Autor |
Wiadomość |
<
Twilight Fanfiction /
Opowiadania
~
+16 [NZ] La Rosa Negra 31.08 rozdział X
|
|
Wysłany:
Pon 11:04, 06 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Witam wszystkich ...
Jest to mój drugi ff w zupełności różniący się od pierwszego...
Będzie opowiadał o losach Belli, jako studentki mającej wieczorami drugie życie. W większości postacie są ludźmi. Sceny +18 jak na razie nie są przewidziane, ale kto wie dokąd poprowadzi mnie moja niepoprawna wyobraźnia ;D
Proszę o opinię i słowa krytyki Wink Na początek prolog...
Pozostaje mi życzyć miłego czytu-czytu^^
BETA: frill
PROLOG
Stałam przez chwilę przed wielkimi, drewnianymi drzwiami, bardziej przypominającymi wrota do zamku niż wejście do klubu, wahając się, czy dobrze postępuję. Pchnęłam je z całej siły i wbrew pozorom nawet nie zaskrzypiały. Weszłam niepewnym krokiem do środka i znalazłam się w szerokim holu, w którym panowała ciemność. Być może, nie jest to najlepsze miejsce dla osoby takiej jak ja, ale ciekawszej oferty nie znalazłam przez ostatnie trzy tygodnie. Oszczędności zaczynały się kończyć, więc musiałam to zrobić.
- Przepraszam, jest tutaj ktoś? - Zapytałam z niepokojem w głosie. Ponownie ogarnęły mnie wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, przekraczając próg. Poczułam powiew zimnego powietrza, który wywołał dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa. Usłyszałam chrapliwy śmiech i czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia.
- Nie bój się, maleńka, ja nie gryzę - wzdrygnęłam się na dźwięk tych słów, po czym delikatnie odwróciłam głowę. Chciałam wiedzieć, do kogo należy ten szept, lecz moim oczom ukazały się jedynie lekko opadające blond włosy i białe, równe zęby. Przez ogarniającą nas ciemność nie byłam w stanie dostrzec niczego więcej.
- Szukasz pracy? – Mężczyzna upewnił się, popychając mnie lekko do przodu. Przytaknęłam głową, ponieważ głos zamarł mi w gardle. Koncentrując się na osobniku, od którego zalatywało alkoholem, nie zauważyłam, że zostałam wprowadzona do innego pomieszczenia i znajdowałam się obecnie w środku klubu. W oczy rzucił mi się długi, biały blat fantazyjnie oświetlony przez małe reflektory, a tuż za nim bar. Piękne szklane gabloty, wypełnione po brzegi różnego rodzaju napojami, lśniły w tysiącach odcieni. Efekt był niesamowity. Spostrzegłam, że jest to zasługa wielkiej, różnobarwnej kuli, zwisającej leniwie pod sufitem.
Po pierwszym oszołomieniu rozejrzałam się wokół. Sala wydawała się niewyobrażalnie duża, pomarańczowy parkiet był otoczony przez loże obite czarną skórą, która idealnie kontrastowała z krwistoczerwonymi ścianami. Odwróciłam się i ujrzałam dwa pomieszczenia nakryte kolebkowym sklepieniem. Jedno było całkowicie odsłonięte i można było dostrzec najnowocześniejszy sprzęt. Domyśliłam się, że zapewne jest to miejsce DJ’a. Większą uwagę przykuło drugie lokum, trochę bardziej obszerne i zaszklone.
Wnętrze klubu różniło się diametralnie od holu, w którym spotkałam nieznajomego. Ups, chyba o nim zapomniałam. Pomyślałam i zwróciłam się w stronę baru, o który opierał się tajemniczy mężczyzna. Zauważył moje zainteresowanie i skinął dłonią, abym do niego podeszła. Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc i wolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku. Miałam okazję dokładnie mu się przyjrzeć, ponieważ miejsce, w którym stał zostało oświetlone przez padające smugi reflektorów.
Był wysoki, nawet nieźle zbudowany. Posiadał półdługie, blond włosy delikatnie opadające na uszy. Oczy koloru ciemnej zieleni otaczała siateczka zmarszczek. Świdrował mnie spojrzeniem i nie mogłam oderwać wzroku od jego pięknych tęczówek. Prawdopodobnie to zauważył, ponieważ zaśmiał się cicho, a ja w tym samym momencie spłonęłam rumieńcem. Opierając się o blat, ze szklanką whisky wyglądał niezwykle seksownie. Poczułam lekkie mrowienie w dole brzucha. Opanuj się, przecież nawet go nie znasz. Skarciłam się w myślach, po czym podeszłam, wyciągając dłoń w jego kierunku.
Uśmiechnął się podejrzliwie i podał mi rękę. Jej ciepło przeszyło wszystkie komórki mojego ciała.
- Carlisle – przedstawił się, przytulając mnie lekko.
- Isabella… - szepnęłam, a po chwili dodałam nieco głośniej. - Bella… Swan.
Tak oto, dałam sobie kolejną szansę. Nowe życie, którego historia zaczęła się w tym klubie. W klubie zwanym La Rosa Negra.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kithira dnia Pon 18:46, 31 Sie 2009, w całości zmieniany 12 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 14:30, 06 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Zaczyna się ciekawie nie powiem
Zastanawiam się, co dalej z tego wyniknie.
Carlise właściciel klubu? He he tego jeszcze nie było(chyba). Zastanawiam się, co z tego wyniknie
Wiedz, że jeśli szybko nie dodasz kolejnych części to wejdę na ts i tam to przeczytam
Widziałam, że dodałaś tam już drugi rozdział
Albo wiesz co? Już lecę czytać. Nie obiecuje, że skomentuje, ale idę czytać
Veny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 17:47, 06 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Początek ciekawy, intrygujący. Czyli taki jak powinien być.
Bardzo oryginalny pomysł na opowiadanie.
Liczę na szybkie rozwinięcie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 17:51, 06 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
A ja już jestem po lekturze rozdziału drugiego i powiem, że masz plusa za to, że oni zostali wampirami.
Ten Carlise jest taki inny.
Masz świetny styl i nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów.
Będzie Edward?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 17:56, 06 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Moje drogie mam nadzieję, że się spodoba
ROZDZIAŁ I
BETA: frill dziękuję :*
[link widoczny dla zalogowanych]
- Co podać? – Zapytałam, uśmiechając się do następnego mężczyzny, starającego się o mój numer telefonu.
- Najlepiej ciebie – szepnął, zmniejszając odległość między naszymi twarzami. Poczułam zapach alkoholu wydobywający się z jego ust i spostrzegłam zamglony wzrok, lustrujący mnie z góry na dół.
- Niestety, takich słodkości nie podajemy – odpowiedziałam, cmokając w powietrze. – Może zdecyduje się, pan, na coś innego? - Zmusiłam usta do sztucznego uśmiechu. Nie lubiłam takich sytuacji. Owszem, minęło pół roku, odkąd pracuję w tym klubie jako barmanka, ale napaleni mężczyźni z alkoholowym chuchem nie należeli do ulubionych atrakcji wieczoru.
- W takim razie, dzisiaj pozostanę przy Apres Ski - miał minę zbolałego psa, a w jego głosie było wyraźnie słychać nutkę zawodu.
Odwróciłam się na moment, aby przyrządzić drinka. Zmieszałam wszystkie płynne substancje, po czym wlałam je do przezroczystej szklanki, do połowy wypełnionej lodem. Dolałam lemoniady, zawieszając na końcu plasterek cytryny i listek mięty. Postawiłam zamówienie przed klientem, który nie mógł oderwać wzroku od mojego ciała. Jego spojrzenie utkwiło w zagłębieniu mojego, dość skromnego, dekoltu. Przeszedł mnie lekki dreszcz, wywołany odrazą, jaką napawał mnie ten mężczyzna.
- Należy się sześć dolarów – powiedziałam chłodno, mając nadzieję, że nie będzie więcej się do mnie przystawiał. Wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni i podsunął wyliczoną kwotę. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on mrugnął do mnie. Po chwili już go nie było. W duchu cieszyłam się, że dał sobie spokój. Wielu klientów męczyło mnie do tego stopnia, że musiałam wzywać ochronę.
Spojrzałam na ludzi bawiących się w kubańskim rytmie. Był to jeden ze spokojniejszych wieczorów, niedziela nie była ulubionym dniem zabaw. Na parkiecie można było dostrzec tak samo młodych ludzi, którzy przyszli się rozerwać po ciężkim dniu, jak i dojrzałych, pewnych siebie, bogatych obywateli naszego kraju, którzy w dzień byli wzorem cnót dla szarego społeczeństwa, a wieczorami, właśnie w takich miejscach ukazywali swoje prawdziwe żądze i upodobania.
Wzrok wszystkich zawsze przyciągało tych dwoje, tańczących pośród tłumu. Nora, dziewczyna kusząca mężczyzn każdym, nawet najmniejszym ruchem ciała i Emmett, przyciągający kobiety swoją niebywałą muskulaturą i namiętnością, która emanowała z jego oczu podczas tańca. Byli dla siebie stworzeni, obydwoje niespotykanie piękni i poruszający się z gracją, jakiej każdy im zazdrościł. Tworzyli jedność, ale wyłącznie na parkiecie. Emmett dbał o nią i chronił od zawsze, darząc braterską miłością. Tego samego nie mogłam powiedzieć o Norze, która od lat była w nim zakochana. Ciężko mi patrzeć, jak ranią się nawzajem, ale starałam się nie wtrącać w ich relacje. Nora prosiła, abym nigdy nie powiedziała o jej uczuciach Emmettowi. Nie rozumiałam jej, ale jako przyjaciółka musiałam obiecać milczenie.
- Bella! - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Alice, mojej drugiej serdecznej przyjaciółki i współlokatorki. Spojrzałam na nią, po czym oniemiałam, rozszerzając oczy z zachwytu. Wyglądała olśniewająco. Miała na sobie bladoróżową sukienkę sięgającą przed kolano, odciętą pod biustem dużą czarną kokardą (http://www.zeberka.pl/img/el/802_1.jpg ), która idealnie współgrała z jej bladą cerą. Założyła swoje ulubione szpilki, a w ręce trzymała kopertówkę w kolorze kreacji. Jej oczy błyszczały ze szczęścia, a krótkie włosy delikatnie otulały twarz, na której pojawił się szeroki uśmiech.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dostrzegłam coś jeszcze. Stał za nią wysoki mężczyzna o wyrazistych rysach twarzy, błękitnych oczach i ciemnych, rozczochranych włosach. Miał na sobie skórzaną kurtkę, spod której wystawał kawałek niebieskiej koszuli. Muszę przyznać, że potrafiła poderwać przystojnych facetów. Posiadała na swoim koncie wiele nieudanych związków, które nie przetrwały próby czasu. Wierzyła, że w końcu, po tych wszystkich wylanych łzach znajdzie tego jedynego, który będzie jej przeznaczony. Zbytnio nie ufałam jej zapewnieniom, że wszystko jest zapisane w gwiazdach, a los działa na naszą korzyść.
Po chwili poczułam, że coś lodowatego uwiesiło się na mojej szyi. Nie zwróciłam uwagi, kiedy Alice weszła za bar. Przeszedł mnie dreszcz, wywołany chłodem jej skóry. Miałyśmy niepisaną umowę: ja nie pytałam o różne elementy, które wzbudzały moją podejrzliwość, a ona nigdy nie próbowała wydobyć ze mnie nic na temat mojej przeszłości. Odpowiadało mi to, a po za tym kochałam ją jak siostrę, której nie miałam przy sobie. Przytuliłam brunetkę do siebie i mogłam przysiąc, że czułam radość, jaka z niej promieniowała. Mimo fatalnego humoru, uśmiechnęłam się, wyswobadzając z jej uścisku. Zrobiła urażoną minę, ale wskazałam na klienta, który z cierpliwością czekał, aż go obsłużę.
- Co podać? – Zadałam to samo pytanie po raz setny tego wieczoru.
- Whisky Mac - odburknął mężczyzna. Miałam dość udawania miłej i uprzejmej, kiedy padałam ze zmęczenia. Podeszłam do barku z whisky i winem imbirowym, po czym przyrządziłam drinka i postawiłam go przed mężczyzną, wciąż nie podnosząc wzroku.
- Siedem dolarów - podał mi szybko pieniądze, które schowałam do kasy. Postanowiłam jednak posłać mu przepiękny uśmiech, żeby nie poskarżył się szefowi. Kiedy chciałam na niego spojrzeć, on już się oddalał chwiejącym krokiem, w stronę loży dla vipów. Trochę żałowałam, że tak późno zebrało mi się na uprzejmości, ponieważ od tyłu wyglądał na dobrze zbudowanego mężczyznę, w eleganckim ubraniu, z platynową czupryną unoszącą się delikatnie przy każdym jego ruchu. Stałam tak przez chwilę, wpatrując się w niego, dopóki całkowicie nie zniknął w tłumie ludzi.
- Bello, długo jeszcze mamy czekać, aż przestaniesz ślinić się na widok tego faceta? - Zapytała Alice, z lekką irytacją, szczerząc się ironicznie.
- Co? Ja? Po prostu… a nieważne. Moment, skoczę tylko na górę do szefa, żeby się rozliczyć i możemy jechać - powiedziałam, rzucając przyjaciółce szybki uśmiech i zniknęłam na schodach, w ręce trzymając kasetkę moich dzisiejszych utargów. Nie było tego wiele, ale bywało gorzej, więc miałam nadzieję, że Carlise będzie wciąż w dobrym humorze. Zatrzymałam się przed wielkimi mahoniowymi drzwiami i zapukałam delikatnie. Usłyszałam jakieś szepty i ruch w pokoju.
- Proszę wejść - doleciało do mnie po dłuższej chwili.
Nacisnęłam powoli klamkę i wsunęłam się do pomieszczenia. W powietrzu wyczułam napięcie i zapach alkoholu. W pokoju panował półmrok, który nadawał krwistoczerwonym ścianom jeszcze większej tajemniczości. Naprzeciwko, na czarnej, skórzanej kanapie siedział Carlisle z włosami w nieładzie, rumieńcami na policzkach i szklanką whisky w dłoni. Podeszłam bliżej, jego oddech był nierówny, jakby przed momentem przebiegł kilkukilometrową trasę. Dostrzegłam, niedbale schowaną za sofą, czerwoną spódnicę i szpilki. Domyśliłam się, że przerwałam mu pieszczoty z jedną z jego ‘cowieczornych miłości’, jak lubił je nazywać.
Spojrzałam na niego przepraszająco, podając mu kasetkę z pieniędzmi. Otworzył ją, przeliczył zawartość i podał mi dwadzieścia dolarów. Następnie zamknął skrytkę i wsunął płynnym ruchem pod szklany stolik.
Nic nie mówił, więc kiwnęłam jedynie głową na znak podziękowania. Nie liczyłam, że dostanę, aż tyle. Mój szef znany był ze skąpstwa, rubasznych zabaw i sporej ilości konsumowanego alkoholu.
Skierowałam się w stronę drzwi i już miałam wychodzić, kiedy poczułam, że Carlise stoi tuż za mną. Pochylił się nad moim ramieniem, bez krępacji wpatrując w piersi. Nigdy nie odmawiałam mu patrzenia, ponieważ ta praca była mi potrzebna. Ale też nigdy nie pozwoliłam mu się dotknąć.
- Kiedyś będziesz moja, maleńka… - wyszeptał zachrypniętym głosem. Szarpnęłam za klamkę i opuściłam pomieszczenie.
- Nigdy nie będziesz mnie miał - wysyczałam do siebie, zaciskając pięści i udając się na dół.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 18:09, 06 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Nie no, muszę przyznać, że końcówka była najlepsza.
Spodobała mi się postać Carlisle'a, w szczególności dlatego, że jest on inny niż w pozostałych opowiadaniach.
Kobieciarz, lubi sobie wypić i popatrzeć (wiadomo na co).
Ciekawa jestem czy pojawi się tutaj Edward.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 18:28, 06 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
A mi sie Carlise nie podoba
On jest dobry i miły, a tu kompletnie przeciwieństwo
Czyżby wampiry zostały wampirami z wymienionym wyżej wyjątkiem? A może tylko Alice jest wampirem, a potem się pojawi Edward również wampir?
Fajnie by było
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 21:10, 07 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wklejam rozdział II i od razu mówię, że takie przedstawienie sytuacji było zamierzone. Po to, aby wprowadzić Was w ich codzienność i pozwolić wczuć się w ich życie Następny rozdział pojawi się na dniach. Miłego czytu-czytu...
BETA: frill :*
ROZDZIAŁ II
Pik, pik, pik. Ze snu wyrwał mnie znienawidzony, od początku studiów, dźwięk. Wyciągnęłam leniwie rękę spod pościeli i po omacku szukałam zbrodniarza, który w tak okropny sposób zmuszał mnie do wstawania. Dosięgnęłam dłonią ten przeklęty budzik, nacisnęłam przycisk, po czym schowałam go ostrożnie do szuflady. Moją głowę rozsadzał niewyobrażalny ból. Czułam się, jakbym balowała całą noc, albo jakby przebiegł po mnie tabun dzikiej zwierzyny. Zastanawiałam się, co mogło być przyczyną tej dolegliwości. Skupiłam się, odnawiając wydarzenia wczorajszego wieczoru. Praktycznie, oprócz jednego drinka, nic nie wypiłam. Przypomniałam sobie nowego ochraniarza, który mi go postawił. Jared, Jasper, Johnas? Cholera, nie mogłam sobie przypomnieć, jak się nazywał, a był całkiem słodki. Bez przerwy mi się przyglądał, kiedy przygotowywałam zamówienia. Po dłuższej chwili postanowiłam dać sobie spokój, w końcu w środę również pracował. Wtedy dowiem się czegoś więcej. Dziewczyny na pewno wiedziały coś na jego temat, bo cały wieczór wpatrywały się w niego tymi swoimi, maślanymi oczkami, trzepocząc rzęsami, jakby miały poważny uraz mózgu.
Jednym ruchem ściągnęłam z siebie kołdrę.
- Czas wstawać, Swan - powiedziałam sama do siebie, patrząc na ścienny zegar, który wskazywał piątą trzydzieści. Zsunęłam się powoli z łóżka, wkładając stopy w ciepłe pantofle i owijając moim ulubionym satynowym szlafrokiem w odcieniu czerni. Przetarłam oczy, po czym zabierając pudełeczko ze stolika, udałam się na balkon.
W twarz uderzył mnie chłodny podmuch powietrza przesycony wilgocią i zapachem kwiatów. Wiosna. Tak, zdecydowanie lubiłam tę porę roku. Wyciągnęłam papierosa z paczki i odpalając go, oparłam się o balustradę. Na alejkach panował spokój, zauważyłam jedynie kilka osób uprawiających jogging. Też lubiłam biegać, ale rzadko wstawałam o tak wczesnej godzinie. Wieczorami kampus nabierał uroku poprzez światło lamp i zapadający zmrok, co wydawało mi się odpowiedniejsze do samotnego biegu. Teraz stałam i napawałam się tą ciszą, jak każdego dnia, zapominając o reszcie świata.
Kiedy minęło kilka minut wróciłam do pokoju, zostawiając uchylone drzwi. Alice właśnie przewracała się z jednego boku na drugi. Ona zdecydowanie nie lubiła niespodziewanych pobudek o świcie. Poszłam do garderoby przygotować sobie ubrania. Było to niewielkie pomieszczenie, które na początku miało służyć, jako schowek na rupiecie, ale ta mała wariatka uparła się, że zapełni je modnymi ubraniami, bo przecież nie możemy chodzić w ‘byle czym’. Spostrzegłam, że w mojej połowie szafy wisi już idealnie dobrany strój. Kiedy ona miała czas wybierać te ciuchy?
