Autor |
Wiadomość |
<
Twilight Fanfiction /
Opowiadania
~
+16 [NZ] Pokuta Rozdział V
|
|
Wysłany:
Pią 15:44, 27 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Coś z całkiem innego rodzaju xDDD
Prolog
Rok 1259 Anglia – Zamek Durham
[link widoczny dla zalogowanych]
Na niebie już nic nie ma. Obmyta życiem
wszechwiedza zniknęła a mrok znowu osiadł
na palących się domach.
Widzę Cię rozkładającą ostatnie pierwiastki.
Gdy oddychasz czujesz ból?
Nieprzemijaniem zawadzasz o kolejne progi.
Rozpoczęła się kolejna noc. Światło księżyca wpadało do komnaty, oświetlając moją bladą twarz, przez co wyglądałem jeszcze groźniej niż zwykle. Stanąłem przed lustrem. Mocny zarys szczęki bardziej się uwydatnił, tak samo jak błysk w oczach. Byłem z nich niesamowicie dumny. Zawsze, gdy spoglądałem na ofiarę, widziałem, że to, co sobą reprezentuję, przeraża ją najbardziej. Strach przed śmiercią był żałosny. Moja ostatnia zdobycz, jedna z wiejskich dziewczyn, sprawiła, że przez długi czas cieszyłem się z tego spotkania.
Smak jej słodkiej, niewinnej krwi, do tej pory wywoływał we mnie uczucie rozkoszy. Nie mogłem opędzić się od wrażenia, że mój urok działa na moje ofiary jak afrodyzjak.
Razem z Emmettem często pojawialiśmy się na różnego rodzaju balach, tylko po to, by upatrzyć sobie jakąś niewinną dziewicę. Ich krew była najlepsza.
Wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz siąpił deszcz, zalewając całe podwórze. Stwierdziłem, że dzisiaj nie będę polował. Nie miałem na to większej ochoty, a po ostatniej wyprawie nie było mi to zbytnio potrzebne.
Zarzuciłem na siebie kaftan i zszedłem na dół, aby sprawdzić, co robiła reszta rodziny.
W dużym salonie, gdzie wisiało mnóstwo obrazów, siedzieli wszyscy z wyjątkiem Esme. Zauważyłem, że między dwoma sofami leży jakieś ciało.
- Co się tutaj dzieje, do diabła? – spytałem. Wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku.
- Kolacja. – Emmett zaśmiał się głośno, szturchając nogą nieprzytomną kobietę. Miała na sobie tylko białą halkę. Była cała mokra, a na tle żółtego pomieszczenia jej sina skóra przyciągała moją uwagę.
Przyjrzałem się jej dokładnie. Młoda, jakieś osiemnaście lat, najprawdopodobniej córka jednego z wieśniaków. Nigdy wcześniej jej nie widziałem.
- Spuściliście z niej krew, czy dopiero się za to zabieracie? – Rosalie uśmiechnęła się promiennie, szczerząc rząd równych, białych zębów.
- Czekaliśmy na ciebie – odparła zalotnie, trzepocząc rzęsami.
Carlisle stał oparty o kominek, trzymając w dłoniach kieliszek po brzegi wypełniony krwią.
Poczułem, jak odzywa się we mnie pragnienie. Widok jej pulsujących żył działał na mnie jak afrodyzjak. Spojrzałem na nią uważniej. Długie, ciemne loki okalały jej twarz. Sina skóra nie była w stanie ukryć delikatnych rysów i piękna. Pomyślałem, że byłaby idealną towarzyszką do spędzania wieczności. Otrząśnij się do cholery, upomniałem się w myślach. Masz lepsze rzeczy do roboty niż użalanie się nad tą kruchą istotą.
Jakieś dziwne przeczucie mówiło mi, że to nie może się tak skończyć. Mam ją ugryźć, wyssać krew i zostawić na pewną śmierć?
Czułem jej smukłą, dziewczęcą talię w dłoniach. Jeszcze nigdy nie zdobyłem się na przemianę kogokolwiek w wampira. I nie było to związane z podarowaniem wiecznego życia, co dla niektórych mogło być męczarnią. Po prostu nie chciałem tego robić i powiększać grona naszej rodziny. Wystarczyło mi użeranie się z Rosalie, która nad wyraz dosadnie okazywała mi swoje względy.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na istotę leżącą w moich ramionach. Decyzja została podjęta.
Wziąłem ją na ręce i chciałem wynieść z salonu, gdy dłoń Jaspera spoczęła na moim barku.
- Zostaw ją – warknął, patrząc na mnie groźnie.
- Ona jest moja i nic ci do tego – parsknąłem i skinąłem mu głową, aby ustąpił miejsca.
