszczotom? Teraz go nie kocham, ale być może z czasem będę widzieć w nim swojego towarzysza już na wieczność. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, a on włożył kosmyk moich włosów za ucho.
- Bells, doskonale zdaję sobie sprawę, że w tej chwili nie czujesz do mnie tego, co ja do ciebie, ale obiecaj mi, że kiedy będziesz tam w Denali, nie zapomnisz o mnie.
- Feliks, przecież doskonale wiesz, że nie jestem w stanie zapomnieć przyjaciela.
- W tym rzecz, Bello, ja już nie chcę być tylko twoim przyjacielem. Zbyt długo oszukuję sam siebie i tłumię w sobie uczucia, jakie do ciebie żywię.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale jedno było dla mnie całkowicie pewne- póki co, musiałam dać sobie czas na przemyślenia czy ja również chcę być w tym związku, a już bardziej, w jakim charakterze. Wtuliłam się w jego tors, na co on przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Teraz daj mi czas, ale kiedy już wrócę, dam ci odpowiedź.
Feliks złożył na moich ustach kolejny pocałunek, ale ten był bardziej subtelny. Nagle usłyszałam ciche chrząknięcie i obydwoje odwróciliśmy wzrok w stronę drzwi, w których stał Aro razem z Demetrim. Ten drugi przypatrywał się z wyraźnie wypisaną na twarzy nienawiścią do wampira.
- Szukałem cię. Mamy zająć się tym bliźniętami. - powiedział w naszą stronę, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku schodów.
Feliks rzucił mi ostanie, pełne tęsknoty spojrzenie i ruszył za swoim kompanem. Z ruchu jego warg udało mi się jedynie odczytać „Żegnaj”.
Usiadłam na łóżku, przeczesując jednocześnie swoje włosy palcami. Oczekiwałam na to, co ma mi do powiedzenia Aro, ale ten tylko wymownie milczał.
Spojrzałam mu wyzywająco w oczy.
- Moglibyśmy pozostawić to bez komentarza?- Zapytałam, pełna nadziei na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
- Powiem tylko, że najwyraźniej się myliłem, sądząc, iż to Demetrii uczyni cię szczęśliwą, ale najwyraźniej trauma, jaką ci zadał, nie minęła przez te wszystkie lata.- Jego wypowiedź zabrzmiała bardziej jak wywód psychologa niż jak odpowiedź króla.
- Właściwie, to można to tak ująć. Co cię sprowadza? Przyszedłeś życzyć mi szczęśliwego wypoczynku wśród wybryków naszego gatunku? – Mój ton był zdecydowanie zbyt szorstki, jednakże moja niechęć do tego wyjazdu była silniejsza ode mnie.
- Nie, Isabell. – Powiedział do mnie, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. – Przyszedłem ci rozkazać sprowadzenie tu wszelkimi siłami Edwarda i Alice Cullen. Nawet nie próbuj bez nich wracać.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Dziwi cię to? Edward i Alice to dwa wampiry o szczególnych zdolnościach, dzięki którym stałbym się nieomylny niczym sam Bóg. Co mi więc pozostaje, jak nie wysłanie mojego najcenniejszego skarbu, by zwrócił mi przysługę, jaką było podarowanie mu nieśmiertelności? Masz pół roku. To wystarczająco dużo czasu, by znaleźć odpowiedni pretekst dla ich przyjazdu tutaj.
Kiwnęłam głową, choć pamiętając niechęć miedzianowłosego do mnie, powodzenie mojej misji, nie było znowu takie pewne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 10:23, 27 Cze 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Nie ma to jak dwa w jednym.
Końcówka mnie zaskoczyła, jednak po dłuższym zastanowieniu, stwierdziłam, iż mogłam się tego spodziewać. Przecież Edward i Alice to bardzo "szczególne" wampiry.
Bardzo spodobała mi się ta sytuacja z Jane. Jej zachowanie i w ogóle.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|