Brakowało mi już do niej sił. Na wieszaku znajdowała się bardzo kobieca, żółta bluzka, obszyta wokół dekoltu czarną koronką i spódnica w jej kolorze, sięgająca ziemi. Już sięgałam po przygotowany komplet, ale w porę się opamiętałam i przypomniałam sobie, że jeszcze nie czas na odkrywanie rąk. Za krótko ich wszystkich znałam, by pokazać ten kawałek mojej historii. Alice będzie zawiedziona, bo odkąd mieszkamy razem, zawsze zakładałam bluzki z długim rękawem. Nawet w nocy starałam się kłaść później, aby przypadkiem nie dostrzegła moich odkrytych przedramion. Nigdy nie pytała o przyczynę mojego zachowania, ale domyślałam się, że męczy ją ciekawość. Może pewnego dnia wyjawię jej to, co ukrywałam już od pół roku, dzieląc z nią pokój. W przypływie wspomnień sięgnęłam po szary sweterek i spódnicę, którą mi przygotowała. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę mojej przyjaciółki, która spała jak niemowlę w swojej ulubionej różowej koszulce.
Udałam się do łazienki. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i weszłam pod jej gorący strumień. Musiałam się odprężyć, przede mną kolejny, ciężki tydzień. Po chwili doszłam do wniosku, że już się wystarczająco rozbudziłam i zakręcając zawór, wyszłam spod prysznica. Spojrzałam w lustro wiszące nad umywalką.
Patrzyła na mnie dziewczyna o nieprzeciętnie bladej skórze i wielkich, czekoladowych oczach, których spojrzenie wydawało się zamglone i bardzo odległe. Zaróżowione wargi rozciągnęły się w grymasie, a cały obraz dopełniały długie, brązowe, splątane fale okalające jej twarz, tworząc tym samym niesamowity kontrast z kredową cerą. Isabella Anna Swan – tak to była ona, ta smutna dziewczyna z tajemnicą, którą ukrywała pod osłoną uśmiechów i czułych gestów, jakimi obdarowywała czwórkę swoich niezwykłych przyjaciół. Przyjaciół, którzy tak naprawdę nie wiedzieli, kim jest i jaki koszmar przeżyła.
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi, i po chwili ujrzałam radosną twarz Alice. Od razu na moich ustach zagościł olbrzymi uśmiech i zostałam wyciągnięta z łazienki. Nie miałam pojęcia, skąd ona bierze takie pokłady siły w swojej drobnej osobie. Kierując się do kuchni, uświadomiłam sobie, do czego zmierza to małe, diabelskie stworzenie. Poczułam delikatny aromat świeżo zaparzonej kawy, unoszący się w powietrzu.
- Siadaj, moja kochana, rozkoszuj się napojem i przygotuj do wbijania mi wiedzy. A ja w między czasie szybko się przyszykuję - powiedziała do mnie głosem nieznoszącym sprzeciwu i z wielkim uśmiechem popędziła w stronę prysznica.
Co ja miałam z nią zrobić? Przez kolejnego adoratora opiewającego jej urodę pod niebiosa tylko po to, by się z nią przespać, znów nie nauczyła się na egzamin. Miała szczęście, że codziennie rano przed zajęciami powtarzałam materiał, bądź przygotowywałam się na testy. Uwielbiałam tę porę dnia, bo tylko wtedy miałam chwilę wolnego.
Siedziałam, przeglądając podręcznik i popijając małą czarną. Sięgnęłam do lodówki po mleko, którym zalałam musli i wróciłam do nauki. Minęło pół godziny i zaczynałam się niepokoić, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami łazienki. Po chwili Alice wyszła w swojej ulubionej błękitnej sukience w białą kratę, wskakując na krzesło obok mnie. Odkąd ją poznałam, podziwiałam jej energię i zapał do życia. Nawet po największej imprezie nie miała rano na twarzy śladu zmęczenia czy niewyspania. Ani razu nie dostrzegłam u niej przekrwionych spojówek, grymasu na twarzy czy fioletowo-niebieskich worków pod oczami, które mnie prześladowały.
Ślęczałyśmy nad książkami do ósmej, ucząc się i od czasu do czasu przekomarzając. Dzisiaj miałyśmy egzamin z wiedzy o starożytnych teatrach i dramatopisarzach. Byłam pewna, że zdam go, co najmniej na ocenę B, ale tego samego nie mogłam powiedzieć o tej imprezowiczce wpatrującej się w rozrysowane schematy. Wyglądała na bardzo skupioną, choć wątpiłam, czy wspólna nauka jej pomoże. Wstałam i sięgając do szafki, wyjęłam aspirynę. Ból przeszywał moją głowę z jeszcze większą siłą niż po pobudce. Zażyłam dwie tabletki, które popiłam sokiem pomarańczowym, a następnie udałam się do naszej sypialni. Sięgnęłam po notatki i zapakowałam je do mojej ulubionej torby, którą dostałam jako prezent powitalny od Nory i Emmetta, gdy wprowadzałam się do akademika. Zawsze wiedzieli, co mi sprawi przyjemność. Nie lubiłam dostawać rzeczy mało użytecznych.
Odwróciłam się i wolnym krokiem podążyłam w stronę Alice, aby ją pośpieszyć. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, co mnie bardzo zaskoczyło, gdyż nikogo się nie spodziewałam o tak wczesnej porze. Pobiegłam otworzyć, a moim oczom ukazał się bukiet żółtych tulipanów. Tuż zza nich dostrzegłam wychylającą się głowę mojego serdecznego przyjaciela, Gabriela.
Na jego widok wydałam z siebie westchnienie zachwytu i zanurzyłam nos w moich ulubionych kwiatach, zapominając całkowicie o istnieniu ich ofiarodawcy. Weszłam z powrotem do mieszkania, oczekując, że niespodziewany gość podążył za mną. Wiedział, jak mnie uszczęśliwić. W prawdzie dołączył do grona moich bliskich znajomych niecałe pięć miesięcy temu, ale szczerze mogłam powiedzieć, że zna moje nawyki i genialne sposoby na poprawienie humoru. Jedyną rzeczą, jaka mnie w nim drażniła był fakt, że pomimo braku zainteresowania jego osobą, jako mężczyzną, wciąż starał się mnie oczarować, z nadzieją, że pewnego dnia odwzajemnię jego uczucie. Od tego feralnego dnia, gdy zwichnęłam sobie kostkę, wiedziałam, że mnie kocha. Opiekował się mną i troszczył, aby przypadkiem niczego mi nie zabrakło. Wtedy dostrzegłam tę czułość w jego oczach i zorientowałam się od razu, że to nie wynik braterskiej miłości.
Nie mogę powiedzieć, że Gabriel nie był przystojny, wręcz przeciwnie. Jego krótkie, delikatnie postawione do góry ciemne włosy, dwudniowy zarost i tęczówki w odcieniu szmaragdów wywoływały u mnie zachwyt, ale nigdy nie wyobrażałam go sobie w roli partnera. Wiele dziewczyn na uczelni dziwiło się, jak mogłam oprzeć się jego urokowi, lecz ja zawsze odpowiadałam na te pytania wyłącznie śmiechem. Był to temat, którego nie powinno się poruszać, aby nie zepsuć więzi łączących naszą grupę. Gabriel, Emmett, Alice i Nora zastępowali mi rodzinę.
Wstawiłam kwiaty do wazonu i kiedy pospiesznie się odwracałam, aby podziękować, zakręciło mi się w głowie. Wiedziałam, że zaraz będę miała bliskie spotkanie z kafelkami, ale na moje szczęście poczułam silne ręce na talii, które w ostatniej sekundzie uratowały mnie przed kolejnymi siniakami. Zostałam przywrócona do pionu, co spowodowało ulgę w moim sercu.
W geście podziękowania uśmiechnęłam się do mojego wybawiciela, oblewając się równocześnie szkarłatnym rumieńcem i złożyłam szybkie cmoknięcie na jego policzku.
- Dziękuję, za to – wskazałam na siebie i podłogę, po czym skierowałam wzrok na kwiaty – i za to.
Posłał mi jedno ze spojrzeń typu ‘gdybyś mi pozwoliła, to dziękowałabyś, za coś innego’, ale ja tylko wywróciłam oczami i skierowałam się do Alice, przypatrującej się nam z cichym chichotem. Wzięłam torbę z krzesła i pociągnęłam tę niewdzięcznicę w stronę drzwi. Na szczęście, nie stawiała oporu, co było u niej rzadko spotykane. Szybkim ruchem ściągnęłam z wieszaka mój czerwony płaszcz i czarne, skórzane rękawiczki. Wyszliśmy w ciszy z mieszkania, które zamknęłam i sprawdzając po raz ostatni czy drzwi, aby na pewno są dobrze zabezpieczone, udałam się na dół.
Czekali przed bramą z wielkimi uśmiechami na twarzy. Mogłam sobie tylko wyobrazić, o czym dyskutowali podczas mojej nieobecności. Lekko poirytowana wyszłam przed akademik i szybko ruszyłam w stronę budynku E, gdzie zaczynałam zajęcia. Po kilku sekundach poczułam, że obejmują mnie dwie pary rąk i nie mogłam się nadal złościć. Wiedzieli dobrze, że po takim geście rozdrażnienie wyparuje ze mnie natychmiast. Uśmiechnęłam się, postanawiając im odpuścić tym razem.
Gdy dotarliśmy na miejsce, musieliśmy się rozstać, ponieważ Gabriel miał inne ćwiczenia. Alice przytuliła go czule i wiedziałam, do czego zmierza ta chora maniaczka swatania. Od samego początku próbowała nas połączyć, nie biorąc pod uwagę moich protestów. Po chwili odsunęła się od niego, patrząc na mnie znacząco. Nie pozostało mi nic innego, jak uczynić względem niego taki sam ruch. Wtuliłam się na moment w jego umięśniony tors i gdy chciałam się odsunąć, poczułam, że jego uścisk nie zelżał. Byłam pewna, że wykorzystywał każdy taki moment, by cieszyć serce moją bliskością, co równoważyło się z tym, że znów go zranię.
- Mógłbyś już mnie puścić - powiedziałam stanowczym głosem, patrząc mu w oczy. Dostrzegłam w nich smutek, ale chłopak nie wniósł sprzeciwu, tylko delikatnie wypuścił mnie z objęć. Na koniec uśmiechnął się najszerzej jak potrafił, pocałował nas w oba policzki i bez słowa się oddalił. Trochę zdenerwowana jego zachowaniem, wzięłam Alice pod rękę i poszłyśmy do sali. Za moment miałyśmy egzamin.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 18:32, 08 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Bardzo opisowa ta notka, ale nie narzekam. Nie ma powodu.
Szkoda mi Gabriela, to nie jego wina, że się zakochał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 7:42, 09 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Dokładnie
Na razie akcja strasznie powolna
kiedy będzie Edward,i czy w ogóle będzie?
Ten Carlise nadal do mnie nie przemawia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 19:28, 14 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Witam
Rozdział II od początku do końca był zrealizowany, tak jak chciałam to zrobić. Przede wszystkim po to, abyście były w stanie wczuć się w jej życie. Wstawiam kolejny rozdział i życzę miłego czytania. Pozdrawiam^^
BETA: Frill :*
ROZDZIAŁ III
Zajęcia dłużyły mi się dzisiaj niemiłosiernie. Właśnie opuściłam salę, spoglądając na zegarek. Południe. Tak, zdecydowanie ulubiona pora wszystkich studentów, nie wliczając molów książkowych i kujonów, dla których mogłaby w ogóle nie istnieć przerwa na lunch. Skierowałam się w stronę dość długiej kolejki, mając ochotę na sałatkę i owoce. Stałam chwilę i zaczęłam się zastanawiać, czy nie zrezygnować z posiłku i umierać z głodu przez resztę dnia. Zdecydowanie wolałam ssanie w żołądku od wysłuchiwania płytkich rozmów cheerleaderek, które rozmawiały przede mną. Wystarczyło, że usłyszałam, jak jedna z blondynek wykrzykuje, co chwila piszcząc: ‘Och, ale on świetnie całuje, a jego rączki potrafią cuda’. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy wyobraziłam sobie Alexa i Lauren w jednoznacznej sytuacji. Na szczęście spostrzegłam Alice, znajdującą się na początku kolejki i machającą energicznie rękami w moją stronę. Dziękowałam niebiosom za wyrwanie z tej męczarni. Ruszyłam w jej kierunku, całkiem niechcący popychając Lauren na koleżankę. Rzuciła mi gniewne spojrzenie, którym, jakby mogła, wbiłaby mnie w ziemię i przydeptała. Roześmiałam się jej słodko w twarz i poszłam do Alice, która rechotała ze śmiechu. Zapewne mina Lauren, po tym, jak ją wyśmiałam i odeszłam, była bezcenna, ale nie mogłam się przecież odwrócić.
- Myślałam, że się na ciebie rzuci - powiedziała moja współlokatorka, chichocząc pod nosem.
- Ciekawie, by to wyglądało – odparłam, wyobrażając sobie zołzę uwieszoną na moich plecach i roześmiałam się. Tak, zdecydowanie wyglądałoby to komicznie.
Nadeszła nasza kolej, wzięłyśmy lunch, to znaczy ja wzięłam, a Alice jak zawsze uparła się, że woda mineralna to i tak zdecydowanie za dużo dla niej i udałyśmy się na zewnątrz. Już od progu poczułam powiew ciepłego powietrza. Drzewa lekko szumiały, ptaki wesoło świergotały, współgrając z delikatnym szumem wiatru. Choć błękitne niebo było wciąż przysłonięte szarymi obłokami, przez które z ledwością przebijały się promienie słoneczne, to i tak byłam przepełniona euforią. Uwielbiałam słoneczne dni.
Dostrzegłyśmy Norę i Emmetta siedzących przy naszym wspólny stoliku. Pomachali do nas, ale od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Nie dość, że siedzieli jak najdalej od siebie, to dodatkowo patrząc na siebie, ciskali gromy. Podeszłyśmy szybszym krokiem, by dowiedzieć się, o co tym razem się posprzeczali. Alice widząc ich miny, wywróciła oczami i usiadła obok Nory. Idąc w jej ślady, podsiadłam prawy bok bruneta, który spiorunował mnie wzrokiem, jakbym mu zabroniła bawić się najlepszą zabawką.
Miał ciężki charakter, był po części podobny do mnie. Nie lubił rozmawiać o uczuciach, a tym bardziej nie znosił się żalić, co doskonale rozumiałam. Posłałam mu ciepłe spojrzenie i poklepałam wierzch jego dłoni.
Siedzieliśmy w tej krępującej ciszy, lustrując siebie nawzajem. Żadne z nich nie zamierzało powiedzieć, o co poszło. Wpatrywałam się w tę upartą dwójkę z politowaniem. Jak małe dzieci. Pomyślałam. Z zamyślenia wyrwał mnie ruch za moimi plecami. Obróciłam się i spostrzegłam Gabriela, siadającego obok z wielkim uśmiechem na twarzy. Popatrzył na nasze miny i wydał z siebie jęk niezadowolenia.
- Znowu kłótnia? – Zapytał, prześwietlając Norę wzrokiem. Ta skinęła jedynie głową i posłała gniewne spojrzenie w stronę Emmetta. Miałam dość napięcia, jakie wytworzyło się przy stoliku, wiec zajęłam się spożywaniem lunchu. Sałatka była smaczna, zaryzykowałabym stwierdzenie, że lepsza od tej, którą sama przyrządzałam. Niestety, nie mogłam tego samego powiedzieć o kawałku ciasta. Nie dość, że do najświeższych nie należało, to jeszcze wyglądało jak kawałek zmiksowanej papki, ledwo utrzymującej się w pionie. Usłyszałam ciche śmiechy, które najwidoczniej zostały wywołane grymasem na mojej twarzy. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że cała czwórka patrzyła na mnie intensywnie i chichotała pod nosem. Teraz już mi nie odpuszczą. Jęknęłam w myślach. Nagle rozległ się głośny rechot. Nie miałam zamiaru czekać na ich cięte odzywki, więc wstałam i niczym burza pognałam przez plac, wymijając wszystkie stoliki, przy których siedzieli zdezorientowani studenci. Złość wręcz ze mnie kipiała. Wiedzieli, jak mnie zdenerwować. Nie lubiłam być przyczyną ich rozbawienia.
Udałam się do biblioteki, by trochę ochłonąć. Weszłam schodami na trzecie piętro i lekko pchnęłam drzwi. W środku nie zastałam nikogo, dlatego zaczęłam krążyć między regałami, szukając przyjemnej lektury na ukojenie nerwów. Studiowałam wzrokiem tytuły, nie mogąc znaleźć niczego interesującego. Moje oczy zarejestrowały ruch kilka półek dalej. Wychyliłam się delikatnie i ujrzałam jedną z cheerleaderek, uśmiechniętą od ucha do ucha, z lekko zaróżowionymi policzkami i rozczochranymi włosami, poprawiającą niewiele zakrywającą bluzkę. Ponownie zrobiło mi się niedobrze, gdy wyobraziłam sobie, co ona tutaj przed chwilą robiła. Kiedy patrzyłam na jej rozanieloną twarz, odechciało mi się czytać. Ruszyłam w stronę drzwi, rzucając jej zniesmaczone spojrzenie. Dziewczyna prychnęła, nie przejmując się, że ją przyłapałam i zaczęła energicznie układać włosy. Wyleciałam z biblioteki jak najszybciej mogłam.
Miałam jedynie nadzieję, że na tym żenującym incydencie zakończy się ten dzień. Najpierw Lauren, opisująca umiejętności Alexa, potem nieświeże ciasto, a teraz to. Zdecydowanie za dużo przykrych zdarzeń jak na jedno przedpołudnie.
Zauważyłam, że wszyscy zaczynali się już zbierać, więc udałam się do sali, w której miałam zajęcia z aktorstwa. Jedne z nielicznych, na których mogłabym spędzać całe dnie. Pod drzwiami czekała na mnie Alice z miną zbitego psa. Musiało jej być przykro, że tak bezczelnie śmiała się ze mnie podczas lunchu. Spojrzałam na nią, po czym uśmiechnęłam się i objęłam ramieniem tę kruchą istotkę. Nigdy nie umiałam długo się na nią gniewać. W milczeniu weszłyśmy do klasy i zajęłyśmy nasze miejsca, tuż na wprost pana Taunera. Mrugnął do nas i zaczął lekcję.
- Dzień dobry, wszystkim. Mam nadzieję, że podczas weekendu zdążyliście się wystarczająco zrelaksować, ponieważ od tego tygodnia zaczynamy ostro pracować nad nowym przedstawieniem. - Rozległy się ciche rozmowy i można było wyczuć podekscytowanie panujące wśród moich rówieśników. Mnie osobiście ten fakt, aż tak nie emocjonował, ponieważ wiedziałam, że główną rolę, jak zawsze, dostanie Monica i Nevil. Reszta aktorów za każdym razem znikała przyćmiona ich postaciami. Spojrzałam na Alice, która tym razem najwidoczniej nie podzielała mojego zdania. Jej oczy lśniły z radości, jakby, co najmniej, ona miała zagrać pierwszoplanowego bohatera.
Pan Tauner chrząknął znacząco, po czym kontynuował swój monolog.