Po chwili namysłu zdecydował, że nie ma się o co spierać.
Carlisle, ubrany w czarne, obcisłe spodnie, wyglądał jak grecki posąg. Bladość jego skóry była bardziej przerażając niż nasza.
- Skończ z conocnymi wyprawami. Ludzie zaczną coś podejrzewać.
Obawiał się o reputację. Nie miałem mu tego za złe, jednak sam dobrze wiedział, co oznacza głód i jak dotkliwy potrafi być. To on nauczył mnie wszystkiego, co powinienem wiedzieć i to jemu zawdzięczam to życie.
- Nie martw się, ojcze – uspokoiłem go. – Potrafię o siebie zadbać. Na razie mam zajęcie – wskazałem głową na kobietę i uśmiechnąłem się lekko.
***
Póty mieć będziesz hienę na sobie —
I grób — i oczy otworzone w grobie.
***
Leżała na łóżku, bezbronna i niewinna. Jej niewiarygodnie długie rzęsy rzucały delikatny cień na zarumienione policzki. Cierpliwie czekałem na jej przebudzenie. Na jej spotkanie z kolejnym koszmarem. Ze mną. Przechadzałem się spokojnie po komnacie, przypominając sobie o swoim życiu. W najmniej odpowiednich momentach nachodziły mnie absurdalne refleksje na temat wcześniejszych poczynań.
Przez myśli przewijały się lata polowań i powrotów na rodzinne łono. Wieczność z nimi wydawała się dobrą zabawą. Tylko Carlisle z Esme starali się trzymać nas w ryzach. Było to o tyle trudne, że każdy z nas miał własne podejście do życia. Rosalie uwielbiała bawić się ze zdobyczą, zaś Emmett z Jasperem wybierali szybką śmierć. Nie rozczulali się, zupełnie jak ja. Wyjątek stanowiła Alice, która pożywiała się tylko w skrajnych przypadkach, gdy głód był nie do wytrzymania. Podziwiałem ją za to, bo sam lubowałem się w słodkiej krwi.
Usłyszałem ciche westchnienie. Zauważyłem, jak dziewczyna podniosła się z łóżka, z lękiem rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ciii, nie martw się – uspokoiłem ją i uśmiechnąłem się lekko.
- Gdzie jestem? – spytała z przestrachem, kuląc się na ogromnym łóżku.
Zawsze ta sama śpiewka. Zaczynało mnie to powoli denerwować.
- W bezpiecznym miejscu… raczej.
Spojrzała na mnie, zagryzając palce. Jej dłonie zaginęły w morzu ciemnych włosów.
- Jak się nazywasz? – przysiadłem obok niej. Czmychnęła w drugi kąt łóżka, pragnąc znaleźć się najdalej ode mnie. Bawiło mnie to. I tak nie miała ze mną szans, jednak instynkt samozachowawczy działał poprawnie.
- Isabella. Czy mogę już iść? – jej melodyjny głos unosił się w komnacie niczym nuty muzyki.
- Przykro mi, Bello. – Po chwili znalazłem się tuż obok niej. Złapałem ją w talii i postawiłem na ziemi.
Przyjrzałem się jej zgrabnemu ciału, które skrywała tylko cienka halka. – Dzisiaj poznasz coś nowego. Coś, o czym nigdy nie śniłaś… - Wyszczerzyłem kły.
- Nie… proszę – błagała, podchodząc pod ścianę. Z jej oczu płynęły łzy.
Nie chciałem dłużej czekać. Wpiłem się w jej smukłą szyję, czując smak słodkiej krwi, która już po sekundzie płynęła w moim ciele. Uczucie rozkoszy zalało mnie ogromną falą. Gdy skończyłem, ułożyłem ją z powrotem na łóżku. Oblizałem wargi.
- Boli, ale tylko przez chwilę – szepnąłem jej do ucha i zaśmiałem się głośno. Jej ciche postękiwania roznosiły się po pokoju, gdy zatopiłem się w lekturze Chrétien de Troyes.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Wto 6:28, 05 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 17:32, 27 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Jeju
rzeczywiście coś innego, ale już mi się podoba
Akcja będzie rozgrywać się w roku 1259, czy przeniesiemy się w czasie do bliższych dat? Spodziewam się, że zostaniemy w zbliżonym roku i dobrze.
FF już mi się bardzo, bardzo podoba. Uwielbiam twój styl. To co piszesz czyta się lekko i przyjemnie. Mam nadzieję, że szybko dodasz pierwszy rozdział i dowiemy się, czy przypadkiem Bella nie znienawidzi za ten czyn Edwarda oraz, czy będzie się żywić krwią ludzką, czy to właśnie ona przekona ich do zwierzęcej.