- W ubiegłym semestrze pracowaliśmy nad ‘Romeo i Julią’, które, jak sami dobrze wiecie, odniosło wielki sukces. Tym razem zajmiemy się czymś nieco innym, a mianowicie musicalem Michaela Kunze’a „Tanz der Vampire” (Taniec Wampirów). – W klasie zawrzało od słów uznania. Prowadzący uśmiechnął się, widząc zaciekawienie studentów i zaczął rozdawać scenariusze. Poddając mi moją kopię, zatrzymał się i znowu mrugnął. Myślałam, że Alice zaraz wykorkuje z podniecenia. Czy ona przypadkiem nie wie więcej niż ja? Z drugiej strony skąd by mogła wiedzieć. Gdy wszyscy przeglądali schemat, profesor klasnął w dłonie, prosząc o ciszę. Studenci skupili na nim zaciekawiony wzrok.
- To nie koniec dobrych wiadomości. W ubiegłym tygodniu skontaktowałem się z uczelnią ze Wschodniego Wybrzeża i postanowiliśmy zrobić małą wymianę. Trzy osoby z waszej grupy pojadą do tamtej akademii na cały semestr, aby pomóc w zorganizowaniu spektaklu „Koty”, a do nas przyjedzie trójka ich uczniów. Ponieważ nasze widowisko potrzebuje dobrych śpiewaczy, a tamten występ wspaniałych tancerzy, wytypowałem kandydatów na wymianę - powiedział i było widać, że jest dumny ze swojego planu. Każdy wpatrywał się w niego z niemą prośbą, aby to jego wybrał. Oczywiście, wyjątkiem była Alice, która wierciła się na krześle, w ogóle nie słuchając pana Taunera.
- Oto nazwiska: Monica Strooth, Jane Winsort i Nevil Outlet pod koniec tego tygodnia wyjeżdżają na Wschodnie Wybrzeże. – Oniemiałam z wrażenia. Wytypował najlepsze osoby na roku i do tego w ich skład wchodziła para, która grała od początku studiów główne postaci. Spojrzałam na przyjaciółkę, przyglądającą mi się z głupkowatym uśmiechem.
- O co znowu chodzi? Przecież tym razem nic obrzydliwego nie chcę zjeść… - Zachichotałam.
- Oj głuptasie, niczego nie rozumiesz? Z twoim głosem masz teraz szansę zabłysnąć. Powinnaś teraz odprawiać taniec radości, a zamiast tego siedzisz z miną, jakby zaraz miał cię ktoś powiesić. - Rzeczywiście miała rację. Jakoś sobie tego nie mogłam wyobrazić. Ja, śpiewająca pod koniec roku na najważniejszym spektaklu. Cóż, może nie podzielałam zewnętrznie radości Alice, ale zapaliła się we mnie iskierka nadziei. Uśmiechnęłam się do niej i powróciłam do studiowania scenariusza. Do końca, zajęcia właśnie tak wyglądały. Ja czytałam, ona nuciła coś pod nosem, kilka osób dyskutowało z trójką wybranych, a pozostali rozmawiali o prywatnych sprawach. Usłyszałam dzwonek i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Ach, zapomniałbym. Jutro o dziewiątej odbędzie się przesłuchanie, a dzisiaj możecie iść już do domu potrenować. Jesteście zwolnieni z pozostałych ćwiczeń – krzyknął pan Tauner do wychodzących studentów. Wszyscy zaczęli klaskać, choć sama nie wiem, dlaczego. Mały skrzat pociągnął mnie za rękaw i wyszłyśmy na zewnątrz.
- Może zaprosimy dzisiaj resztę do nas na obiad? Skoczyłybyśmy do miasta po zakupy i razem coś ugotowały - zapytała, po czym nie czekając na moją reakcję, zaczęła dzwonić do Nory.
- Tak, nie ma sprawy – odparłam tylko i w książce telefonicznej odnalazłam numer Gabriela. Umówiłyśmy się ze wszystkimi na siedemnastą, co oznaczało, że zostały nam jedynie dwie godziny. Wyszłyśmy z kampusu i udałyśmy się tramwajem do miasta. Nienawidziłam tego środka lokomocji. Siedziałyśmy obok grupy przepocony mięśniaków, co chwilę rzucających do nas mało smaczne teksty. Postanowiłyśmy to przemilczeć. Gdy dotarłyśmy do supermarketu, Alice wpadła w wir zakupów. Udałam się w stronę stoiska mięsnego, bo wiedziałam, że Emmett nie obejdzie się bez soczystego steku. Spędziłyśmy pół godziny w sklepie i obwieszone reklamówkami wróciłyśmy do akademika.
Wybiła siedemnasta, a my jak zawsze nie byłyśmy gotowe. Gabriel i Nora już przyszli, więc w oczekiwaniu na nasze dzieła, rozsiedli się w kuchni, przypatrując wyczynom, zmęczonej wojną z warzywami, Alice. Starała się przyrządzić dobrze smakującą sałatkę, ale marnie jej to wychodziło. Wzięłam tasak do mięsa i miałam zabrać się za krojenie, kiedy usłyszeliśmy walenie w drzwi. Gab wstał i poszedł zobaczyć, co za wściekły niedźwiedź się dobija. Po chwili stał z Emmettem w progu, który znieruchomiał zdziwiony, przekrzywiając głowę w jedną stronę i wpatrując się we mnie. Stałam z wielkim, ostrym nożem, w różowym fartuszku Alice, a moje dłonie były lekko zakrwawione.
- A ty, to kto? – Zapytał, chichocząc.
- Dobra wróżka – odparłam sucho.
- Z siekierką?
- Jak ty mało wiesz o dobrych wróżkach… - Nagle wszyscy, łącznie z Emmettem wybuchnęliśmy śmiechem.
W spokoju dokończyłam przyrządzanie obiadu i sałatki, do której moja przyjaciółka straciła cierpliwość. Nora nakryła do stołu, a ja podałam gotowe dania. Czas minął w nadzwyczaj przyjemnej atmosferze. Nawet chłopcy nie próbowali przedrzeźniać Alice i naśmiewać się z jej zdolności kulinarnych. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy i wymienialiśmy uwagi na temat nowego spektaklu.
W pewnej chwili spojrzałam na zegarek i się przeraziłam. Dochodziła dziewiętnasta. Zerwałam się od stołu, pędząc po płaszcz i torebkę. Pozostali siedzieli zdezorientowani, patrząc na moją szaloną bitwę z butami.
- Carrie mnie zabije, miałam ją zmienić w klubie pół godziny temu. Pa - krzyknęłam, szybko zatrzaskując za sobą drzwi.
APOV:
Niewiarygodnie szybka i silna, z umiejętnością zaglądania w przyszłość. Charakteryzująca się bladą i zimną skórą oraz oczami, które zmieniają kolor. Gardząca ludzkim jedzeniem i piciem. Unikająca promieni słonecznych i uwielbiająca deszczowe dni. Taka właśnie jestem. Ktoś dokonał za mnie wyboru, nie dając mi szansy zadecydowania o własnym losie. Moje drugie, gorsze życie zaczęło się dwieście lat temu, kiedy mężczyzna, któremu ufałam bezgranicznie, odkrył przede mną swoje sekrety. Był to dzień przemiany, początku nieśmiertelności, piekła, na które zostałam skazana. Tom, tak brzmiało imię mojego stwórcy, sądził, że będę mu towarzyszyć przez kolejne stulecia. Jednak nie przewidział, że znienawidzę go za taką decyzję. Zrobił ze mnie potwora, który egzystuje wyłącznie, by zaspokajać palące pragnienie. Uczynił to, bo mnie kochał i myślał, że odwzajemniam te uczucia. Ku jego rozczarowaniu, wraz z moim ludzkim życiem wyparowały ze mnie wszelkie emocje. Stałam się istotą bezwzględną, bez zasad. Kiedy po raz pierwszy zatopiłam zęby w pięknie pachnącej szyi i zasmakowałam ludzkiej krwi, czułam pogardę oraz odrazę do siebie i do niego. Brzydziłam się rzeczy, które musiałam robić, aby przeżyć. Wciąż widziałam czerwone plamy na rękach. Byłam z natury zła i nie miałam sumienia, jednakże nie potrafiłam sobie wybaczyć tych wszystkich zabójstw. Tak naprawdę, nie posiadałam niczego, co mogłoby mi pomóc w egzystencji, gdyż nie kontrolowałam swoich odruchów.
Spędziłam u boku Toma dziesięć lat, które okazały się najgorszą dekadą mojego wampirzego żywota. Jedyną dobrą stroną wspólnych chwil, był fakt, że nauczył mnie posługiwać się darem jasnowidzenia, który otrzymałam. Mogłam spoglądać w przyszłość danej osoby, kiedy ta podjęła konkretną decyzję. Oczywiście, wizje nie zawsze się sprawdzały, ale stały się przydatne i pomocne. Pewnej nocy, gdy udaliśmy się razem na polowanie, postanowiłam uciec. Biegłam przed siebie przez trzy dni, mając nadzieję, że uda mi się wyrwać spod jego jarzma. Dopięłam swego i nasze drogi nie skrzyżowały się nigdy więcej.
Nie posiadałam wyłącznie złych cech, ale zazwyczaj zwierzęce instynkty brały górę. Pragnęłam kontrolować swoje zapędy i głód, więc zamieszkałam w lasach oddalonych od cywilizacji o kilkaset mil. Właśnie ten okres pozwolił mi przejąć władzę nad pragnieniem. Zmieniłam dietę. Już nie żywiłam się ludzką krwią. Teraz, aby przeżyć, zatapiałam kły w szyjach zwierząt. Po wegetariańskiej uczcie zawsze odczuwałam niedosyt, ale najważniejsze, że w ten sposób mogłam przetrwać.
Lwy stały się moim ulubionym przysmakiem. Zapach czerwonej substancji w ich tętnicach napawał mnie euforią, a ona sama dodawała mi sił. Po kilkunastu latach odosobnienia zaczęłam tęsknić, brakowało mi drugiej osoby. Porównywałam się do ćmy, która przez długi okres pozbawiona była światła. Czasami recytowałam książki, aby nie zapomnieć, jak brzmi mój głos. Miałam dość pustki, moja egzystencja skupiała się jedynie na polowaniach i wspomnieniach, które powracały do mnie ze zdwojoną siłą. Nie mogłam tak dłużej żyć, zadecydowałam wyruszyć w świat.
Przez ostatnie stulecie na swojej drodze napotkałam tylko jednego wampira podzielającego moje obrzydzenie do ludzkiej krwi, Austina. Mimo wszelkich starań nie pozwolił mi ze sobą wędrować. Był typem samotnika, zmierzającego przed siebie bez wyznaczonego celu. Nie potrzebował bliskości, było mu dobrze beze mnie. Czułam się osamotniona, odrzucona przez jedynego sprzymierzeńca i uważana za wroga przez szkarłatnookich.
Od jakiegoś czasu mieszkam z ludźmi, ale staram się do nich nie przywiązywać. Tak jest łatwiej, w końcu po kilku latach musimy się rozstać. Gdyby nie to, że moje ciało się nie zmienia i wciąż wyglądam na dwudziestolatkę, to już dawno osiedliłabym się na dłużej w jakimś mieście. Niestety, ludzie są zbyt spostrzegawczy, z upływem lat zaczynają zadawać niewygodne pytania dotyczące mojego wyglądu.
Teraz jestem zupełnie inna niż wtedy, gdy przebywałam z Tomem. Z czasem pogodziłam się ze swoją naturą, ale nie wybaczę sobie nigdy tych wszystkich osób, które uśmierciłam. Obecnie kocham świat i ludzi. Nie potrafię sobie wyobrazić mojej egzystencji bez nich. Dzięki nim odnajduję powoli w sobie te uczucia, które utraciłam wraz z końcem pierwszego życia. Dar pozwala mi, w miarę możliwości, im pomagać, co stało się ostatnio moim priorytetem.
Dwadzieścia dwa lata temu, po raz pierwszy doznałam dziwnej wizji, która w żaden sposób nie była podobna do poprzednich. Ukazała mi się rudowłosa kobieta o śnieżnobiałej skórze, która w wielkich męczarniach rodziła dziecko. Moją uwagę zwróciły jej oczy w kolorze czekolady, wydawały się takie ludzkie... Obok niej stały służące, obmywające jej rozgrzane, spocone ciało. Po chwili ciężarna opadła bez sił na prześcieradła i usłyszałam krzyk dziecka. Narodziła się mała dziewczynka, która od razu została zabrana przez wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę. Nagle obraz się rozmył i nie zobaczyłam nic więcej. Nie wiedząc, co to może oznaczać, zlekceważyłam sytuację. Po piętnastu latach, znów doznałam podobnego widzenia, którego akcja toczyła się w Los Angeles, gdzie wtedy mieszkałam. Gdy tylko zorientowałam się, że jestem w stanie pomóc, pobiegłam w kierunku miejsca, które zobaczyłam w głowie. Niestety dotarłam za późno, udało mi się uratować jedynie piętnastoletnią brunetkę. Jej ciało było poszarpane i pokryte głębokimi ranami, z których wypływała krew. Pachniała tak smakowicie. Ostatnimi siłami samokontroli, które wypracowałam przez stulecie, udało mi się jej nie zaatakować i zawieźć do szpitala. Po wielu godzinach operacji lekarze zdołali ją odratować i wtedy wszystko zrozumiałam. To ta dziewczyna była noworodkiem, które ukazało mi się kilkanaście lat wcześniej w wizji. Postanowiłam się dowiedzieć, dlaczego akurat ona. Przez sześć lat śledziłam jej życie, nie ujawniając się. Dopiero pół roku temu nadarzyła się idealna okazja do skrzyżowania naszych dróg. Jej ciotka zachorowała i wycieńczona dolegliwościami, zmarła. Bella, bo tak nazywała się moja podopieczna, zamierzała kontynuować studia, dlatego przeprowadziła się do akademika. Zamieszałam tak, abyśmy trafiły do jednego pokoju. Stałyśmy się współlokatorkami i przyjaciółkami. Myślę, że zbliżyły nas tajemnice, których nie chciałyśmy nikomu wyjawić. Ona nie miała pojęcia, że znam jej sekret i ingerowałam już w jej życie.
Pomimo tego, Bella była dla mnie zagadką. Kiedy tylko ją poznałam, obrazy, które mnie nawiedzały względem jej osoby, uległy zmianie. Wciąż miałam wizje, ale nie ukazywały się na podstawie decyzji podejmowanych przez nią. Teraz pojawiały się w skutek postanowień osób jej bliskich, przyjaciół, ludzi, których darzyła sympatią…
Właśnie siedzieliśmy przed akademikiem, kiedy kolejny obraz zaczął napierać na mój umysł. Oparłam głowę na dłoniach, aby nikt nie zorientował się, że coś jest nie tak i otworzyłam furtkę do mojej świadomości.
*
Pan Tauner siedział przed sceną z zachwytem malującym się na twarzy i oklaskiwał czyjś występ. Na podeście znajdowała się Bella w pięknej niebieskiej sukience, ze szkarłatnym rumieńcem i lekkim grymasem, który miał być zapewne uśmiechem.
- Byłaś niesamowita, moja droga. Zostałaś stworzona do roli Sary – powiedział, zapisując jej nazwisko przy głównej postaci. Podszedł do niej, wyciągając ramiona w przyjaznym geście…
*
Skończyło się tak nagle, jak pojawiło. Wreszcie marzenie Belli się spełni i zagra główną postać w spektaklu. Tak bardzo chciałam się z nią podzielić tą nowiną. Wiedziałam, że to nie możliwe, bo i tak by mnie wyśmiała. Spojrzałam na zegar i okazało się, że czas naszej przerwy dobiega końca. Pośpiesznie pożegnałam się ze wszystkimi i udałam pod salę, w której mieliśmy zajęcia z aktorstwa. Byłam pewna, że przyjaciółka nadal jest wściekła za to wydarzenie podczas lunchu. Gdy tylko pojawiła się w zasięgu mojego wzroku, zrobiłam wielkie, błagalne oczy i wygięłam usta w podkówkę – co zawsze na nią działało. I tym razem się nie pomyliłam. Wyraz mojej twarzy zmiękczył jej serce, przytuliła mnie, po czym bez słowa weszłyśmy do sali.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 13:22, 15 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Ale fajnie, ze Bella będzie miała główną rolę.
Podobał mi się fragment z punktu widzenia Alice, która tak, jak myślałam była wampirem.
Czyżby jednym z uczniów na wymianie studenckiej był Edward? Powiedz, że tak
Zastanawiam się, czy Emmett nadal będzie z Norą, czy to jednak dla nich za dużo i on dostanie swoją Rosalie
Veny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 16:33, 15 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Chyba najbardziej spodobał mi się ostatni fragment.
Opis ze strony Alice wyjaśnił kilka rzeczy. I dodał kilka ciekawszych wątków.
Nie mogę się już doczekać tej wymiany i oczywiście spektaklu. Ciekawe jak Bella sobie poradzi w głównej roli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 5:49, 28 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Witam
Tak, wiem że rozdział miał się pojawić w zeszłym tygodniu, ale nieudogodnienia różnego rodzaju sprawiły, że jest on dopiero dzisiaj. Co sądzę, że zostanie mi wybaczone Razz
Dziękuję za wszystkie komentarze Smile
A teraz już nie przedłużając zapraszam do czytania.
BETA: Frill, bez niej ani rusz Smile Dziękuję Ci za cierpliwość ^^
ROZDZIAŁ IV
APOV:
Przez moment siedzieliśmy zdezorientowani, wpatrując się w szaloną walkę Belli z ubraniami, a po chwili usłyszeliśmy jedynie kilka słów wyjaśnienia.
- Carrie mnie zabije, miałam ją zmienić w klubie pół godziny temu. Lecę, do zobaczenia. - I już zniknęła za drzwiami. Punktualność nie należała do jej zalet, ale z czasem przyzwyczaiłam się do ciągłego pośpiechu współlokatorki. Przez kilka sekund panowała cisza, po czym Gabriel wybuchnął śmiechem, a my poszliśmy w jego ślady. Nikt nie odważył się skomentować zachowania naszej przyjaciółki, więc wróciliśmy do wcześniejszej rozmowy. Koło dwudziestej Emmett podniósł się z krzesła i poszedł do przedpokoju. Do moich uszu doszły dźwięki przeszukiwania plecaka i kilka sekund później brunet stał w progu, trzymając w dłoniach dwie butelki czerwonego wina.
- To jak, zaczynamy imprezę? – zapytał z zalotnym uśmiechem i postawił zakup na stole.
Znowu poczułam się niezręcznie z myślą, że ktoś przeze mnie będzie musiał dzisiaj się porządnie upić. Zastanowiłam się, która z obecnych osób zostanie moją ofiarą. Ostatnio zabawiłam się kosztem Gabriela, więc dzisiaj postanowiłam mu odpuścić. Biedaczek dwa dni spędził na leczeniu kaca. Spojrzałam na Norę i Emmetta. Ona, otwarta dla ludzi, lecz niepotrafiąca pokazać światu swoich uczuć. On, dusza towarzystwa, tryskający pewnością siebie i naturalnością względem innych, lecz pozbawiający swoje emocje wolności. Wybór był trudny, ale ostatecznie zdecydowałam się na Norę. Rzadko świadomie poiłam ją alkoholem, bo wiedziałam, że pod jego wpływem nie umie zapanować nad żądzami i pragnieniami. Dzisiaj jednak mogłam sobie na to pozwolić. W końcu zamierzałam jej pilnować, żeby nie zrobiła czegoś, czego by później żałowała. Rozważenie wszystkiego i podjęcie decyzji zajęło mi zaledwie trzy sekundy, po czym wstałam i udałam się do kuchni. Otworzyłam dwie szuflady i zaczęłam je przeszukiwać z nadzieją, że odnajdę korkociąg w tym bałaganie. Gdybym mogła zrobić to w wampirzym tempie, już dawno trzymałabym go w rękach. Niestety, moją zasadą było niewyróżnianie się i dopiero po jakichś pięciu minutach udało mi się pochwycić w dłonie mój cel. Z dumą uniosłam głowę i wróciłam do salonu. Cała trójka siedziała pogrążona w dyskusji.