Kurczę, jak sobie wyobraziłam Carlisa z kieliszkiem pełnym ludzkiej krwi. To takie nie w jego stylu(ani w stylu pozostałych), ale przy nim to najbardziej się w oczu rzuca, bo on od początku wiedział, że nie chcę być potworem.
Mam nadzieje, że nie zanudziłam
Weny Życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 19:17, 27 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Rzeczywiście coś innego. I bardzo dobrze. Spodobał mi się Twój pomysł na to opowiadanie.
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Cullenów żywiących się ludzką krwią. Ale to nadaje Twojemu opowiadaniu oryginalności.
Może po następnej części się przyzwyczaję do takiego zachowania Cullenów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 19:56, 27 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Genialne!! Ja chce jeszcze:_ A z Edwarda to jakiś brutal.. ona się wije z bólu a on czyta książkę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 14:09, 28 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Mam nadzieje, że was nie zawiodę
Rozdział I
Noc
1264 rok – Anglia
(…)A kiedy z kości moich wyssała szpik cały,
Ja zaś zwróciłem wreszcie ku niej wzrok omdlały -
Na jej miejscu ujrzałem tuż przy boku swoim
Jakiś bukłak oślizły, napełniony gnojem!
Zamknąłem oczy, lodem przerażenia ścięty;
A gdym otworzył, chcąc sen odegnać przeklęty,
Na chłodnem łożu, zamiast machiny potężnej -
Niespożytej jak morze, nadmiarem krwi prężnej -
Drżały nagie piszczele i czerep śluzawy,
Wydające pisk smętny chorągiewki rdzawej -
Lub szyldu, co w noc zimną na żelaznym pręcie
Na wietrze pojękuje w żałosnym lamencie.
Baudelaire Charles – Przemiany wampira
Księżyc ustępował miejsce słońcu. Wiedziałem, że nadszedł czas na nieubłagany sen, jednak starałem się go odwlec. Z zadumą spoglądałem na pogrążone jeszcze w mroku podwórze, szczególną uwagą obdarowując ogród, który został stworzony z polecenia Esme. Już dawno poinformowała naszych służących, że jesteśmy nietypową rodziną, która w dzień odpoczywa, a w nocy prowadzi normalny tryb życia. Nikt nie był z tego powodu zdziwiony, a nawet jeśli, to nie dawali tego po sobie poznać.
Esme uwielbiała przebywać nocą w swoim małym zakątku, wpatrując się w kwitnące kwiaty i drzewa. Nie mogłem pojąć, co może być tak fascynującego w zwykłych roślinach i nigdy nie zadawałem jej tego typu pytań. Z jednego powodu – odpowiedź była dla mnie nieistotna. Liczyło się to, że Esme miała zajęcie w noce, których nie spędzała z rodziną.
Podniosłem kielich do ust i wypiłem całą jego zawartość. Krew zaczęła krążyć w moich żyłach. Rzuciłem krótkie spojrzenie na ciało młodej kobiety. Leżała obok wielkiej, drewnianej szafy, bez życia. Pocałowałem ją delikatnie w czoło, na znak podzięki, za użyczenie swojego życiodajnego soku.
Poczułem, że zbliża się moja pora. Zanim opuściłem pokój, by udać się na spoczynek, nakryłem ją kocem.
- Adios – szepnąłem, zamykając za sobą drzwi.
***
Otworzyłem masywne wejście do lochów. Małe, zakratowane okna były zabetonowane, by światło nie dostało się do miejsca spoczynku. Minąłem łuk, za którym znajdowały się nasze trumny. Zauważyłem, że reszta rodziny jest już pogrążona w głębokim śnie. Po wejściu do swojej, zamknąłem jej wieko i przymknąłem oczy. Ramiona Morfeusza zacieśniły się na moich własnych, jednak błogość nie chciała przyjść.
Minęło pięć lat, od kiedy nie mogłem spokojnie pogrążyć się ciemności, by przed oczami nie stanęła mi jej twarz.
Ta pamiętna noc na zawsze pozostanie w mojej świadomości. Od tamtej pory zastanawiam się, jakie licho podkusiło mnie do przemienienia Isabelli w wampira. Odpowiedź na to pytanie była dla mnie zagadką, której nie mogłem rozwiązać przez lata. Nie było sensu tłumaczyć się chęcią spędzenia z kimś wieczności, bo miałem rodzinę, która rozumiała czym jestem. Więc co? Piękna buzia, niewinność?
Gdzieś w głębi duszy czułem, że to coś innego. Ujęła mnie. Każda moja ofiara była niczym pusta kartka, na której mogłem nakreślić własne myśli. A ona miała duszę, którą jej zabrałem.
Jako jedyna rozczuliła mnie całą sobą. Do diabła, zrobiłem się dramatyczny. Ale prawda była taka, że Isabella poruszyła moje najbardziej skryte struny. Jak? Nie mogę tego pojąć. Jedno spojrzenie na nią sprawiło, że nie mogłem wyssać jej krwi do końca. Chciałem jej coś dać, sprawić, by cieszyła się życiem, jakie jej ofiaruję. Los zdecydował inaczej.
Powróciłem we wspomnieniach do tamtych chwil.
1259 rok
Jej drobnym ciałem targały konwulsje. Rzucała się na łóżku, jęcząc i płacząc z bólu. Wyginała się, jakby chciała pozbyć się czegoś obcego, co zaczęło wyrzerać ją od środka.
- Co się ze mną dzieję? – spytała cicho, gdy kolejna fala bólu przetoczyła się przez ciało.
- Umierasz. – odparłem spokojnie, przewracając kartki książki. Przemierzałem pokój, co chwila rzucając krótkie spojrzenia w jej stronę.
- Pali – jęczała. – Nie wytrzymam tego.
Uśmiechnąłem się lekko i pokręciłem głową.
- Wy, śmiertelnicy, jesteście nad wyraz żałośni. Ale nie martw się, moja słodka, ty już do nich nie należysz. I uwierz mi – podszedłem do niej. Odsunąłem niesforny kosmyk jej włosów, który opadł na skropione potem czoło. – wytrzymasz. – dodałem cicho.
Jej ciało wygięło się w przypływie bólu. Dla niej trwało to wieczność. Każda komórka paliła się żywym ogniem. Po kilku minutach Isabella wydała z siebie ostatni oddech. Została wampirem.
Podnosząc się powoli z łóżka, spoglądała na zakrwawioną halkę, przylepioną do ciała. Czuła, że jej zmysły zostały wyostrzone. Doskonale słyszała i widziała w ciemnościach. Komnata wydawała się nienaturalnie inna, jaśniejsza, niż przedtem. Potrafiła dokładnie powiedzieć, na jaki temat toczy się rozmowa na dole.
- Jestem głodna. – rzuciła mi złowrogie spojrzenie, gdy podałem jej po brzegi wypełniony kielich. Błyskawicznie opróżniła go i stanęła przed ogromnym lustrem, by sprawdzić, czy nadal jest tą samą osobą. Nienaturalnie blada skóra kontrastowała z czerwonymi ustami. Długie, ciemne włosy lśniącą kaskadą spływały na ramiona.
- Jestem potworem. – szepnęła ni to do siebie, ni do mnie i zasłoniła twarz dłońmi, jakby chciała ukryć się przed odbiciem.
- Nie nazwałbym tego tak dosadnie, ale owszem, człowiekiem nie jesteś. – Mój miękki, uwodzicielski głos rozniósł się po komnacie.
Odwróciła się w moją stronę, ciskając z oczu błyskawice.
- To przez ciebie. – wycedziła. – Przez ciebie jestem… TYM!
Zaśmiałem się gardłowo i odłożyłem książkę na półkę, po czym powoli podszedłem do Isabelli.
- Dzięki mnie, moja droga. – poprawiłem, stając za jej plecami. – Ciesz się tym. – szepnąłem do jej ucha i spojrzałem na nasze odbicie w lustrze.
Para idealna. Ona piękna, nieugięta i twarda, oraz ja – morderca bez skrupułów. Uśmiechnąłem się i położyłem dłonie na jej ramionach.
- Cieszyłaby mnie twoja śmierć – parsknęła.
- Spróbuj. – zachęciłem ją, odsuwając się na krok. Nie czekała długo. Rzuciła się na mnie z pięściami, bijąc po klatce piersiowej. Jednym, sprawnym ruchem odrzuciłem ją na drugi koniec komnaty. Odbiła się od ściany, z której spadł obraz.
- Nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki. – powiedziałem wściekle, gdy stała już na nogach.
- Zrobię o wiele więcej. – szepnęła i wyszła z komnaty.
***
Wtedy widziałem ją po raz ostatni. Nie dała żadnego znaku, że żyję i ma się dobrze. Nie mogłem stwierdzić, dlaczego dziwnie się przez to czułem. Przecież nie była dla mnie kimś wyjątkowym, a jednak jej zniknięcie sprawiło, że nie mogłem przestać o niej myśleć.
Albo byłem kompletnym idiotą, albo Isabella miała w sobie coś, co nie pozwalało mi o niej zapomnieć.
***
Sucho sypał się trzask meteorów,
gdy chwyciłem za ciszy krawędź
i księżycem płaskim jak toporem
rozrąbałem twoją straszną zjawę.