- Myślicie, że Lauren będzie startować do głównej roli? – Usłyszałam głos Emmetta.
- Nie śmiem w to wątpić. Ona wszędzie wepchnie swój cheerleaderowski nos. Szczerze, to ostatnio coraz bardziej zaczyna mnie drażnić.
- Ja nie zwracam na nią uwagi. Jak na razie nie miałem przyjemności nawet z nią porozmawiać.
- Nie masz, czego żałować, brachu. - Em poklepał go po plecach.
- Też tak myślę. Osoby takie jak ona lepiej omijać szerokim łukiem – prychnęła Nora i oparła się wygodnie na sofie, przymykając oczy. Chłopcy poszli w jej ślady i rozmowa się urwała. Podeszłam do stolika i położyłam na nim moją zdobycz. Emmett od razu zerwał się z kanapy i rozpoczął otwieranie pierwszej butelki, a ja w tym czasie przyniosłam cztery lampki do wina.
Rozsiadłam się pomiędzy mężczyznami i uniosłam pełny kieliszek, który mi podał, w geście toastu.
- Wznieśmy toast - powiedziałam, a pozostali poszli w moje ślady. - Za to, że mamy siebie – dodałam, posyłając szczery uśmiech w stronę przyjaciół.
- Za miłość - szepnęła Nora.
- Za pasję - wtrącił Emmett.
- Za nieobecną tutaj Bellę – dorzucił Gabriel i wszyscy po kolei uderzyliśmy w swoje karafki, pozwalając szkłu wydobyć z siebie delikatne dźwięki. Zbliżyłam naczynie z napojem do ust, którym teoretycznie powoli się delektowałam, tak jak pozostali. Żałowałam jedynie, że owa czynność mnie obrzydzała zamiast dawać rozkosz podniebieniu. Wino śmierdziało, a jego smak był gorzki i mdły w porównaniu z moimi upodobaniami żywieniowymi. Wolałabym, żeby w szampance, którą ściskałam w dłoni, była krew lwa. Musiałam jednak zachowywać pozory, prowadząc taki tryb życia, a tego rodzaju rzeczy były jego nieodłącznym obowiązkiem. Przełknęłam wszystko i odłożyłam lampkę na szklany stolik. Rozglądnęłam się po salonie i dopiero teraz dostrzegłam, że wszędzie były zapalone świeczki, a pokój po części rozświetlała promienista smuga księżyca, wpadająca przez okno. Wstałam szybko, chyba za szybko. Zerknęłam na pozostałych, lecz najwidoczniej nic nie zauważyli. Ruszyłam w stronę segmentu i włączyłam wieżę. Z głośników popłynęła jedna z moich ulubionych melodii, więc podeszłam do Emmetta i pociągnęłam go za sobą na środek pomieszczenia. Zaczęliśmy wirować w takt muzyki, wygłupiając się. Uwielbiałam takie momenty, wtedy znów czułam się człowiekiem. Zapominałam o mojej naturze i pozwalałam ponieść się emocjom. Mój partner zawsze potrafił wciągnąć mnie w wir tańca. Oczywiście dorównywałam mu pod względem technicznym, ale nigdy się tym nie przechwalałam. Gdy melodia zmieniła się na bardziej rytmiczną, Gabriel i Nora dołączyli do nas. Szaleliśmy we czwórkę, zapominając o wszystkim, co nas otacza. Co chwilę, któreś szło do stolika, aby zaspokoić pragnienie pysznym napojem alkoholowym. Nie odstępowałam Nory na krok. Za każdym razem, gdy opróżniła kolejną lampkę, w wampirzym tempie zamieniałam nasze kieliszki, przez co wydawało się jej, że wcześniej miała przygotowane dwa szkła, a nie jedno. Około dwudziestej drugiej moja przyjaciółka miała już dość, chlapnęła jeszcze jednego głębszego, po czym oznajmiła, że idzie się położyć. Męska część towarzystwa zaczęła chichotać, bo według nich Nora nie wypiła dużo. Wiedziałam doskonale, w jakim stanie dziewczyna się znajduje i czułam się za to odpowiedzialna, ale tak naprawdę nie miałam wyboru. Nie zniosłabym ciągłego wlewania w siebie płynu, który napawał mnie odrazą.
Ułożyłam moją towarzyszkę w łóżku i przykryłam kołdrą. Siedziałam z nią przez moment, aż zasnęła. Miałam już wracać do kolegów, gdy zorientowałam się, że wizja zaczyna napierać na mój umysł. Gdyż byłam pewna, że Nora już głęboko śpi, pozwoliłam mojemu darowi mną zawładnąć.
*
Bella lekko zarumieniona szła w objęciach niezwykle przystojnego blondyna, wpatrującego się w nią z zachwytem. Jego ramiona oplatały wąską talię kobiety. Dłoń spoczywająca na biodrze Belli była splątana z jej palcami. Prowadzili, niesłyszalną dla mnie, rozmowę i nagle wybuchnęli głośny śmiechem. Po chwili brunetka potknęła się o kamień. Nieznajomy w ostatnim momencie chwycił ją w pasie i pochylił się nad nią, ocalając od upadku. Chłopak był tak blisko, że Bella nie wiedziała, czy patrzeć mu w oczy, czy skupiać uwagę na innych częściach twarzy młodzieńca. Jego dłonie przyciągnęły dziewczynę do siebie i delikatnie masowały jej plecy. Nagle usta blondyna dotknęły spragnionych czułości warg mojej przyjaciółki, łącząc się z nimi w romantycznym tańcu…
*
Wizja była krótka i po chwili zniknęła. Kim był tajemniczy przystojniak? Czyżby Bella kogoś poznała i obdarzyła sympatią? Miałam w planach się o niego wypytać. Był niczego sobie, wysoki, dobrze zbudowany z jasnymi włosami w miodowym odcieniu. Tylko tyle zdążyłam dostrzec, ale to wystarczyło, aby mnie zaintrygować. Chciałam spotkać tego zagadkowego mężczyznę. Zamknęłam oczy i znów widziałam kosmyki mieniące się w bursztynowym kolorze. Było w nich coś, co mnie urzekło. Musiałam go poznać.
Z rozmyślań wyrwał mnie przeraźliwy dźwięk tłuczonego szkła i głośny wybuch śmiechu. Wstałam, z groźną miną wkroczyłam do salonu i zastygłam na moment, zamieniając się w kamienny posąg.
Gabriel leżał na ziemi, turlając się po dywanie, a pod nim było rozsypane szkło, które pozostało z naszego pięknego, szklanego stolika. Przenosząc wzrok, trafiłam na rozbawioną twarz Emmetta. Stał i śmiał się z zaistniałej sytuacji. Czułam, że moje opanowanie jest na skraju wytrzymałości i Em również musiał to wyczytać z moich oczu, ponieważ momentalnie przestał chichotać. Wysunął rękę w stronę przyjaciela i pomógł mu wstać. Obaj panowie stali teraz z miną zbolałego psa i wyczekiwali mojej reakcji. Gdybym mogła, rzuciłabym nimi o ścianę, a potem o kolejną. Jednak taki scenariusz nie wchodził w grę. Byłam wściekła, bo zniszczyli ulubiony stolik Bells, na który sama zapracowała. Oczywiście mogłam kupić kolejny, pieniędzy posiadałam pod dostatkiem, ale on miał dla niej wartość sentymentalną.
Warknęłam cichutko, tak, że nikt oprócz mnie nie był w stanie tego zarejestrować.
- Co wy sobie wyobrażacie?! - prawie krzyknęłam, ale w porę przypomniałam sobie, że Nora śpi tuż za ścianą. Jedyną odpowiedzią, na jaką się doczekałam było milczenie. Zaczęłam się uspakajać, zadając im kolejne pytania.
- Czy mógłby mi któryś z was łaskawie wyjaśnić, co tutaj się tak właściwie stało? - ostro zapytałam.
- Alice, spokojnie, słoneczko – zaczął Emmett. – Wygłupialiśmy się trochę i niechcący popchnąłem Gaba, a że z jego koordynacją w takim stanie jest kiepsko, to chłopak potknął się o własne nogi i przewrócił na stolik.
- Gdybyś mnie nie popchnął, to bym się nie potknął – wyrzucił mu przyjaciel.
- Sorry, brachu – powiedział, poklepując go po ramieniu, jak miał w zwyczaju.
- Taa, masz szczęście, że wyszedłem z tego bez szwanku - mruknął poszkodowany i wykrzywił twarz w grymasie.
- Nie pierwszy i nie ost… - kontynuował Em, ale mu przerwałam.
- Dobra, nie chcę tego słuchać. Będziecie się tłumaczyć przed Bellą, a teraz zabierzcie się za sprzątanie - odparłam najspokojniej jak umiałam i odwróciłam się na pięcie. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i poszłam do kuchni. Postanawiając doprowadzić swoją wizję do skutku, wybrałam numer przyjaciółki. Musiałam skłamać, ale małe oszustwo dla dobra sprawy nie jest takie złe. Odebrała telefon po pierwszym sygnale z wyczuwalnym zmęczeniem w głosie.
- Słucham?
BPOV :
Zadyszana, otworzyłam z rozmachem wielkie, drewniane drzwi i wkroczyłam do klubu, nie zwracając na nic uwagi. Jeden, drugi krok. Poczułam, jak uderzam głową o coś twardego. Podniosłam wzrok i ujrzałam nowego ochroniarza. Oniemiałam, miało go przecież dzisiaj nie być. Uśmiechnął się łobuzersko.
- No proszę, gdybym wiedział, że chcesz na mnie wpaść, byłbym delikatniejszy – powiedział, jednocześnie się śmiejąc.
- Każdy tak twierdzi, dopóki się ze mną nie zderzy - odparłam oschle, poklepałam go po ramieniu i wyminęłam, najzgrabniej jak tylko potrafiłam. Gdy on nadal stał zdezorientowany, ja już biegłam w stronę baru. Dostrzegłam wściekłą Carrie, która prawie się trzęsła na mój widok. Zapewne, gdyby mogła, rzuciłaby się na mnie, wydrapała oczy i wyrwała wszystkie włosy.
- Tak bardzo cię przepraszam. Naprawdę chciałam być na czas. Przepraszam… - wyszeptałam z poczuciem winy. Wiedziałam, jak ważne były dla niej powroty na czas do domu.
- Tym razem nie ma sprawy, gdyż dzwoniłam do opiekunki, która powiedziała, że nigdzie się dzisiaj nie spieszy i może jeszcze trochę zostać z małym, ale jak mogłaś mnie tak zawieść?! Będziesz musiała mi to zrekompensować - powiedziała spokojnie. Słysząc jedynie jej zawiedziony głos, poczułam się jeszcze gorzej. Zdawałam sobie sprawę, co znaczy być dłużniczką Carrie – obsługa najbardziej obleśnych klientów i zanoszenie zamówień do stolików, przy których siedzieli pijani mężczyźni. Skarciłam się jeszcze raz w myślach za swoje gapiostwo i poszłam szybko na zaplecze, żeby się przebrać. Weszłam do szatni i dopiero, kiedy otworzyłam szafkę, spostrzegłam, że nie jestem sama. W rogu, na fotelu siedział Carlisle i lubieżnie błądził wzrokiem po moim ciele. Wcale nie miałam ochoty zmieniać przy nim ubrania, ale Carrie się niecierpliwiła i musiałam prędko zastąpić ją przy barze.
Rzuciłam mu karcące spojrzenie i ściągnęłam bluzkę. Usłyszałam, jak jego oddech przyśpieszył, gdy zobaczył mnie w samym biustonoszu. Poruszył się gwałtownie, ale nie wstał z miejsca. Naciągnęłam szybko klubową koszulkę i założyłam długie, czarne, skórzane rękawiczki zakrywające moje przedramiona. Liczyłam, że zaabsorbowany prawie nagim ciałem, nie zwrócił uwagi na ręce. Spojrzałam na niego i byłam pewna, że niczego nie zauważył. Jego szybki, przerywany oddech, wypieki na policzkach i wzrok utkwiony na moim dekolcie mnie w tym utwierdziły. Wywróciłam oczami na dowód męskiej prymitywności i powoli zaczęłam pozbywać się spodni. Skoro i tak tutaj siedział, to mogłam go trochę potorturować. Opuszczałam dolną część garderoby, delikatnie wprawiając moje biodra w ruch. Po chwili stałam w czerwonych, koronkowych bokserkach, ukazując blade nogi i zgrabne pośladki. Jego oczy śledziły uważnie każdy manewr, nie mogąc skupić się na żadnych konkretnym skrawku skóry. Jedynie świadomość, że bez mojej zgody nie może mnie dotknąć, pozwalała mi na takie zabawy. Pochyliłam się, aby poprawić buta, pozwalając, aby nacieszył się widokiem krągłości. Prostując się, dostrzegłam wypukłość na spodniach obserwatora, co wprawiło mnie w lepszy humor. Zaschło mu w gardle, podniósł whisky do ust i wziął duży łyk, trochę za duży.
- Bella, do cholery, ile można się przebierać? - krzyknęła Carrie zza drzwi. Chciałam się jeszcze trochę z nim podroczyć, ale niestety nie miałam więcej czasu. Szybko wsunęłam na siebie czarną, skórzaną spódniczkę sięgającą do połowy uda i zatrzasnęłam szafkę. Posłałam mu jeszcze jedno dzikie spojrzenie, nałożyłam kozaki i wyszłam, zostawiając go samego ze swoim problemem.
- Już, już. Przepraszam, nie mogłam znaleźć spódnicy - rzekłam do koleżanki, która tylko posłała mi pełne dezaprobaty spojrzenie i udała się w kierunku wyjścia.
Uśmiechnęłam się pod nosem z mojego małego zwycięstwa i zaczęłam obsługiwać klientów. Dzisiaj ruch był mały, nieliczni ludzie bawili się na parkiecie, a reszta wygodnie usadowiona w lożach, piła drinki.
Po dwudziestej drugiej usłyszałam dźwięk telefonu, a na wyświetlaczu ukazała mi się rozpromieniona twarz Alice.
- Słucham? – rozpoczęłam rozmowę wesołym głosem.
- Cześć, mam złe wieści...
- Stało się coś? – zaczęłam się naprawdę niepokoić.
- Jak wyszłaś do pracy, to się okazało, że Emmett przyniósł wino - wydukała.
- I? – domyślałam się, co zamierza dodać.
- I to nie jedno – prawie wyszeptała, speszona.
- Chcesz powiedzieć, że nie jesteście w stanie po mnie przyjechać?
- Bardzo mi przykro... Może zamówisz taksówkę?
- Dobrze wiesz, że nie mam pieniędzy, ale dam sobie radę - syknęłam do telefonu i zatrzasnęłam klapkę.
Byłam wściekła i głowiłam się, jak wrócę do kampusu. Poprosiłam Nelly, aby na moment mnie zastąpiła. Wzięłam papierosy i wyszłam szybkim krokiem przed klub, nie zważając na tych, których popychałam w holu. Będąc na zewnątrz, zaciągnęłam się dymem. Powoli się uspokoiłam i odczułam skutki bezmyślnego zachowania. Stałam na ulicy, trzęsąc się z zimna. Powinnam była wrócić, ale miałam już dość dzisiejszego wieczoru.
Nagle ktoś nakrył moje ramiona kurtką. Obróciłam się raptownie, z obawą przed pijanym klientem. Na szczęście, uśmiech, który zobaczyłam, rozproszył wszelkie lęki. Chłopak patrzył na mnie swoimi niebiesko-zielonymi oczami. Wpatrywałam się bez opamiętania w przystojnego blondyna
- Dziękuję - wyszeptałam.
- Do usług, ale następnym razem powinnaś zabrać ze sobą coś cieplejszego, zanim staranujesz ludzi w holu i wyjdziesz tak ubrana na dwór. Chyba nie chcemy, żebyś się rozchorowała -ostatnie słowa zamruczał uwodzicielsko. Wskutek jego maglującego spojrzenia, nie miałam pojęcia, gdzie oczy podziać.
- Postaram się o tym pamiętać, po następnym irytującym telefonie.
- Coś poważnego? - W jego głosie można było usłyszeć troskę.
- Jakby to powiedzieć… Moi przyjaciele upili się w akademiku i nie przyjadą po mnie.
- Masz zamiar wracać sama?
- W takiej sytuacji nie mam zbyt wielkiego wyboru.
- Jeżeli pozwolisz, to mogę ci towarzyszyć – zaproponował, posyłając przyjazny uśmiech. W sumie, nie miałam nic do stracenia. Prawie go nie znałam, ale czułam się przy nim bezpiecznie.
- Jeśli to nie byłby dla ciebie problem… Dziękuję – popatrzyłam na niego nieśmiało i odwzajemniłam uśmiech. Dostrzegłam tańczące iskierki w jego oczach.
- O której kończysz? - zapytał.
- Za godzinę.
- Dobrze, będę tutaj czekać, ale teraz chyba powinniśmy udać się do środka.
Musiałam przyznać mu rację, więc przytaknęłam tylko głową i oddałam kurtkę. Chłodne powietrze napierało ze wszystkich stron, dlatego szybkim krokiem weszłam do klubu. Byłam o wiele spokojniejsza, mając pewność, że ktoś mnie odprowadzi. Bałam się tej okolicy i pijanej młodzieży imprezującej w zaułkach. Zamachałam ręką Nelly w geście podziękowania i stanęłam za barem, a ona udała się na zaplecze, ponieważ już kończyła pracę. Zostałam sama, dopiero za godzinę miała przyjść kolejna zmiana.
Ciekawe, jak wygląda nasze mieszkanie po ich szaleństwach. Ostatnim razem doprowadzałam sypialnie do porządku przez dwa dni. Miałam tylko nadzieję, że tym razem zachowywali się rozsądniej i niczego nie rozbili, ani nie zepsuli. Emmett zdecydowanie nie kontrolował się po wypiciu alkoholu, już nie raz przyłapałam go w moim łóżku z jedną z przyjaciółek. Oczywiście, nie w jakichś gorszących sytuacjach, ale zazwyczaj wtulonego w dziewczynę tak mocno, że nikt nie wcisnąłby nawet kartki papieru między ich ciała. Chociaż, był jeden taki wieczór, gdy wkroczyłam stanowczym krokiem do pokoju, otwierając z rozmachem drzwi, a moim oczom ukazał się upity Emmett, wciągający na siebie Norę, która pozbyła się wcześniej spodni. Ona nie miała nic przeciwko, ale wiem, że żałowałaby tego przez wiele tygodni. Z rozmyślań wyrwał mnie nieznajomy głos.
- Co mogłabyś mi zaoferować? - spytał klient. Popatrzyłam na niego, miał około trzydziestki, co najmniej trzydniowy zarost, platynowe włosy, krople potu na czole, przekrwione oczy i ubrania, który nie wyglądały na najświeższe. Zrobiło mi się niedobrze. Przez następne parę tygodni będę musiała takich jak on obsługiwać każdego wieczoru.
- Wodę, piwo albo drinka – odparłam, robiąc krok do tyłu. Do moich nozdrzy dotarł jego niezbyt przyjemny zapach.