***
Nie wiedziałem ile minęło czasu i zbytnio mnie to nie interesowało. Leżałem spokojnie, czekając, aż dzień minie, by ustąpić miejsca ogarniającej wszystko ciemności. Powrót do wspomnień był dla mnie odskocznią od rzeczywistości. Mogłem analizować przebieg tamtych wydarzeń, by przynajmniej postarać się zrozumieć, dlaczego odeszła. Jestem cyniczny i podły, ale nigdy nie odstraszałem kobiet.
Nagle trumna otworzyła się. Ale postać, która nade mną stała, nie była członkiem mojej rodziny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 14:30, 28 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Cornelie genialne!!:* tylko czy ty zawsze musisz kończyć w najciekawszym momencie ?!?!?!
weny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 15:50, 28 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Gratuluje pomysłu jest taki inny. Podziwiam Twoją wyobraźnię.
Przy tym fragmencie o nocnym życiu oraz spaniu w trumnie padłam. Nie mów, że chcesz nam pokazać Cullenów, jako typowe wampiry z legend. Choć to może być naprawdę ciekawe.
Czytałam komentarze do prologu na ts i zgadzam się, że dialogi nie są z odpowiedniej epoki. Wtedy mówili inaczej, ale wybaczam ci, bo piszesz tak dobrze, że człowiek o tym zapomina.
Podoba mi się ten cytat na początku.
Wiedziałam, że Belli nie spodoba się dobra wola Edwarda. Czy to ona otworzyła wieko trumny?
Jeśli tak to będzie ciekawie
Dobrze, że mu się postawiła, mam nadzieję, że pije krew zwierzęcą. Ta krew w kielichu przeraża mnie. Jakby nie mogli wypić prosto z żyły tylko muszą jeszcze przelać do pucharu. Głupota, ale przez to są bardziej mroczniejsi
Weny Życzę
Edit: Nie chce mi się pisać na ts, więc dopisze tutaj. Rudaa ma trochę racji z tą służbą, bo wtedy chyba jej jeszcze ni było. A, co do wieśniaków to jednak dobrze robią, że się chowają, bo tam naród bardzo wierzył w te wszystkie legendy o wampirach, duchach, czarownicach. Jak nic spalili by ich na stosie(tylko ciekawe, jak by ich złapali?), a co do mitologii to pamiętaj, że średniowiecze to okres zacofania, kiedy wszystko związane z starożytnością było tępione, tutaj najważniejszy jest Bóg. Ale się rozpisałam:)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vampir dnia Sob 15:59, 28 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 17:47, 28 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Nie mów, że chcesz nam pokazać Cullenów jako wampiry ze stereotypów. chociaż nie, może być naprawdę ciekawie.
Moim zdaniem w średniowieczu niektóre rzeczy się różniły. Język, obyczaje itp. Ale tak się nawet łatwiej czyta.
Dobrze, że Bella mu się postawiła. Mam nadzieję, że ona zmieni ich upodobania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 21:15, 30 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Rozdział II
Fatalna noc
Z ciebie wybieram wieczność, z ciebie piję
śmierć, mój kochany. W tobie widzę
smocze głowy i legion - demony dawno
zgubiły drogę w twoje progi.
Rok 1259 Anglia – zamek Barnard – hrabstwo Durham
BPOV
- Bello! – usłyszałam zdenerwowany głos matki dokładnie w chwili, gdy skończyłam się ubierać. Szybkim krokiem wyszłam ze swojej komnaty i skierowałam się w stronę ogromnego salonu, gdzie matka przyjmowała gości.
Na drewnianych krzesłach siedziały damy z pobliskich posiadłości, najbliższe przyjaciółki Renee. Nigdy nie mogłam zrozumieć ich zażyłości oraz tego, jak bardzo potrzebne im były te spotkania. Czuły się wtedy kobietami bardziej niż kiedykolwiek.
Mnie jednak interesowało coś całkiem innego i nie mogłam się wręcz doczekać chwili, w której w końcu go ujrzę.
- Tak, matko? – spytałam, gdy pokłoniłam się wszystkim. Miałam na sobie długą, niebieską suknię, a brązowe włosy były splecione w warkocz.
- Poproś Bess, aby przyniosła nam poczęstunek.
Skinęłam głową i opuściłam zgromadzenie, kierując się do kuchni, w której jak zwykle robota wręcz wrzała. Uśmiechnęłam się uprzejmie na widok Bess, którą zawsze traktowałam jak starszą siostrę.
- Mogłabyś im zanieść poczęstunek? Muszą być naprawdę głodne – parsknęłam śmiechem, widząc jej zdezorientowaną minę. – Nie przejmuj się tym. Nie rozmawiają o niczym ważnym. Nic strasznego nie dojdzie do twoich wrażliwych uszu.
Szybko ją opuściłam, pragnąc dotrzeć do pobliskiego lasu. Marzyłam o wieczorze, na który czekałam już wystarczająco długo. Wszystko się we mnie gotowało na myśl, że go ujrzę. Od dawna marzyłam o tym spotkaniu, śniłam o nim, by teraz przeżyć je na jawie.
Uśmiechałam się do siebie, brnąc przez gęsty las. Zachwycałam się najmniejszym źdźbłem trawy, a wszystko przez zamiłowanie mojej matki do roślin. Zaraziła mnie tym już w dzieciństwie.
Promienie słońca powoli chowały się za koronami drzew. Zbliżał się długo wyczekiwany zmrok. Wiedziałam, że rodzice przez długi czas nie będą mnie szukać, zajęci swoimi sprawami. Miałam więc trochę czasu dla siebie. Stanęłam przy naszym drzewie i czekałam, aż on się pojawi. Rozglądałam się niecierpliwie wokoło.
Po chwili usłyszałam cichy szelest. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził i stanęłam jak zamurowana. Przed moimi oczami ukazało się dwóch niezwykle przystojnych mężczyzn. Z ich oczu bił niewyobrażalny głód. Uśmiechali się tajemniczo i powoli zbliżali się w moją stronę. Zrobiłam dwa kroki w tył i wpadłam na drzewo. Poczułam ogromny strach, który powolutku ogarniał każdą komórkę mojego ciała.
- Witaj, nieznajoma – szepnął jeden z nich, z krótko przyciętymi ciemnymi włosami. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa.
Byli coraz bliżej mnie. Zastanawiałam się nad możliwością ucieczki. W końcu poczułam, że moje nogi kierują się w stronę domu. Biegłam ile sił, byle tylko znaleźć się najdalej od nich. Gdy ujrzałam koniec lasu i myślałam, że jestem uratowana, stanęli przede mną, uśmiechając się tajemniczo.
- Mała gąska chciała nam się wymknąć – zacmokał blondyn, zagradzając mi drogę.
Poczułam, że znalazłam się w potrzasku.
- Cóż, niestety twój plan się nie powiódł, moja droga. – Brunet zaśmiał się cicho, wpatrując się we mnie.
- Czego chcecie? – wykrztusiłam.
Spojrzeli na siebie.
- Niczego. Oprócz twojej krwi. – Pamiętam tylko, jak silne ramiona zacisnęły się na mojej talii. Krople deszczu zaczęły spływać po mojej twarzy.
Jacob, pomyślałam, nim osunęłam się w ciemność.
***
Powoli odzyskiwałam przytomność. Moim oczom ukazała się komnata, po której chodził niewiarygodnie urodziwy mężczyzna. Spojrzałam na siebie. Ubrana byłam tylko w halkę, która była przemoczona do suchej nitki. Nie wiedziałam, co się dzieje.
- Cii, nie martw się – usłyszałam uspokajający głos nieznajomego. Starałam się jak najlepiej ocenić sytuację, w jakiej się znalazłam. Nie wiedziałam gdzie jestem, czy ktoś w ogóle zorientował się, że zniknęłam.
Jacob!, odezwał się głos w mojej głowie.
- Gdzie jestem?- spytałam, zdjęta lękiem. Przypomniałam sobie o mężczyznach, na których natknęłam się w lesie.
- W bezpiecznym miejscu… raczej. – Jego głos zmienił ton. Poczułam, że coś wisi w powietrzu, choć sama nie wiedziałam, co to jest.
Wplotłam dłonie we włosy.
- Jak się nazywasz? – nieznajomy wpatrywał się we mnie intensywnie, przysiadając na łóżku. Usunęłam się w kąt.
- Isabella. Czy mogę już iść? – pytanie samo wyrwało się z mojej piersi. Chciałam uciec stąd jak najdalej. Fakt, że nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, tylko potęgował mój strach.
- Przykro mi, Bello – postawił mnie na ziemi, przytrzymując w talii. Moje serce zaczęło mocniej bić.
- Nie… proszę – błagałam go.
Po chwili poczułam, jak wpija się w moją szyję. Przez ułamek sekundy nie czułam nic, prócz jego dłoni na moim ciele.
Ułożył mnie na łóżku. Dopiero teraz poczułam, jak ogień zaczyna ogarniać moje ciało. Niewysłowiony ból zaatakował każdą jego komórkę. Chciałam, aby to się jak najszybciej skończyło.
- Boli tylko chwilę – szepnął mi na ucho.