- Miałem na myśli coś innego, ślicznotko - oparł przedramiona na blacie, przechylając się w moją stronę i wpatrując w dekolt. Starałam się uśmiechnąć, chociaż zapewne na twarzy ukazał się niezgrabny grymas.
- To najwidoczniej pomylił, pan, kluby - chciałam się wycofać, gdy zacisnął swoje grube palce na moim nadgarstku i po chwili leżałam przyciśnięta klatką piersiową do blatu. Zaczęłam się wyrywać, ale był silniejszy i nie miałam szans. Nie przypuszczałam, że pijany facet o średniej budowie posiada taki refleks i energię. Strach sparaliżował każdą komórkę organizmu. Byłam sama, Carrie już wyszła, Carlise nie pokazał się od incydentu w przebieralni, a na resztę gości nie mogłam liczyć. Jęknęłam, gdy chwycił mnie za kark i przygniótł twarzą do baru. Nagle poczułam uderzenie. Myślałam, że pęknie mi głowa. Uderzał nią z całą siłą. Zaczęłam krzyczeć i nagle ktoś gwałtownie odciągnął nieznajomego. Zrobiło mi się słabo, obraz rozmazał i upadłam na podłogę. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o kolana. W powietrzu unosił się metaliczny zapach, który momentalnie spowodował u mnie mdłości. Przejechałam dłonią po czole i zobaczyłam czerwone plamy na niej. Krew. Palcami odnalazłam na skórze miejsce, które powolnie krwawiło i zaczęłam je uciskać. Nie miałam siły wstać, emocje wzięły górę i się rozpłakałam. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak agresywnym zachowaniem. Zdarzali się nachalni klienci, ale do przemocy nigdy żaden się nie posunął. Łzy same torowały sobie drogę po policzkach. Trzęsłam się cała, nie mogąc tego opanować. Wszystko zdarzyło się tak szybko.
Nie wiem, ile tak siedziałam, może kilka minut, a może godzinę. Poczułam, jak ktoś klęka obok mnie, ale nie miałam odwagi, by spojrzeć, kim jest mój wybawca. Ciepłe dłonie przyciągnęły mnie do siebie i przytuliły do torsu, który unosił się i opadał w szybkim tempie. Uniosłam głowę i zobaczyłam zmartwioną twarz towarzysza. Cholera, nie mogłam sobie przypomnieć, jak miał na imię. Jasper? Jared? Mniejsza z tym, przylgnęłam do niego i uczepiłam się kurczowo dłońmi jego kurtki, nie zważając dłużej na ranę.
- Nic ci nie jest? - zapytał i spostrzegł strużkę krwi na mojej skroni. – Krwawisz, trzeba cię opatrzyć. - Nie odpowiedziałam, nadal nie otwierając oczu.
- Chodź, pójdziemy na zaplecze, Angela za chwilę powinna się pojawić. - Odsunął mnie, wstał i wyciągnął ręce, aby mi pomóc. Chwiejnym krokiem, podtrzymywana, doszłam do przebieralni i usiadłam na fotelu. Nadal się trzęsłam, nie umiejąc zapanować nad własnym ciałem. Do tego wszystkiego, bolał mnie tył głowy. Chwyciłam rękami kark i przyciągnęłam go do kolan. Chłopak uklęknął przede mną i okrył moje dłonie swoimi. Jego obecność, jego dotyk - dodawały mi otuchy, w końcu przestałam się bać.
- Niedobrze ci? – zapytał, przejęty.
- Trochę, ale nie mam zamiaru zwracać kolacji, jeśli o to ci chodzi.
Bez słowa uchylił delikatnie okno, znajdujące się za mną. Powiew wiatru zdecydowanie polepszył moje samopoczucie. Z każdą sekundą mdłości zaczynały ustępować. Straciłam na moment orientację, nie miałam pojęcia, gdzie jestem i co się dzieje. Istniał tylko ból rozdzierający moją czaszkę na dwie połowy. Obezwładniające cierpienie, ale nie tak ogromne jak to kilka lat temu. Tamtej dolegliwości nic nigdy nie zwycięży, nic… Chyba, że śmierć. Z rozmyślań wyrwała mnie ciepła dłoń blondyna, na którego od kilku chwil przestałam zwracać uwagę. Ujął mój podbródek i podniósł delikatnie głowę na wysokość swojej. Siły mnie opuściły, więc zamknęłam powieki, skupiając się na cieple jego skóry. Przeniósł rękę na policzek, rysując na nim koła kciukiem. Ten czuły gest był bardzo uspakajający, chciałam się nim rozkoszować, lecz nagle poczułam pieczenie w okolicy czoła. Syknęłam, wyrywając się z uścisku, co nie było mądre, ponieważ znów sprowokowałam ból głowy.
- Nie wierć się, głuptasie. Muszę oczyścić ranę i opatrzyć – powiedział, znów przyciągając mnie w swoją stronę. Poddałam się zabiegom ratowniczym i było mi zdecydowanie lepiej. Do mojego nosa nie docierał już zapach krwi wzbudzający we mnie mdłości, a drżenie kończyn całkowicie ustało. Otworzyłam, zamknięte dotąd, oczy i z ulgą stwierdziłam, że ostrość się wyrównała. Widziałam, jak wciąż klęczy przede mną, przypatrując się mojej twarzy. Uśmiechnął się, dumny ze swojego dzieła, jakim był niewielki opatrunek, i oparł mnie o fotel.
- Zostań tutaj, ja zajmę się resztą i powiadomię szefa o całej sytuacji. - Spojrzałam na niego i pokiwałam głową. Wyszedł, a ja siedziałam sama i powoli odtwarzałam w pamięci, co się przed chwilą stało. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i objęłam je ramionami. Znów czułam na sobie jego oddech, jego ręce i uderzenie o blat. Mój krzyk, panika, strach. Z przeżywania wszystkiego na nowo wyrwało mnie pukanie. W drzwiach ukazała się głowa Carlisle’a. Wyglądał na zdezorientowanego i zdenerwowanego. Zamknął pośpiesznie drzwi, a ja podniosłam głowę, by na niego spojrzeć.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, chciałabym tylko iść do domu.
- Dobrze. Przebierz się, a za chwilę będzie tu Angela. Kiedy Jasper mi o wszystkim opowiedział, zadzwoniłem do niej i kazałem przyjść wcześniej - dotknął wierzchem dłoni mój policzek. Jej chłód przynosił ukojenie rozpalonej skórze. Przymknęłam powieki, rozkoszując się okładem.
- Dziękuję – odparłam bez emocji i się odsunęłam. Nie mogłam mu pozwolić na jakiekolwiek gesty, nawet w takiej sytuacji. Musiał utrzymywać dystans. Zmieszany, udał się do wyjścia. Nacisnął klamkę, jeszcze raz na mnie spojrzał i wyszedł, zatrzaskując głośno drzwi. Huk spotęgował, jeszcze bardziej przeszywający mnie, ból. Przyłożyłam palce do skroni w nadziei, że za moment przejdzie. Ku mojemu rozczarowaniu, nie odczułam ulgi. Nie zważając na dolegliwości przebrałam się szybko i wyszłam z przebieralni. Dostrzegłam Angelę, która uwijała się już wśród klientów. Gdy dostrzegła moją postać, posłała mi współczujący uśmiech. Litość, jedna z rzeczy, których nienawidziłam. Przybrałam kamienny wyraz twarzy i ruszyłam, przepychając się między, wirującymi na parkiecie, ludźmi, w kierunku holu. Gdy dotarłam na miejsce, pospiesznie szukałam Jaspera w tłumie, aczkolwiek nigdzie go nie było. Zrezygnowana, postanowiłam sama wrócić jak najszybciej do kampusu. Pociągnęłam drzwi i wyszłam na świeże powietrze. Lodowaty powiew wiatru orzeźwił moje zmysły. Zaczęłam iść na zachód, starając się nie patrzeć na mijanych przechodniów. Chwiałam się niebezpiecznie na równej drodze, ale udało mi się nie stracić równowagi. Nagle poczułam ramiona obejmujące moją talię. Zatrzymałam się przestraszona, cichy pisk wydobył się gardła.
- Nie bój się, to tylko ja – wyszeptał mi do ucha mężczyzna i od razu poznałam ten męski głos. Jasper. Zaczerwieniłam się, powoli odwracając w jego stronę.
- Przecież obiecałem, że nie pozwolę ci samej wracać – powiedział cicho, hipnotyzując mnie spojrzeniem. Prawą dłoń zanurzył w moich włosach i odetchnął głęboko. Kiedy minęło kilkadziesiąt sekund, złapał mnie za rękę, na co ja uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś, że stanąłeś w mojej obronie, tam w klubie… - głos mi się załamał, nie byłam w stanie dokończyć zdania. Jednocześnie zarumieniłam się, patrząc wciąż przed siebie.
- Nigdy więcej nie pozwolę, aby jakiś drań cię skrzywdził – powiedział poważnie z zaciętą miną. – Wyglądasz tak pięknie… - szepnął, muskając przelotnie ustami mój policzek. Przy nim czułam się bezpieczna. Dodatkowo, jego dotyk sprawiał mi przyjemność. Nie wiedziałam, co mogę mu odpowiedzieć, a nie chciałam palnąć żadnego głupstwa, dlatego nie powiedziałam nic. Widocznie moje milczenie go uraziło, gdyż po chwili puścił moją rękę bez słowa. Cholera, co ja sobie wyobrażałam.
Dalszą drogę pokonaliśmy w ciszy, każde z nas pogrążone we własnych myślach. Gdy dotarliśmy do celu, niepewnie się uśmiechnęłam, a on odwzajemnił gest. Stałam, wpatrując się w niego, wiedząc, że na pewno wyglądam jak idiotka. Zauważył moje rumieńce i uśmiechnął się szerzej.
- Dobranoc, śpij dobrze… - rzekł czule.
- Dobranoc - odpowiedziałam pospiesznie, przekręcając klucz w zamku. Słyszałam, jak odchodzi i kiedy jego kroki ucichły, odwróciłam się, chcąc popatrzeć na oddalającą się sylwetkę. A on stał kilka metrów dalej i mnie obserwował. Zaskoczona tym widokiem, szybko otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania. Zastała mnie cisza i ciemność. Oparłam się plecami o zimne drewno. Dzisiaj już raczej nie zasnę…
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 18:19, 28 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
No cóż... Spodziewałam się czegoś innego, ale to co napisałaś w pewien sposób mnie zaskoczyło.
Szkoda mi Belli, że też musi pracować w takim miejscu i być narażona na takie coś.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 21:49, 12 Maj 2009
|
|
|
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Tych, którzy czytają proszę o wybaczenie. Wiem, że rozdział miał być tydzień temu i w sumie był napisany, ale Frill miała nawał pracy i nie dała rady go sprawdzić. Swoją drogą dziękuję jej za cierpliwość do mnie, bo czasem się jej dziwie, że nie rzuci Wordem o ścianę i go nie skopie Razz
Następny rozdział : postaram się sprężyć i może w przyszłym tygodniu coś będzie.
A teraz, żeby nie przedłużać:
ROZDZIAŁ V
BETA: niezastąpiona Frill :*
[link widoczny dla zalogowanych]
BPOV
Czułam czyjś oddech na szyi i dłoń zwisającą przez biodro. Zapewne nie zostałabym wyrwana ze snu, gdyby ktoś uparcie nie napierał na moje plecy. Emmett. W takich momentach miałam wielką ochotę walnąć pięścią w tę głupią głowę i wygarnąć, co myślę o takim bezczelnym zachowaniu. Zdecydowałam się jedynie z całej siły uderzyć stopą w jego łydkę zaplątaną w fałdy kołdry. Jęknął przeciągle i przestał taranować mnie swoim ciałem.
Kiedy wróciłam z pracy, Em spał w najlepsze i wszelkie próby wywabienia go z pościeli spełzły na niczym, więc szybko dałam sobie spokój. Zrezygnowana, położyłam się na drugim końcu ogromnego łóżka, zabierając całe przykrycie. Nie była to pierwsza noc, którą spędziliśmy razem w ten sposób. Zazwyczaj po każdej alkoholowej imprezie nie wracał do siebie i bezwstydnie korzystał z naszej uprzejmości. Na szczęście, znałam go dosyć długo i wiedziałam, że nie zamierzał się do mnie dobierać. Dlatego właśnie, gdy budziłam się rano i zdawałam sobie sprawę, że leżymy przytuleni, nie odczuwałam krępacji. Traktowałam go jak najlepszego przyjaciela i kochałam jak brata.
Ból rozsadzał czaszkę z jeszcze większą mocą niż wczoraj. Czułam, jak każda komórka w organizmie pulsowała. Próbowałam sobie przypomnieć, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru, ale w myślach zachowały się jedynie urywki. Dolegliwość nie pomagała w skupieniu. Powoli odtwarzałam wczorajsze epizody z klubu. Telefon od Alice. Rozmowa z Jasperem. Agresywny klient. Wszystko wróciło ze zdwojoną mocą. Znów spanikowałam, choć wiedziałam, że nic mi nie grozi. Napięłam mięśnie na wspomnienie o bliskim kontakcie twarzy z blatem. Emmett widocznie to zauważył, bo uniósł lekko głowę i spojrzał na mnie.
- Bells, stało się coś? - W jego głosie była wyczuwalna troska. Milczałam, nie chcąc opowiadać teraz o tym nieprzyjemnym zdarzeniu. Musiał źle zinterpretować moje zachowanie, ponieważ nagle się odsunął. Pewnie pomyślał, że się spięłam przez niego, ale bez bliskości przyjaciela czułam się jeszcze gorzej. Przewróciłam się na drugi bok, przodem do Emmetta, który patrzył zaniepokojony. Nic nie mówiąc, wtuliłam się w jego tors.
- Nie pytaj, nie teraz… - wyszeptałam, kryjąc oczy pod kaskadą splątanych loków.
Wiedziałam, że uszanuje moją prośbę. Przygarnął mnie mocniej i wplótł palce w moje włosy. Byłam bezpieczna, ale nie odważyłam się zamknąć ponownie powiek. Nie chciałam po raz kolejny przeżywać tego koszmaru. Bałam się iść jutro do pracy i zmierzyć z bolesnymi wspomnieniami. Przerażało mnie prawdopodobieństwo, że ujrzę ponownie napastnika, który tym razem będzie lepiej przygotowany do ataku. Zadrżałam.
Nie wiem, jak długo leżeliśmy w milczeniu, ale delikatne promienie słoneczne przebijały się przez zasłony. Pora wstawać. Uwolniłam się z objęć chłopaka, który bez trudu zapadł w głęboki sen, chrapiąc przy tym jak niedźwiedź, i usiadłam na brzegu łóżka. Gdy próbowałam wstać, świat niebezpiecznie zawirował, więc opadłam na pościel i czekałam, aż zawroty miną. Po dłuższej chwili udało mi się stanąć na nogi i ruszyć, jak codziennie rano, w stronę balkonu. Rzuciłam przelotne spojrzenie na drugą kanapę, gdzie spały Alice i Nora. Już sobie wyobrażałam, jak wielki kac będzie je męczył po pobudce, ale skoro mnie wczoraj wystawiły, to dzisiaj zapłacą za to kiepskim samopoczuciem.
Otworzyłam drzwi i poczułam powiew chłodnego, orzeźwiającego powietrza. Odpaliłam papierosa, wciągnęłam głęboko dym do płuc i oparłam się plecami o barierkę. Stałam i układałam sobie plan dzisiejszego dnia. Nie zamierzałam iść na zajęcia, nie z takim nastrojem i stanem zdrowia. Czułam się jak zmięta koszula, przepocona i śmierdząca po dniu ciężkiej pracy, którą ktoś niedbale rzucił w kąt.
Po odpowiedniej dawce nikotyny, udałam się do salonu. Po drodze zostawiłam lekko uchylone drzwi, żeby wywietrzyć zaduch panujący w pomieszczeniu. Czekała tam na mnie kolejna niespodzianka. Na naszej skórzanej sofie spał skulony Gabriel, którego nie zauważyłam w nocy, gdy w ciemnościach kierowałam się do swojego łóżka. Wyciągnęłam z szafki koc, starając się, aby drzwiczki nie zaskrzypiały, i przykryłam go, przyglądając się jego, spokojnej we śnie, twarzy. Ten, na co dzień czuły, ale też porywczy facet wyglądał teraz niewinnie jak dziecko.
Czegoś mi brakowało. Rozejrzałam się dokładniej po pokoju i już wiedziałam, co jest nie tak. Nie było mojego, bardzo cennego stolika, który odkupiłam w antykwariacie po śmierci Esme. Miał dla mnie wartość sentymentalną. Znając życie, musieli go rozbić pod wpływem wypitego alkoholu. Jednakże nie chciałam się kłócić, ani robić im wyrzutów, w końcu to tylko przedmiot. Jakoś przeżyję bez niego.
Zapewne stałabym nadal zamyślona, gdyby Gabriel nie zaczął owijać się szczelniej kocem, tworząc z niego pewnego rodzaju ‘kokon’. Zachichotałam cicho pod nosem i poszłam do łazienki. Czułam się trochę lepiej niż po przebudzeniu, ponieważ ból zelżał. Odkręciłam gorącą wodę, która wlewała się do wanny strumieniami, podwyższając temperaturę w toalecie. Dolałam odrobinę aromatycznego olejku Alice o zapachu migdałów i wróciłam do sypialni po świeżą bieliznę. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, więc po minucie już leżałam w pianie, rozkoszując się przyjemnością. Pozwoliłam sobie na chwilę bezczynności i wsłuchiwałam się we wszechogarniającą ciszę, powoli rozluźniając wszystkie mięśnie. Wbrew pozorom, uwielbiałam te momenty w ciągu dnia, gdy nic nie mąciło mojego spokoju. Była to pewnego rodzaju odskocznia od gwaru, jaki panował w klubie.
Gdy poczułam, że jestem już w zupełności odprężona, zaczęłam dokładnie namydlać całe ciało. Kiedy przeniosłam wzrok na swoje ramiona, skrzywiłam się z obrzydzenia. Na jednej ręce znajdował się purpurowo-niebieski siniak. Wzdrygnęłam się na wspomnienie obślizgłych paluchów, niechcący chlapiąc kafelki wodą. Nie kontrolowałam czasu, ale gdy zrobiło mi się chłodno, postanowiłam zakończyć kąpiel. Starannie wytarłam skórę i posmarowałam się pachnącym balsamem. Ubrałam przygotowaną bieliznę i owinęłam się frotowym szlafrokiem.
Podeszłam do lustra wiszącego nad umywalką i spojrzałam na swoją twarz. Na czole wciąż miałam niewielki opatrunek, przygotowany przez Jaspera. Lubiłam tego blondyna, był opiekuńczy i zarazem uwodzicielski. Mogłabym godzinami pływać w jego pięknych tęczówkach, aż uznałby mnie za wariatkę i uciekł. Tak zapewne by było, gdyby nie fakt, że raczej nie zechce się więcej ze mną spotkać. Mężczyźni nie przepadają za takimi dziewczynami jak ja. Moje częste wahania nastrojów doprowadzały innych do szaleństwa. Raz jestem śmiała i otwarta, a później zamykam się w sobie i nie dopuszczam nikogo, z wyjątkiem Emmetta. On, jako jedyny nie zadaje zbędnych pytań i bez słowa pociesza.