Jego słowa ledwo przedarły się przez moją świadomość. Jedyne, co w tej chwili czułam, to coś obcego, co zaczęło toczyć walkę w moim wnętrzu. Ogień zżerał mnie od środka, nie pozostawiając nic. Słyszałam własne jęki przepełnione bólem. Modliłam się w duchu o rychły koniec moich cierpień.
- Pali… – wykrztusiłam. Płakałam, wyginając się na łóżku. Ciałem targały bolesne konwulsje, które nie miały końca. Ból ani przez chwilę mnie nie opuścił. Czułam, jak moje ciało umiera, pogrąża się w ogniu, dając mu wygrać. Błagałam o to, błagałam, by obcy w końcu stoczył tą batalię.
Jeszcze trochę, myślałam, jeszcze trochę. W tym samym momencie wszystko ustało. Ból i ogień zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
Przez chwilę wpatrywałam się intensywnie w sufit, zastanawiając się, co się wydarzyło. Pomieszczenie wydało mi się inne, jaśniejsze, przestronniejsze, a twarz oprawcy bardziej wyrazista. Wszystko wokół nabrało kolorów.
Nie chciałam pamiętać tego, co było później, jednak tamta sytuacja ani na chwilę mnie nie opuściła. Analizowałam ją w myślach setki razy.
Stałam się potworem.
***
Mój kochany - mam upadłych w końcach palców.
Prawdą wypalają znaki w oczach, smutkiem
żłobią ścieżki w ciele.
***
Rok 1264 Anglia – Durham
Pięć lat minęło jak mrugnięcie powieką. Przez ten czas zastanawiałam się nad wszystkimi możliwościami, dzięki którym Edward miał zapłacić za to, co mi zrobił. Miałam mnóstwo pomysłów, jednak żaden nie była według mnie odpowiedni. Chciałam, by cierpiał tak jak ja, by poczuł prawdziwy ból, który pochłania od samego środka, zatraca duszę.
Księżyc rzucał delikatne światło na moją twarz, gdy przechadzałam się po znajomych ścieżkach.
Moje nogi prowadziły mnie do niego. Tak bardzo chciałam ujrzeć jego twarz. Przez ostatnie pięć lat pojawiał się w moich myślach zbyt często. Nie mogłam o nim zapomnieć, albo z jakiegoś powodu nie chciałam tego robić. Był dla mnie czymś, co łączyło mnie z poprzednim życiem.
Nie spodziewałam się, że go ujrzę, a jednak jechał w moją stronę, poganiając konia do szybszego biegu.
- Jacob! – krzyknęłam, spoglądając na jego przybliżającą się sylwetkę z nadzieją, jaka samą mnie zdziwiła.
Zatrzymał się tuż przede mną i zeskoczył z wierzchowca. Stanął jak zaklęty i patrzył na mnie intensywnie.
Zapewne zastanawiał się, czy to naprawdę ja.
- Przecież ty… ale… – Jąkał się, nie mogąc wykrztusić z siebie nic sensownego. Uśmiechnęłam się lekko.
- Ale jestem. Przykro mi, Jacob – szepnęłam. Do moich nozdrzy doszedł słodki zapach jego krwi. Ze wszystkich sił powstrzymywałam się, by nie wpić się w jego szyję. Nie mogłam skazać go na takie życie.
Zacisnęłam pięści i zagryzłam wargi, obserwując jego twarz.
- Bello, teraz wszystko będzie dobrze. – powiedział. Wyciągnął ręce w moją stronę, jakby chciał mnie objąć.
Odsunęłam się, kiwając przecząco głową.
- Nie. Już nie. Ja jestem kimś innym, Jacob. Nie możemy być razem. Wybacz mi. – powiedziałam, rzucając mu ostatnie spojrzenie. Tak chciałam go zapamiętać. Młodego, pełnego siły mężczyznę, który mnie kochał.
Ale to była już przeszłość.
***
Zamek Durham stał przede mną otworem. Dopiero co zapadł zmierzch, spodziewałam się więc, że rodzina jeszcze śpi. Szybko weszłam do wielkiego holu, kierowana intensywnym zapachem.
Po chwili znalazłam się w lochach, a moim oczom ukazały się drewniane miejsca ich spoczynku.
Uśmiechnęłam się do siebie. Głęboko wciągnęłam powietrze.
Jesteś, pomyślałam. W jednej ręce trzymając kołek, uchyliłam wieko trumny, w której znajdował się mój stwórca. To, co zobaczyłam, zbiło mnie z tropu.
Świdrował mnie uważnym spojrzeniem.
- Isabello – powiedział, stając przede mną. – Jak miło, że raczyłaś nas odwiedzić. – W tym momencie wskazał na swoją rodzinę, która znalazła się tuż obok niego.