Przejechałam dłonią po twarzy, naskórek był szorstki i wysuszony. Chwyciłam palcami za róg plastra i delikatnie go odkleiłam. Spodziewałam się strupka lub mocniejszego otarcia, dlatego też bardzo się zdziwiłam. Pod gazą nie widniał żaden ślad po wczorajszym incydencie. Jak to możliwe? Przecież leciała mi z tej rany krew. Wprawdzie, rzadko robiłam sobie krzywdę, a jak już, to wszystko goiło się szybko, ale nie w tak zawrotnym tempie. Jak wytłumaczyć brak jakiejkolwiek blizny? Miałam mętlik w głowie, którą pokręciłam na boki, próbując wyrzucić z niej wszystkie myśli. Postanowiłam pójść do lekarza, może on będzie wiedział, dlaczego jedyną widoczną oznaką jest maleńka, prawie niewidoczna kreska. Wyrzuciłam opatrunek do śmietnika i wyszłam z łazienki.
Do moich nozdrzy dotarł zapach parzonej kawy. Uśmiechnęłam się do siebie, nie umiałam zacząć dnia bez małej czarnej. Powlokłam się do kuchni, szurając pantoflami po panelach i usiadłam przy stole. Alice podała mi kubek wypełniony po brzegi napojem. Delektując się aromatem, zamknęłam oczy i westchnęłam.
- Ally, dziękuję.
Odpowiedziała mi cisza, a to dziwne, bo ta wariatka nie znosiła milczenia. Spojrzałam na nią spod na wpół przymkniętych powiek. Stała do mnie tyłem i przygotowywała śniadanie. Gdyby nie to, że coś uparcie kroiła, uznałabym ją za kamienny posąg. Jedynie ruszająca się dłoń wskazywała, że wciąż żyje. Nie rozumiałam jej zachowania. Być może nie chciała się odzywać ze względu na zniszczenie stolika. Od zawsze wiedziała, że jest on dla mnie ważny.
- Przepraszam - wyszeptała po chwili, nie odwracając się w moją stronę.
- Przecież to tylko stolik. Myślę, że jakoś przeżyje bez nie…
- Nie tylko za to – przerwała mi. – Widziałam, w jakim stanie wróciłaś w nocy i nigdy sobie nie wybaczę, że cię zostawiłam samą – powiedziała i w końcu zwróciła się twarzą do mnie. Jej oczy były smutne.
- To nie twoja wina – odparłam.
- Moja… - Przerwała na chwilę, po czym zapytała. – Co się wczoraj stało, Bella?
Zdawałam sobie sprawę, że nie uniknę tego pytania. Alice zasłużyła, by wiedzieć, ale jak powiedzieć, że jeszcze wczoraj wieczorem miałam ranę na czole, a teraz nie ma po niej śladu? Uzna, że świruję i mi nie uwierzy. Zresztą, nic dziwnego.
- W klubie zdarzyło się coś nieprzyjemnego. Po twoim telefonie wyszłam na papierosa, gdzie spotkałam Jaspera. Obiecał odprowadzić mnie po pracy do akademika, więc trochę się uspokoiłam. Wizja samotnego powrotu przez ciemne ulice i park przyprawiała o dreszcz strachu.
- A kim jest Jasper? – zapytała, przerywając moją opowieść. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc w jej głosie zaciekawienie.
- To ten nowy ochroniarz, o którym ci wspominałam ostatnio.
- No, tak. Przepraszam, że ci przerwałam - powiedziała lekko speszona.
Odetchnęłam głęboko i upiłam łyk kawy, pozwalając podniebieniu nacieszyć się jej smakiem.
- Po krótkiej rozmowie wróciłam za bar, a Nelly zaczęła zbierać się do domu. Potem zostałam sama w oczekiwaniu na Angelę. – Wolałam nie mówić o zajściu z Carlislem. – Podszedł do lady klient, który był już trochę wstawiony i zaczął bajerować. Nie miałam ochoty na żadne uprzejmości, więc go po prosto spławiłam. I wtedy to się stało. - Mimowolnie zacisnęłam pięści. - W ułamku sekundy chwycił mnie za nadgarstek i przyparł do blatu. Jego agresywność napawała przerażeniem. Uderzał moją głową o blat. – Uniosłam rękę i przejechałam nią po czole. - Nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby Jasper nie przyszedł mi z pomocą… - Spuściłam wzrok, bo nie mogłam patrzeć na twarz Alice, która nie wyrażała żadnych emocji. Nagle podeszła i mnie przytuliła. Przejechała delikatnie dłońmi po moich włosach i wyszeptała:
- Zrobił ci coś poważnego?
- Oprócz siniaka na ramieniu i ra… - Nagle się opamiętałam, przecież lepiej jej o tym nie powiedzieć. - Nie, nic poważnego. Byłam wystraszona, a ból głowy towarzyszy mi do teraz.
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Przykro mi… - wyszeptała, a ja westchnęłam i wyplątałam się z uścisku.
- Nie przejmuj się, już wszystko dobrze - rzekłam i uśmiechnęłam się, aby potwierdzić te słowa. Siedziałyśmy w milczeniu. Co jakiś czas popijałam, już zimną, kawę i zerkałam na przyjaciółkę. Wydawała się nieobecna duchem, jej wzrok był zamglony, utkwiony gdzieś za oknem.
- Mam nadzieję, że znajdziesz trochę sił na dzisiejsze przesłuchanie – stwierdziła. Całkowicie zapomniałam o tym, że dzisiaj pan Tauner obsadzał role w nowej sztuce, w której bardzo chciałam wystąpić. Nie liczyłam na główną rolę, ale byłabym usatysfakcjonowana z drugoplanowej postaci. Zapewne będę musiała znowu zadowolić się wcieleniem w jakąś podrzędną bohaterkę, bo głowa za bardzo dawała o sobie znać, ból wciąż przeszywał skronie.
- Ally, ja nie idę.
Spojrzała zdziwiona.
- Nie jestem w stanie. Zadowolę się podrzędną rólką, zresztą jak zawsze. Wybacz. Mam nadzieję, że tobie pójdzie świetnie – mrugnęłam do niej.
Westchnęła głęboko i już chciała zacząć swój wykład na temat przeznaczonego mi aktorstwa i że muszę iść, ale uniosłam dłoń, dając jej do zrozumienia, że nie zamierzam tego słuchać. Zrobiła naburmuszoną minę i wróciła do robienia śniadania dla pozostałych.
- Idę się położyć, może uda mi się zasnąć – powiedziałam, idąc do sypialni.
- Gdybyś się jednak zdecydowała, przygotowałam ci niebieską sukienkę. Wisi w garderobie - rzuciła, gdy wychodziłam. W drzwiach minęłam Norę, która wyglądała na strasznie skacowaną. Zachichotałam bez krępacji.
Emmett już nie spał. Stał przy oknie i wpatrywał się w niebo. Gdy usłyszał, że wróciłam do pokoju, posłał mi uśmiech, podszedł do mnie i objął czule. Nie pytał, po prostu pomagał. Czułam ciepło promieniujące od niego, a jego dłoń na moich plecach dawała poczucie bezpieczeństwa. Nie wiem, jak długo trwaliśmy w tym przyjacielskim uścisku, kiedy on delikatnie się odsunął, nie odezwał ani słowem, pocałował mnie w policzek i wyszedł. Dziękowałam Stwórcy, że nagrodził mnie w życiu takimi bliskimi.
Zdjęłam szlafrok i wsunęłam się w samej bieliźnie pod pościel. Wciąż była ciepła, więc szybko zamknęłam powieki, a po chwili sen nadszedł sam.
Spałam bardzo długo, obudziłam się około siedemnastej. Alice jeszcze nie wróciła do mieszkania, więc postanowiłam wziąć prysznic. Moje włosy nie przypominały pięknych loków, o które zawsze dbałam, a twarz nadal była szorstka. Poszłam do kuchni, gdzie znalazłam karteczkę.
Moja droga,
Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Rozmawiałam z profesorem Taunerem. Wrócę późnym wieczorem, ponieważ wybieram się dzisiaj z Benem na kolację. Pamiętasz go na pewno, w niedzielę zawoził nas do akademika W lodówce masz małe co nieco, gdybyś zgłodniała. Em i Nora obiecali do Ciebie zajrzeć wieczorem.
Ally
Nie czułam głodu, więc do lodówki nawet nie zajrzałam. Udałam się do łazienki. Uchyliłam drzwiczki od prysznica i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Kabina powoli napełniała się parą. Zrzuciłam z siebie szlafrok i zdjęłam bieliznę. Spojrzałam przelotem w lustro i już miałam stanąć pod gorącymi strumieniami, gdy naszło mnie przeczucie, że coś jest nie tak. Zrobiłam krok do tyłu i ponownie przyjrzałam się swojemu odbiciu. W tym momencie miałam pewność. Po purpurowo-niebieskim siniaku na ramieniu nie było śladu…
APOV
Zaczynałam się o nią martwić coraz bardziej. Od feralnego wieczora, za który się obwiniałam, minęło trzy dni. Bella nadal nie pojawiła się na uczelni i ciągle siedziała w mieszkaniu. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam jak. Wczoraj poszłyśmy na spacer do parku. Postanowiłam wykorzystać okazję i dowiedzieć się czegoś więcej na temat incydentu w klubie i jej nowego znajomego. Niestety moje starania szlak trafił, bo jedyną informacją, jaką od niej wyciągnęłam, był opis wyglądu Jaspera, który już znałam.
Właśnie weszłam do sali, gdzie odbywały się zajęcia z aktorstwa. Zostało jeszcze kilka minut do dzwonka, więc skierowałam się do pana Taunera, który siedział wygodnie za biurkiem i uparcie szukał czegoś w swojej aktówce. Odchrząknęłam, żeby zwrócić jego uwagę.
- Witam, panie profesorze – powiedziałam swoim najbardziej uprzejmym głosem. Mężczyzna podniósł wzrok i się uśmiechnął.
- Witam, panno Brandon.
- Chciałabym wiedzieć, czy przesłuchanie do spektaklu jest już oficjalnie zamknięte i wszystkie role obsadzone?
- Jeszcze nic nie jest przesądzone, oczekujemy przybycia uczniów ze Wschodniego Wybrzeża, gdyż oni też będą brać w nim udział. Skąd takie pytanie? – Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo dodał:
- Przecież spotkaliśmy się ostatnio na castingu i jestem przekonany, że twój występ był bez zarzutu.
- Tak, wiem. Dziękuję. W każdym razie, chodzi o moją współlokatorkę, Bellę.
- Mówisz o pannie Swan? Zauważyłem ostatnio jej nieobecność. Co się z nią dzieje?
- Miała wypadek w pracy i zły stan zdrowia nie pozwolił jej przyjść. Czy jest jakaś możliwość, żeby mogła się zaprezentować w innym terminie? – zapytałam, intensywnie wpatrując się w nauczyciela. Przez chwilę milczał, lustrując mnie wzrokiem, po czym spojrzał na swoje papiery.
- Stało się jej coś poważnego?
- Fizycznie nie ma zbyt dużych obrażeń, ale męczą ją bóle głowy. Myślę, że jutro powinna się zjawić na zajęciach. – Tak, zdecydowanie postaram się, żeby ruszyła tyłek na wykłady.
- W takim razie, niech jutro w południe zgłosi się do auli numer trzy. Zwołam komisję. W końcu, każdy musi dostać szansę, a ona jest bardzo utalentowana, tak samo jak ty – rzekł, posyłając mi zadowolony uśmiech. Usłyszałam dźwięk, który rozpoczynał zajęcia.
- Bardzo dziękuję, panie profesorze. Jestem pewna, że komisja się nie zawiedzie.
- Proszę bardzo, panno Brandon. A teraz niech, pani, zajmie miejsce. – Skinęłam głową i udałam się na koniec klasy, gdzie usiadłam na ulubionym krześle. Ostatnimi dniami brakowało mi przyjaciółki. A pogarszał to fakt, że przeze mnie stała się jej krzywda. Może gdybym wtedy nie skłamała, to do niczego by nie doszło? Chciałam pomóc dziewczynie, tak dawno nie spotykała się z żadnym mężczyzną, nie wliczając tych napalonych półgłówków z kampusu, dla których po jednej randce dziewczyna powinna ściągnąć majtki i wskoczyć im do łóżka. Do takich osób zaliczały się idiotki pokroju Lauren Malory, które interesowały się wyłącznie swoim wyglądem. Na szczęście, Bells do nich nie należała.
Zajęcia minęły mi w mgnieniu oka, zanim się obejrzałam było dwie godziny później i wyszłam przed budynek, gdzie czekali na mnie Gabriel, Nora i Emmett. Uśmiechnęłam się do nich i usiadłam obok postawnego bruneta.
- Witaj, kruszynko – zaczął Em. – Co słychać u Belli?
- W sumie, nic nowego od waszej ostatniej wizyty. Ciągle siedzi w domu, ale załatwiłam jej jutro dodatkowe przesłuchanie, więc będzie musiała wywlec się z tych czterech ścian.
- Czuje się lepiej? - zainteresowała się Nora, intensywnie wpatrująca się w moje oczy. Czyżby było coś z nimi nie tak? Polowałam ostatnio, więc głodu nie odczuwałam. Mój sąsiad spojrzał na mnie z ciekawością.
- Tak, mówiła mi przed wyjściem, że dzisiaj nie dokucza jej ból głowy. Wraca kobieta do formy. Nareszcie, bo jutro organizują imprezę i musi uraczyć wszystkich swoją obecnością – powiedziałam i odkręciłam butelkę, którą trzymałam w dłoniach. Chciałam odwrócić uwagę Nory od moich tęczówek, więc niechcący wylałam trochę wody na spodnie Emmetta. Podniósł się natychmiast i zaczął strzepywać ją ze swojego krocza, jakbym, co najmniej, oblała go wrzątkiem. Zachichotałam, gdy do moich uszu doleciały przekleństwa, które mamrotał pod nosem. Wyglądał tak rozkosznie z grymasem zniesmaczenia na twarzy. Popatrzyłam ukradkowo na Norę i pochwaliłam się w myślach. Całą jej uwagę przyciągnął mokry Emmett. Po chwili chłopak klapnął ciężko na ławkę i lekko nią zachwiał. Jego spodnie wyglądały dość dwuznacznie, więc doszłam do wniosku, że następnym razem moje picie wyląduje zdecydowani wyżej, żeby nie narażać go na pośmiewisko. Uśmiechnęłam się przepraszająco. Kipiał z wściekłości.
- Brandon, co ty sobie wyobrażasz?! – Musiał się bardzo zdenerwować, skoro zwrócił się do mnie po nazwisku. - Nie masz czucia w rękach czy co?! Zaraz mam zajęcia z filozofii z panną Butterfly i ciekawe, jak ona zinterpretuje tę plamę?
- Pewnie pomyśli, że nie potrafisz porządnie załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych? – podsunęła Nora, po czym wraz z Gabrielem wybuchnęli głośnym śmiechem.
- Oj, przepraszam. Naprawdę zrobiłam to niechcący – powiedziałam i widząc, że furia mu mija, poklepałam po plecach. Posłał mi pełne dezaprobaty spojrzenie i nie odezwał się więcej podczas lunchu.
Nagle poczułam, jak wibruje mój telefon w kieszeni. Wyjęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Wiadomość od Bena. Czego on chciał?
„Witaj, cukiereczku. Porywam Cię dzisiaj po zajęciach. Mam nadzieję, że nie pokrzyżuję Ci tym żadnych planów? Będę czekał pod Twoim akademikiem, B.”
Zaskoczenie? Tak, zdecydowanie byłam zaskoczona faktem, że jeszcze nie miałam żadnej wizji z tym związanej. Czyżby mój kochany na nic się nie zdecydował? Odpisałam mu szybko, że dzisiaj skończyłam zajęcia i jestem wolna za piętnaście minut. Oczywiście, jak zawsze jemu to nie przeszkadzało, choć rzadko zabierał mnie gdzieś w ciągu dnia. Tworzyliśmy wolny związek, bez żadnych zobowiązań. Poznaliśmy się w klubie, gdzie pracuje Bella, i właśnie w takich miejscach najczęściej się spotykaliśmy.
- Muszę iść. Pamiętajcie o jutrzejszej imprezie u Mike’a i Jasona. Pa – rzuciłam, po czym pospiesznie oddaliłam się w stronę akademika. Po pięciu minutach ujrzałam Bena, który wyglądał lepiej niż zazwyczaj. Spod płaszcza wystawała mu moja ulubiona błękitna koszula, która idealnie współgrała z kolorem jego oczu. Włosy miał lekko rozwiane, ale lśniły w promieniach słońca przedzierających się przez chmury. Prezentował się nieziemsko.
Miałam jeszcze jeden ukryty dar, który, jak mniemam, zawdzięczam swojej ‘wegetariańskiej’ diecie. Moja skóra nie błyszczała tak mocno jak u reszty wampirów. Jakąkolwiek różnicę można było dostrzec jedynie w bardzo słoneczne dni. Mało intensywne słońce nie stanowiło ryzyka w normalnym funkcjonowaniu.
Podbiegłam do Bena i rzuciłam mu się na szyję. Lekko się wzdrygnął pod wpływem chłodu mojej skóry, ale jak zawsze tego nie skomentował. Nigdy mu to nie przeszkadzało. Gdy kiedyś zapytał się o przyczynę, wymyśliłam jakąś historię o genetycznej chorobie. Tak naprawdę, to nie wiem, czy w nią uwierzył, ale nigdy więcej nie wrócił do tego tematu.
- Stęskniłem się, cukiereczku – wyszeptał i ucałował mój policzek. Ja nie tęskniłam, ale postanowiłam sprawić mu przyjemność, więc odwdzięczyłam się takim samym wyznaniem.
Spacerowaliśmy godzinę po parku, rozmawiając i wygłupiając się. W pewnym momencie spojrzałam zalotnie w jego oczy.
- Złap mnie, jeśli potrafisz. – Przygryzłam delikatnie wargę, by jeszcze bardziej zachęcić go do zabawy. Podjął wyzwanie i ruszył za mną. Biegłam, starając się utrzymywać ludzką prędkość, która po chwili zaczęła mnie męczyć. Postanowiłam go usatysfakcjonować i pozwolić się złapać. Po chwili wziął mnie na ręce, na co ja wybuchnęłam głośnym śmiechem. Takie chwile pozwalały mi wierzyć, że w pewnym sensie pozostałam człowiekiem.
Rozejrzałam się i stwierdziłam, że musiało minąć sporo czasu, ponieważ zaczynało zmierzchać, a kilka samotnych gwiazd pojawiło się na bezchmurnym niebie. Nagle oparłam się o szorstką korę drzewa, która delikatnie drażniła plecy. Ben zaczął błądzić dłońmi po mojej talii, sprawiając, że poczułam lekki dreszczyk podniecenia. Zbliżył swoją twarz i wyszeptał mi cicho do ucha:
- Jesteś najwspanialsza rzeczą, jaka spotkała mnie w życiu. Kocham cię… - Nie zdążyłam przeanalizować tego wyznania, bo zaczął napierać swoimi rozpalonymi ustami na moje. Nie odpowiedziałam od razu na jego pocałunek, ale gdy poprosił o wstęp swoim językiem, rozchyliłam wargi. Nie kochałam go, ale sprawiał, że zapominałam o całym świecie. Zanurzyłam dłonie w jego włosach, cały czas starając się nie zrobić mu krzywdy i przymknęłam powieki. Jednak, zamiast zobaczyć oczami wyobraźni mojego towarzysza, zobaczyłam jedynie miodowe włosy mieniące się bursztynowymi odcieniami…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 14:12, 13 Maj 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Miodowe włosy? Czyżbym coś źle rozumiała?
Cóż, dowiemy się więcej w następnej części. Ale muszę przyznać, zaintrygowałaś mnie. I to bardzo.
Jestem ciekawa co się dzieje z Bellą. Jej znikające urazy i w ogóle.
Poczekamy, zobaczymy.
Chyba raczej przeczytamy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 16:24, 13 Maj 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Odpaliłam papierosa, wciągnęłam głęboko dym do płuc i oparłam się plecami o barierkę.
Coś mi tu nie pasi z tym odpaliła
Ho ho Alice się zakochała w Jasperze, a jest z innym? Będzie się działo, jak nic. Tak mi się nic nie chce, że nic dłuższego nie napisze oprócz tego, że zastanawiające jest to, że rana tak szybko zniknęła
pozdrawiam
Vampir
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vampir dnia Śro 16:28, 13 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 22:21, 31 Maj 2009
|
|
|
Dołączył: 23 Lut 2009
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Witam
Przepraszam najmocniej za tak duże opóźnienie, ale wiele rzeczy się zebrało na raz. Moja kochana beta miała do zaliczenia koła na studiach, a ja w zeszłym tygodniu obchodziłam 18-stkę, więc mam nadzieję że uzyskamy wybaczenie i rozgrzeszenie ;D
Jeżeli chodzi o następny rozdział, to nie mam pojęcia. W tym tygodniu mam same zaliczenia, a poza tym moja wena uciekła gdzieś i nie chcę ze mną współpracować. Będę ją namawiać, może nawet trochę po szantażuję, ale nic na siłę.
Patepetka
Czy źle zrozumiałaś? Poczekamy zobaczymy Cieszę się, że Cię zaintrygowałam ;D
A teraz, żeby nie przedłużać:
ROZDZIAŁ VI
BETA: niezastąpiona Frill :*
ROZDZIAŁ VI
BPOV
Szłam z Emmettem chodnikiem, wpatrując się w mijane wystawy sklepowe. Promienie słoneczne delikatnie muskały nasze twarze, dostarczając dodatkowej energii. Ciemne włosy mojego towarzysza mieniły się we wszystkich odcieniach brązu, nadając jego twarzy rysy beztroskiego chłopca, choć był już w miarę dojrzałym mężczyzną.
- I jak, Bells, wymyśliłaś, co mogę jej kupić? - zapytał z desperacją w głosie. Spojrzałam na niego zza ciemnych okularów i wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Cały Em, porozmawiać z dziewczyną, czy gdzieś zaprosić – to żaden problem, ale podczas kupowania prezentu – biedak nie potrafił wymyślić niczego sensownego. Od czego miał przyjaciół? To znaczy, od czego miał mnie?
- Razem z Alice zamierzamy zrobić jej małą niespodziankę, w końcu obchodzi dwudzieste trzecie urodziny – powiedziałam, a po chwili milczenia dodałam:
- Rozważałeś kupno bielizny?
Chyba go trochę zaskoczyłam swoim pytaniem, bo nagle się zatrzymał, kręcąc przecząco głową. Zachichotałam, przymykając na moment oczy, po czym przez chwilę nieuwagi wpadłam na jakiegoś przechodnia. Natychmiast uniosłam powieki i ujrzałam zdezorientowaną kobietę, starającą się utrzymać równowagę.
- Uważaj, jak chodzisz, nie jesteś tu sama! – krzyknęła, gotując się z wściekłości. Opuściłam wzrok i zobaczyłam drobnego chłopca, chowającego się za jej nogą. Wyglądał na wystraszonego, a w dłoni ściskał wymiętą chusteczkę.
- Przepraszam, panią – wybąkałam i wyminęłam zgrabnie matkę z dzieckiem. Co się ze mną działo? Prawie staranowałam dwie osoby i marne przeprosiny raczej ich nie usatysfakcjonowały. Poczułam, że moje policzki zaczynają płonąć. Cholerny rumieniec. Zawsze mnie dręczył w tak kłopotliwych sytuacjach, co podwyższało mi ciśnienie.
Nagle znajdowałam się na pasach, choć nie miałam pojęcia, jak się tam znalazłam. Do uszu dotarł przeraźliwy pisk opon, na który gwałtownie się odwróciłam i dostrzegłam samochód zbliżający się w moją stronę z niebezpieczną prędkością. Stałam sparaliżowana strachem, nie mogąc zrobić żadnego kroku. Otępiała czekałam, aż zostanę zmiażdżona przez tego potwora o przerażającym ciężarze. W głowie malowało mi się jedynie tragiczne zakończenie i nerwowo zacisnęłam powieki, aby nie zarejestrować twarzy kierowcy. Kiedy zaczęłam odliczać sekundy, ktoś jednym, stanowczym ruchem popchnął mnie na bok. Uderzyłam głową o asfalt, ale nie straciłam przytomności. Usłyszałam hałas oraz trzask rozbijającej się szyby. Kawałek dalej Emmett leżał w kałuży krwi, z wygiętymi nienaturalnie kończynami. Podbiegłam do niego i próbowałam sprawdzić jego stan. Łzy same torowały sobie drogę po policzkach, spadając na zakrwawione czoło przyjaciela. To nie mogło się dziać naprawdę, tylko nie on! Nie, nie, nie!
Niespodziewanie poczułam gwałtowne szarpanie za ramiona i otworzyłam oczy. Na łóżku siedziała zmartwiona Alice z paniką w oczach.
- Bells, co się stało? Co ci się śniło? – zapytała z siostrzaną troską w głosie. Bez zastanowienia przytuliłam się do niej, nie przejmując się, że włosy przylepiają się do mojej, mokrej od łez i potu, twarzy. To był tylko sen, cholerny koszmar. Odetchnęłam głęboko z ulgą.
- Dziękuję za przerwanie tego horroru – powiedziałam, kładąc głowę na kolanach przyjaciółki, której dotyk przynosił mi ulgę. Zauważyłam, że jej skóra nie wydawała mi się już lodowata, a jedynie zwyczajnie chłodna. Skarciłam się w myślach za własną głupotę. Targające mną emocje dodatkowo wpływały negatywnie na zdezorientowane zmysły.
Godzinę spędziłyśmy w zupełnej ciszy, po czym Alice oznajmiła, że pora się zbierać, bo na dwunastą załatwiła mi przesłuchanie. Nie wierzyłam własnym uszom, o czym mówiła? Spojrzałam na nią z niezbyt mądrą miną, która spowodowała u brunetki wybuch śmiechu.
- Ups, chyba zapomniałam cię o tym poinformować. Byłam u profesora i poprosiłam o inny termin, tłumacząc twoją nieobecność chorobą. – Mrugnęła do mnie i skierowała się do kuchni. – W garderobie leży przygotowana sukienka, więc lepiej się pospiesz, bo za godzinę musisz się stawić w auli numer trzy. Nie dziękuj – krzyknęła, zaczynając szykować śniadanie.
Ciągle niedowierzając, powlokłam się w stronę drzwi, za którymi znalazłam cudowną kreację z wielkim wycięciem na plecach.* Czy ona oszalała?! Jak miałam się pokazać w szkole w takim cudzie? Już zamierzałam się odezwać, gdy usłyszałam:
- Przestań. Ubierzesz ją, koniec kropka.
- Skąd wiesz, co chciałam powiedzieć, skoro nie pozwoliłaś mi dojść do słowa? – zadałam czysto retoryczne pytanie, bo doskonale wiedziałam, co odpowie.
- Nie zapominaj, kochana, że znam cię lepiej niż własną kieszeń. – Domyśliłam się, że wystawiła mi język, ucinając dalszą dyskusję.
Westchnęłam i przerzuciłam materiał przez ramię.
W łazience przebywałam o wiele dłużej, niż zazwyczaj potrzebowałam. Wzięłam szybki prysznic, aby się do końca rozbudzić, a później wysuszyłam włosy. Każdy kosmyk postanowił zrobić mi dzisiaj na złość i odstawał w innym kierunku. Niezadowolona tym widokiem, zrobiłam koka, odsłaniając szyję i wsunęłam na siebie sukienkę. No cóż, co do wyboru stroju nie śmiałabym mieć zastrzeżeń, gdyż leżał idealnie, jakby uszyty specjalnie dla mnie. Do listy rzeczy do zrobienia dopisałam w myślach odwdzięczenie się Ally za przysługę. Podziwianie sylwetki przerwało mi pukanie do drzwi. O wilku mowa, pomyślałam.
- Bells, wychodź wreszcie, już jedenasta czterdzieści – paplała, zniecierpliwiona.
- Już, minutka – odpowiedziałam i chwyciłam kosmetyczkę. Faktycznie zostało niewiele czasu, więc postanowiłam postawić na naturalność. Pociągnęłam delikatnie rzęsy tuszem, pomalowałam usta błyszczykiem. Spojrzałam w lustro, okazało się, że wyglądałam dobrze, nawet bardzo dobrze. Uśmiechnęłam się i wyszłam, wpadając na spiętą przyjaciółkę.
Po piętnastu minutach czekałyśmy pod aulą. Ku mojemu zdziwieniu, byłyśmy pod wejściem jedyne, co prawdopodobnie oznaczało, że to prywatne przesłuchanie. Fakt ten, wzmógł moje zdenerwowanie, żołądek niebezpiecznie mi się skurczył, a dłonie zaczęły się pocić. Wybiło południe. Spojrzałam na Alice z nadzieją, że pomoże mi stąd uciec. Formowałam w głowie desperacki plan odwrotu, gdy nagle drzwi się uchyliły i profesor Tauner uśmiechając się szeroko, zachęcił ruchem dłoni, abym weszła. Ally szybko mnie przytuliła, dodając otuchy i odwagi.
- Dasz radę, wierzę w ciebie, Bells. Wszechświat jest po twojej stronie – szepnęła i delikatnie pchnęła na pożarcie lwom.
Stanęłam na scenie i dostrzegłam jury składające się z czterech osób. Od prawej strony siedział pan Tauner, następnie nauczycielka śpiewu – panna Greek. Tuż obok niej zasiadł niski mężczyzna, którego widziałam pierwszy raz, a na samym końcu spoczywał dyrektor tutejszego teatru – pan Smith. Ten ostatni uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, wskazując ręką na tekst, który leżał na fortepianie. Podeszłam i wzięłam kartki: ‘Na Orbicie Serc’. Znałam ten utwór dość dobrze, gdyż był najpiękniejszym w całym musicalu. Kiedy usłyszałam dźwięki muzyki, odłożyłam przygotowaną pomoc i przystąpiłam do śpiewania z pamięci.
Zamknęłam oczy, a mój przyjemny głos rozniósł się po całym pomieszczeniu. Napięcie momentalnie uleciało, czułam się jak ryba w wodzie. Żałowałam, że to jedynie wyobraźnia pozwala sobie na takie szaleństwa i skupiłam myśli na utworze. Spacerowałam po podeście, nie unosząc powiek. Upajałam się każdym słowem, piosenka poruszała mną dogłębnie, a jednocześnie uspokajała. Gdy zamilkły ostatnie takty, rozległy się brawa. Cała czwórka stała z widocznym podziwem w oczach. Lekko się zarumieniłam, kiedy pan Tauner podszedł do mnie, wyciągając ramiona w przypływie radości.
- Jesteś wręcz stworzona do postaci Sary – oznajmił wesoło.
Jak w amoku wyszłam na korytarz, gdzie szalona Alice odprawiała taniec zwycięstwa. Czyżbym dostała główną rolę? Tak, dostałam! Odetchnęłam głęboko, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.
- Widzisz, głuptasie, mówiłam, że wszechświat ci sprzyja! – dziewczyna trajkotała, uwieszona na mojej szyi. Powoli przyjmowałam do wiadomości, że to prawda. Udało się! Po kilku głośnych krzykach i wiwatach udałyśmy się na dwór, aby zjeść lunch.
Gdy tylko zobaczyłam Emmetta, wróciło wspomnienie ostatniego snu. Powrócił widok jego ciała w kałuży krwi i twarzy wykrzywionej w grymasie. Obraz trochę mi się rozmazał i zapominając o tym, że jestem w krótkiej sukience, podbiegłam i wskoczyłam na niego. Wyglądał na lekko zdezorientowanego moim zachowaniem, ale chwycił mnie w ostatniej chwili i przyciągnął do siebie. Na szczęście w porę się opamiętałam i zgrabnie, jedną ręką, przytrzymałam sobie kreację z tyłu, nie chcąc ukazać zgromadzonym koloru swojej bielizny.
- Bells, nie miałem pojęcia, że taka drapieżna kotka z ciebie – zażartował Em, zanosząc się tubalnym śmiechem. Rzuciłam mu ironiczne spojrzenie i prychnęłam. Gdyby wiedział, co przeżywałam w nocy, nie nabijałby się ze mnie. Jednakże nie zamierzałam uświadamiać go w tym momencie.
- To już nie mogę tak przywitać mojego tygrysa? – zapytałam z urażoną miną, ledwo powstrzymując się od chichotu i wyginając usta w podkówkę. Przyjaciel podłapując, o co chodzi, zamruczał niczym rasowy kot.
- Niegrzeczna jesteś, oj, niegrzeczna. W nocy zostaniesz ukarana – zagroził, a studenci przyglądający się naszemu powitaniu odwrócili wzrok nieco zmieszani. Dłużej już nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam donośnym śmiechem. Emmett postawił mnie na ziemi i usiedliśmy przy stole, gdzie znajdowała się reszta ekipy. Patrzyli na nas z rozbawieniem. W sumie, takie wybryki nie stanowiły dla nich nowości.
- To jak, widzimy się dzisiaj na imprezie u Jasona? – spytała Nora po dłuższej ciszy.
- Ja będę na pewno – wyszczerzył się Em i klepiąc Gabriela po plecach, dodał:
- O tego kompana też nie musicie się martwić, zjawi się na sto procent. – Gab zamierzał wyrazić odmiennie stanowisko, lecz Alice nie pozwoliła mu dojść do słowa:
- Nas również możecie się spodziewać. – Puściła mi oczko. – W końcu musimy uczcić dzisiejszy sukces Belli, a wspólna impreza nadaje się do tego znakomicie. Czyż nie?
- Oczywiście! – Druga przyjaciółka przytaknęła jej ochoczo. – Powinnam już lecieć. Do zobaczenia później. – Z uśmiechem oddaliła się od stolika.
- Ciekawe, gdzie tak popędziła? – zagadnął Emmett, odprowadzając ją wzrokiem.
- A co zazdrosny? – rzuciła Ally.
- A mam powody?
- A chciałbyś mieć?
- A co ty taka ciekawa?
- A co ty taki niedostępny?
Uwielbiałam ich zaczepki słowne, które nigdy nie kończyły się ustaleniem czegoś konkretnego. Zapewne, gdyby Gabriel nie chrząknął, próbując zwrócić ich uwagę, to nadal prowadziliby tę bezsensowną wymianę zdań.
- Zmienimy temat? – Poprawił się na siedzeniu i oparł przedramiona na blacie stołu. – Podobno ci nowi już przyjechali. Widzieliście kogoś?
- Nie, ale z tego, co wiem, męska część załogi już jest. – Emmett nachylił się w stronę Gabriela i szepnął:
– A naszą nową koleżanką zajmiemy się w poniedziałek, kiedy tylko przekroczy bramę kampusu.
Alice przewróciła oczami i odezwała się dość głośno:
- Dla zaspokojenia waszej ciekawości, przyznam, że minęłam jednego na pierwszym piętrze. Całkiem niezły. Może Bella się skusi na nowy kąsek.
- Czy ktoś cię ostatnio trzepnął w głowę tak porządnie? – zawyłam zirytowana, gdy po kilku sekundach dotarł do mnie sens jej słów. Nie miałam najmniejszego zamiaru przechodzić przez to wszystko jeszcze raz. Godzinne ślęczenie przed lustrem, ubieranie sukienek, które ledwo zakrywały połowę uda, wieczorne randki i kolacje przy świecach… Nie, nie, nie. Zero swatania. Już się postaram, żeby wybić wszystkie głupie pomysły z tej małej główki. Spojrzałam na nią poważnie i powiedziałam spokojnie:
- Radzę ci się dobrze zastanowić zanim powiesz coś jeszcze.
- Oj, Bells, nie oburzaj się. Wiesz, że chcę jak najlepiej.
- Czyli, jak zawsze. Tylko dziwne, że nigdy nie bierzesz pod uwagę tego, czego ja pragnę.
Zrobiła minę obrażonego dziecka i zaczęła rozmawiać z Gabrielem.
- Nie martw się, kocico, twój tygrys cię obroni – obiecał Emmett, po czym objął mnie ramieniem i przygarnął do siebie. W milczeniu spędziliśmy resztę przerwy. Minął mój dobry humor, najchętniej wróciłabym do łóżka, zapominając o błyszczących z ekscytacji oczach współlokatorki. Lubiłam chodzić na randki i nieraz poszaleć podczas niezobowiązującego seksu, ale nienawidziłam, gdy obiekt został wybierany przez to ogniwo zła. Każda minuta takiego spotkania była zaplanowana, jakbym nie potrafiła wymyślić spontanicznie niczego ciekawego. Faktycznie, z utrzymaniem chłopaka na stałe miewałam trudności, ale pomocy z jej strony nie potrzebowałam. Sama wolałam zarzucać sieci na potencjalnych kandydatów. Szkoda, że ona nie potrafiła tego zrozumieć.
- - -
Stałam przed łóżkiem, nie mogąc zdecydować się na żadną z sukienek. Mike i Jason zawsze urządzali imprezy w dobrym stylu, wiedzieli, kogo zaprosić, więc wypadało wyglądać olśniewająco. W końcu, ciężko wyróżnić się czymkolwiek wśród tłumu dziewczyn, które wyglądem przypominają lalki Barbie. Z resztą, rozumem też zazwyczaj nie grzeszyły, a ich próżność i wysoka samoocena biła po oczach.
Tak naprawdę przeszła mi ochota na zabawę, ale doszłam do wniosku, że Alice ma rację. Musiałam ruszyć swój tyłek i trzymać fason. Swoją drogą, naszej paczce przyklejono łatkę „weteranów”. Od początku wspólnej przyjaźni nie zorganizowano imprezy, na której by nas zabrakło, dodatkowo zazwyczaj wychodziliśmy, jako jedni z ostatnich. Na wspomnienia tych wszystkich szalonych nocy, uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
Jeszcze raz spojrzałam na leżące materiały i w przypływie impulsu chwyciłam za wieszak z turkusowo - czarną kreacją.** Udałam się do łazienki, w której przyjaciółka spędzała kolejną godzinę. Zapukałam delikatnie.
- Ally, długo jeszcze?
- Już prawie kończę, ale jeśli chcesz to wejdź – odpowiedziała po krótkiej chwili milczenia, więc nacisnęłam klamkę i stanęłam w progu. Alice wyglądała zjawiskowo. Delikatna, zielona sukienka opinała jej zgrabne ciało.*** Na szyi widniał niewielkich rozmiarów wisiorek w takim samym odcieniu, idealnie komponując się ze śnieżnobiałą skórą studentki. Włosy zaczesała do tyłu, a za prawym uchem wpięła wielką spinkę w kształcie kwiatu lilii. Całość dopełniła naturalnym makijażem. Z rozmyślań na temat wyglądu współlokatorki, wyrwał mnie melodyjny głos.
- Coś nie tak? Halo, tutaj ziemia do Belli! – zawołała i pomachała mi dłonią przed twarzą. I jak mam się z nią równać? Pomyślałam.
- Wręcz przeciwnie, wyglądasz rewelacyjnie. Będę musiała cię pilnować cały wieczór, bo inaczej nie odgonisz się od napalonych samców.
- Bardzo śmieszne. – Dała mi sójkę w bok, po czym krzyknęła, jakby się paliło:
– Czy ty całkowicie oszalałaś? Za trzydzieści minut wychodzimy, a ty wciąż nie jesteś gotowa?! – Posyłając w moją stronę spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Tak, tak, wiem. Już się biorę do roboty. Powinnam chociaż wyglądać jak człowiek – powiedziałam i rozpuściłam włosy, podłączając równocześnie lokówkę. W międzyczasie, postanowiłam doprowadzić twarz do porządku, co okazało się niemałym wyzwaniem. Pod oczami znajdowały się sporych rozmiarów fioletowe cienie. Cholera, westchnęłam i zaczęłam nakładać puder. Po kwadransie uporałam się z tuszem i byłam całkowicie zadowolona z efektów moich starań. Wyostrzyłam kontur oczu i pociągnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem. Na końcu zajęłam się włosami, które nerwowo nawijałam na rozgrzaną lokówkę, aby po chwili wypuścić z niej pięknie zakręcone spiralki. Gdy skończyłam, stałam z burzą loków sięgającą do połowy pleców. Po tych długotrwałych i męczących czynnościach czułam się pewnie i kobieco.
Po ostatnich poprawkach poszłam do Ally, czekającej w holu, wsunęłam na stopy turkusowe szpilki, nałożyłam cieniutki sweterek i wyszłyśmy z domu.
Mieszkanie chłopaków, które imponowało rozmiarami, mieściło się w północnym skrzydle akademika. Po korytarzu rozbrzmiewał stukot naszych obcasów i muzyka, z każdym krokiem coraz głośniejsza. Spojrzałam na rozanieloną twarz przyjaciółki i wiedziałam, że jednak dobrze postąpiłam nie zostając w domu.
- Zaprosiłam na dzisiaj Bena – wyszeptała po chwili Alice.
- I sądzisz, że się pojawi?
- Mam taką nadzieję.
- Zbliżyliście się do siebie ostatnio, co? – Na moje pytanie skinęła jedynie głową. Przez chwilę szłyśmy w całkowitej ciszy.
- Chyba nawet za bardzo… - mruknęła z mniejszym entuzjazmem.
- Co konkretnie masz na myśli? – Czyżby się z nim przespała? Błagam tylko nie to, dodałam do siebie i spojrzałam na nią lekko zszokowana.
- Nie, to nie to, o czym myślisz – zaprzeczyła energicznie. – To coś delikatniejszego. Ostatnio… Ben… - Przez moment się zawahała.
- Wyduś to w końcu! – rozkazałam.
- Bello, on powiedział, że mnie kocha.
- A ty?
- Co ja?!
- No, co mu na to odpowiedziałaś? – Byłam pewna, że go nie kochała, jeszcze nie.
- Nic, zaczęliśmy się całować. Wsunął dłonie pod moją bluzkę i zaczął pieśc…
- Dobra, starczy. Akurat tych szczegółów możesz mi oszczędzić – przerwałam, wywracając oczami. Nie raz słyszałam, jakie prowadzi interesujące życie erotyczne.
- Kochasz go? – zapytałam wprost.
- Bello to jest dziwne, on mnie kocha i w ogóle…
- Po prostu odpowiedz. Tak czy nie?
- Nie.
- A myślisz, że to się zmieni?
- Nie wiem, na razie.
- Radzę ci się szybko dowiedzieć – rzekłam i ścisnęłam jej chłodną dłoń.
Zapewne kontynuowałybyśmy tę rozmowę, ale właśnie stanęłyśmy przed mieszkaniem sześćdziesiąt dziewięć. Alice nacisnęła klamkę i odwróciła się do mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Koniec na dzisiaj z problemami. Zabawę czas zacząć – powiedziała i otworzyła drzwi.
Muzyka zagłuszyła nasze głosy, powietrze przepełnione dymem papierosowym i zapachem alkoholu uderzyło w nieprzygotowane nozdrza. Impreza zdążyła się już rozkręcić. Dawno tutaj nie przychodziłam, więc rozejrzałam się wokół z ciekawości. Pod oknem balkonowym prezentował się nowy sprzęt muzyczny i wielkie kolumny. Na prostopadłej ścianie widniały rozmaite obrazy ukazujące przede wszystkim różnego rodzaju abstrakcje. Malarstwo pasjonowało Mike’a od dzieciństwa. Zauważyłam, że odmalowano pomieszczenia, nadal utrzymując je w odcieniu krwistej czerwieni. Po dłuższej chwili dostrzegłam Gabriela siedzącego na dużej, skórzanej sofie. Założył jasne jeansy i błękitny podkoszulek polo, całkowicie uwydatniający jego fizyczne atrybuty. Kruczoczarne, krótkie włosy postawione we wszystkich kierunkach tworzyły artystyczny nieład. Wyglądał inaczej, a może tylko mnie się tak wydawało? Może zawsze wyglądał tak pociągająco? Dwudniowy zarost dodawał mu męskości i jeszcze więcej seksownego uroku. Widziałam w nim prawdziwego mężczyznę. Cholera, o czym ja znowu myślę?! Przecież to tylko Gabriel, skarciłam się w duchu. Muszę się dzisiaj porządnie odstresować, a do tego potrzebny jest alkohol.
Nim się obejrzałam, Alice zniknęła mi z pola widzenia. To całkiem normalnie, gdyż impreza to jej żywioł.
Postanowiłam dosiąść się do Gaba, ale najpierw udałam się do kuchni, która nie różniła się praktycznie niczym od naszej. Wcisnęłam się między wstawionych już studentów i rozejrzałam za czymś z procentami. Chwyciłam dwie czyste szklaneczki i przyrządziłam najprostszego drinka.
Wzięłam przygotowane napoje i wróciłam do salonu, w którym znajdowała się większość gości. Podeszłam do kanapy, uśmiechając się szeroko do, wyraźnie zszokowanego moim wyglądem, przyjaciela. Podałam mu szklankę, którą bez słowa zabrał ode mnie i przesunął się, aby zrobić mi miejsce.
- Dziękuję – powiedziałam i klapnęłam obok. Czułam na sobie jego palący wzrok, zresztą, nie tylko jego. Założyłam nogę na nogę, odkrywając tym samym blade uda i upiłam łyk mocnego trunku.
- Wyglądasz… zjawiskowo – wydusił z siebie Gabriel, gdy odzyskał głos. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak dzisiejsza prezencja Belli Swan będzie działała na mężczyzn, więc tylko puściłam mu oczko. Po chwili odwróciłam wzrok, bo nie chciałam na niego patrzeć. Nie mogłam go znów skrzywdzić.
Siedzieliśmy w milczeniu, skupiając uwagę na bawiącym się tłumie. Przybyło sporo ludzi, większość znałam chociażby z widzenia.
Wśród tańczących, jak zawsze górowali Nora i Emmett. Ich ciała poruszały się tak synchronicznie, jakby urodzili się jednością, a każdy dotyk chłopaka sprawiał wrażenie delikatnego i pożądliwego zarazem. Oni nie tańczyli, oni sunęli nad parkietem w rytm wolniejszej piosenki. Ruchy rąk, obroty, podskoki – wszystko było idealne i opanowane, tak proste jak oddychanie. Po upływie trzech minut melodia zmieniła się na szybszą i wszyscy zaczęli szaleć.
- Zatańczymy? - Pytanie dotarło do moich uszu. Odwróciłam się i zobaczyłam czekającego na odpowiedź Gabriela. Przez moment całkowicie zapomniałam o obecności młodzieńca.
- Oczywiście, nie śmiałabym odmówić takiemu przystojniakowi – wyszeptałam zalotnie, pozwalając poprowadzić się na parkiet. Nie mieliśmy zbyt wiele wolnej przestrzeni, przez co czułam na ciele nie tylko dłonie Gabriela. Tańczyliśmy, patrząc sobie w oczy i nagle zrozumiałam, że powinnam to przerwać zanim przestanę się kontrolować. Zrobiłam szybki obrót o sto osiemdziesiąt stopni, uciekając tym samym przed jego elektryzującym spojrzeniem. Czułam za sobą umięśnione ciało i ręce spoczywające na moich biodrach. Opanuj się Swan, on nic dla ciebie nie znaczy. Nie patrz na niego jak na mężczyznę! Próbowałam myśleć racjonalnie. Wciągnęłam głęboko powietrze i postanowiłam postawić na zabawę.
- Rączki przy sobie – szepnęłam mu do ucha i się odsunęłam.
Ludzie się zmęczyli i na parkiecie zrobiło się trochę luźniej, pozwalając na poszerzenie własnej przestrzeni. Bawiliśmy się tak, jak w liceum, wygłupiając i nie zbliżając za blisko swoich ciał. Cieszyło mnie, że wziął sobie moje słowa do serca, ułatwiając mi tym samym panowanie nad sobą.
Tańczyliśmy dobre dwie godziny, z małymi przerwami na szklaneczkę alkoholu. Nie byłam świadoma, ile wypiłam, bo przy trzecim drinku przestałam liczyć. Czułam mrowienie w dole brzucha i nie wiedziałam, czy to skutek dzisiejszego wyglądu Gabriela, czy ilości promili we krwi. Po jakimś czasie poczułam, że jednak przeholowałam, pomimo że miałam mocną głowę. Przestałam panować nad sobą i nie potrafiłam przestać tańczyć, choć wszystko wokół zlewało mi się w jedną plamę. Przymknęłam powieki na krótką chwilę, pozwalając prowadzić się partnerowi w rytm muzyki. Sama nie wiem, kiedy znalazłam się z Gabrielem w sypialni jednego z organizatorów imprezy. Obejmował mnie w talii, a jego ciepły oddech przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Uniosłam głowę napotykając zamglony i zarazem przepełniony ekscytacją wzrok przyjaciela, sprawiając tym samym, że czubki naszych nosów się dotykały. Delikatnie zwilżył wargi językiem i zrobił to w tak podniecający sposób, że zwiększył tym dodatkowo moje zdekoncentrowanie. Gorąca krew wzięła górę nad rozsądkiem…
APOV
Kiedy tylko otworzyłam drzwi do mieszkania chłopaków, uderzył we mnie podmuch gorącego powietrza przepełnionego zapachem spoconych, ludzkich ciał oraz alkoholowym odorem. Wszyscy podrygiwali w rytm szybkiej muzyki. Zabawę czas zacząć, pomyślałam i z uśmiechem na ustach ruszyłam w stronę tańczącego tłumu, pozostawiając samotnie Bellę przy wejściu. Na środku pomieszczenia spotkałam Emmetta i Norę, którzy również szaleli na parkiecie i wręcz pożerali się wzrokiem. Nadal nie mogłam się nadziwić, jak to możliwe, że pasują do siebie tak idealnie pod każdym względem. Telefon zawibrował w torebce, wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz komórki:
Cukiereczku, będę późno. Przepraszam, B.
Ten sms sprawił, że odetchnęłam z ulgą, ponieważ od rozmowy z Bellą na temat Bena wciąż denerwowałam się naszym następnym spotkaniem. Niezwłocznie musiałam podjąć jakąś decyzję. Pozostały mi dwa wyjścia. Mogłabym udawać, że kocham, czyniąc go szczęśliwym, a sobie tym samym dając kilka chwil na zapomnienie o własnej naturze. Naturze, której nienawidziłam ze wszystkich sił i która odebrała mi najwspanialszy dar, jakim jest życie.
Dzięki Benowi, po dwustu latach wreszcie poczułam się, jak za dawnych czasów – normalnie, ludzko. Pokręciłam głową, karcąc się w myślach. Stałam się parszywą egoistką. Przecież on mnie darzy prawdziwym, szczerym uczuciem! I chociażbym starała się ze wszystkich sił, nie odwzajemnię jego miłości. Przekleństwo, cholerne przekleństwo. Wampiry zakochują się od pierwszego wejrzenia, pierwszego zapachu, pierwszego dotyku. I w takich okolicznościach moje emocje względem Bena nie zmienią się nigdy.
Drugie wyjście stanowiło odrzucenie jego miłości, zniszczenie w nim wszystkiego, co sprawia, że jest tak dobrym człowiekiem. Sprawienie mu bólu i cierpienia. Powinnam powiedzieć prawdę, że go nie chcę, nie kocham, nie pragnę… Chociaż ta ostatnia myśl była akurat dużym kłamstwem, gdyż pragnęłam go całą sobą i nie chodziło jedynie o jego krew, ale także o ciało. Sprawiał, że ciepło, jakie z niego emanowało zwiększało moje pożądanie do granic wytrzymałości.
Wiedziałam, że potrafię grać zimną sukę z kamiennym wyrazem twarzy, ale… nigdy nie będę w stanie wyrzucić Bena z pamięci. Co wypada zrobić? To pytanie dręczyło mnie cały czas przez ostatnie kilka dni.
Spojrzałam na parkiet i skupiłam się na Belli tańczącej z Gabrielem. Z tego, co zauważyłam, już się nieźle wstawiła. Jej wzrok stał się zamglony i rozmyty, na policzkach widniały dwa, czerwone rumieńce, natomiast czoło pokryły drobne kropelki potu. Gabriel wyglądał podobnie, z tym wyjątkiem, że cały kipiał z pożądania, a jego spojrzenie poruszało się leniwie po szczupłym ciele przyjaciółki.
Współczułam mu. Od dawna bardzo kochał Bells, ale ona nigdy nie wykazała zainteresowania, żeby pchnąć ich znajomość w inną stronę. Rozumiałam ją doskonale, mimo że istniała między nami zasadnicza różnica. Mianowicie, ona nie chciała go zranić, a ja przez swoje nieustanne pragnienie człowieczeństwa pogrążałam Bena w coraz większym obłędzie i mogłam sobie jedynie wyobrazić, jak bardzo będzie cierpiał po moim odrzuceniu.
Po chwili zamyślenia znów spojrzałam w kierunku przyjaciół, lecz ku wielkiemu zaskoczeniu, nigdzie ich nie dostrzegłam. Nagle poczułam, że kolejna wizja napiera na mój umysł. Co robić?! Starałam się utrzymać świadomość i szybko zakradłam się do przestronnej łazienki, gdzie oparłam dłonie o umywalkę i pozwoliłam darowi przejąć kontrolę.
*
Bella stała zdezorientowana w pokoju, w którym panował półmrok. Spokojnym krokiem w jej stronę zmierzał Gabriel, a po chwili objął delikatnie talię dziewczyny, przyciągając bliżej kruche ciałko przyjaciółki. Ich nosy się dotykały, a usta zbliżały do siebie w zwolnionym tempie, by w końcu złączyć się w pocałunku, który po kilku sekundach zamienił się w dziki taniec spragnionych rozkoszy języków. Oboje byli rozpaleni do granic możliwości i z niecierpliwością zdzierali z partnera ubrania. Bella seksownie wskoczyła na Gabriela, oplatając go nogami w pasie…
*
Gdy wizja minęła, ja stałam jeszcze przez moment w ogromnym zdumieniu. Otrząsnęłam się z transu i w mgnieniu oka opuściłam toaletę. Rozejrzałam się nerwowo po tłumie, ale nigdzie nie zauważyłam pijanych uciekinierów. Kątem oka spostrzegłam, że drzwi do pokoju Jasona są zamknięte. Zaczęłam się przepychać, z coraz większą obawą przed tym, co zobaczę, kiedy je wreszcie otworzę. Nie mogłam pozwolić, aby ta wizja się spełniła. Inaczej oboje zrobią sobie krzywdę i będą dręczeni wyrzutami sumienia.
Od klamki dzieliły mnie zaledwie dwa metry, gdy nagle usłyszałam piskliwy krzyk jednej z uczestniczek zabawy:
- Uważajcie!
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam dwóch przedstawicieli naszej akademickiej drużyny baseballu, którzy zataczali się, próbując utrzymać równowagę. Jeden z nich potknął się o krawędź wykładziny i łapiąc za podkoszulek kolegi przewrócił się na duży, szklany stół. Huk uderzenia niósł się echem po pomieszczeniu, ale nie to było najgorsze. Odłamki ostrego szkła pokaleczyły w wielu miejscach skórę poszkodowanych, a do moich nozdrzy dotarł kuszący zapach ludzkiej krwi, w której obecny alkohol potęgował jeszcze bardziej jej aromat. Poczułam, jak moje źrenice się rozszerzają, a ciałem zawładnęła ta zła, dzika żądza. Warknęłam cicho, starając się powstrzymać zwierzęce instynkty. Długo nie polowałam, zbyt długo.
Trwałam w transie, widziałam każdą małą żyłę na półnagich ciałach zgromadzonych. Najbardziej kusząca zdawała się tętnica szyjna, która pompowała krew z niewyobrażalną szybkością. W głowie zaczęłam układać plan działania. Najpierw zajęłabym się tymi przy drzwiach, wystarczyłoby mi pięć sekund, aby pozbawić ich życia. Następnie ci przy barze, ledwo kontaktujący z rzeczywistością byliby idealną przekąską. Nawet by się nie zorientowali, kiedy wbiłabym ostre kły w ich delikatną skórę w poszukiwaniu słodkiej cieczy. Potem zajęłabym się resztą gości, którzy staliby w otępieniu, przyglądając się tej krwawej masakrze. Na koniec zostawiłabym sobie sportowców, którzy przyczynili się do poluzowania moich wewnętrznych hamulców. Właśnie oni kusili mnie najmocniej. Z każdą sekundą ich apetyczny zapach osłabiał silną wolę wampira, którego bezwiednie sami sprowadzili do tego mieszkania. Wiedziałam, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobię, będę musiała żyć z tym piętnem kolejne stulecia. Z tyloma morderstwami na sumieniu. Potrafię się kontrolować, już nie jestem tamtą Alice. Dam radę. Powtarzałam w myślach, wpatrując się dzikim wzrokiem w potencjalne ofiary. Bestia wewnątrz zawyła, dopominając się o odmawianą przez kilkadziesiąt lat przyjemność. Wszystko wirowało, a moje nogi instynktownie ugięły się w gotowości do skoku.
Ktoś mnie mocno popchnął, dzięki czemu na moment oprzytomniałam.
Opanuj się! Uciekaj! Uciekaj!!! Krzyczałam do siebie i wiedziałam, że bez względu na wszystko muszę jak najszybciej opuścić tę imprezę. Już prawie pozwoliłam pragnieniu zawładnąć umysłem. Nerwowo ruszyłam w stronę drzwi, wstrzymując oddech. Ku większej rozpaczy, gardło paliło, doskonale pamiętając kuszącą woń. Niektórzy ze zdziwieniem wpatrywali się w moje tęczówki, ale resztką woli skoncentrowałam się jedynie na ucieczce.
Wybiegłam na korytarz i wpadłam na jakiegoś mężczyznę.
- Już po imprezie, cukiereczku? – usłyszałam swój ulubiony baryton. Ben.
- Przepraszam, muszę iść. Nie szukaj mnie dziś… Przepraszam – wyszeptałam i puściłam się biegiem w dół korytarza, starając się nie przekraczać ludzkiej szybkości. Byłam głodna. Bardzo głodna…
* [link widoczny dla zalogowanych]
** [link widoczny dla zalogowanych]
*** [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 17:18, 01 Cze 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Zaskoczyła mnie końcówka. Oczywiście pozytywnie.
Bardzo spodobał mi się opis uczuć Alice. Tego co czuje do Bena i co powinna zrobić. Ogólnie bardzo intryguje mnie postać Alice.
Teraz dochodzi do tego napięta sytuacja pomiędzy Bellą a Gabrielem.
Kiedyś starałam się przewidywać, co nastąpi a następnym rozdziale. Jednak w Twoich opowiadaniach jest to niemożliwe. Po prostu niemożliwe. Szybki i wartki zwrot akcji. Czyta się świetnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|