W ich oczach palił się gniew. Jedynie niska brunetka zdawała się odstawać od grupy.
Poczułam, jak coś mnie ściska w środku. Nie był to dobry znak.
- Jak widzę, przychodzisz z ważną sprawą. – Skinął głową na kołek, który trzymałam i zaśmiał się głośno, powoli zbliżając się do mnie. – Myślałem, że nie mówiłaś wtedy poważnie. Myliłem się.
Wpatrywałam się w nich, zastanawiając się nad wyjściem z sytuacji. Nie widziałam drogi ucieczki, było ich zbyt wielu i zanim bym się obejrzała, złapaliby mnie.
- Zawsze mówię poważnie - warknęłam wściekle.
Jego śmiech rozniósł się po pomieszczeniu.
- To ta gąska? - spytał brunet, lustrując mnie spojrzeniem. - Edwardzie, muszę oddać ci honor. Jesteś lepszy w dobieraniu kobiet niż ja.
- Zamknij się, Em. To nie pora.
Stałam nieruchomo, zdezorientowana ich wymianą zdań. Dalej kurczowo zaciskałam palce na kołku, co teraz wydało mi się absurdalne.
Nie chciałam się jednak poddać, nie po tych wszystkich latach życia w odosobnieniu, zabijaniu niewinnych, by przeżyć i spotkać się z nim twarzą w twarz.
- To sprawa między tobą a mną. – Powiedziałam, dobitnie akcentując każde słowo.
Spojrzał na mnie z aprobatą i skinął lekko głową.
- Zostawcie nas.
- Ale… - Blondynka próbowała zaprotestować, jednak Edward machnął ręką, wskazując jej wyjście.
Po chwili znaleźliśmy się sami w ciemnym lochu. To była moja okazja do zemsty, na którą tak długo czekałam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 13:41, 31 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Ale akcja
Bella nienawidzi Edwarda i chce go zabić!
Ciekawe, czy ten kołek naprawdę działa, czy oni tylko przez grzeczność się z niej nie śmieją.
Skoro ona szła wtedy, kiedy oni siedzieli w trumnach ro wynika jednak, że mogą wychodzić na słońce. Sama już nie rozumiem
Bella i Jacob? Cieszę się, że się na niego nie rzuciła. Wampira Jacoba bym nie przeżyła
Nie mogę się doczekać kolejnej części. Mam nadzieję, że oni w końcu będę razem
Weny Życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 15:53, 31 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Zaskoczyłaś mnie całkowicie tym rozdziałem. Nie myślałam, że opiszesz to wszystko ze strony Belli.
Jacob? Spodziewałam się wszystkiego (no może jednak nie), ale nie Jacoba. Chociaż jego postać jest ciekawy urozmaiceniem.
Jeszcze do tego akcja z kołkiem. Jestem ciekawa czy to działa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 20:17, 31 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
|
|
Łał... o ja nie moge!
To jest dopiero pomysł!
Zamiana Belli, jej nienawiść, Edek-egoista!
Bardzo mi sie podoba, ciekawa jestem co się dalej wydarzy!
Pisz dalej, czekam na cd!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 23:35, 10 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Proszę, w końcu trzeci rozdział
Rozdział III
Odejście
Anglia 2015 rok
EPOV
Wracam myślami do przeszłości częściej niż powinienem. Zdaję sobie jednak sprawę, że dzięki temu potrafię, w minimalnym stopniu, uporać się z samym sobą. Żyję już za długo. Nieśmiertelność. Czy to naprawdę coś pięknego? Coś, co każdy chciałby mieć?
Przez setki lat nauczyłem się jednego: nie wymawiaj życzeń na głos, bo mogą się spełnić. Moje ziściły się szybciej, niż kogokolwiek innego.
Z perspektywy czasu wiem, że to wszystko, co było moim udziałem, to wielka grecka tragedia. Jedna z tych, którymi szczycił się choćby Sokrates. Choć jego Antygona miała wybór, wiedziała czym grozi sprzeciwienie się Kreonowi. Ja zostałem rzucony na głęboko wodę bez przyzwolenia. I choćbym ze wszystkich sił chciał cofnąć czas, to nie mogę. Utkwiłem w tym ciele, w tym życiu i na zawsze będę potępiony.
Rozglądam się po wnętrzu pokoju. Nic się w nim nie zmieniło, oprócz mnie. Stałem się inny. Lepszy. Chcę w to wierzyć.
Czas, który nie jest mi sprzymierzeńcem, tylko pogarsza sytuację w jakiej się znalazłem.
Wspomnienia pojawiają się w mojej głowie niczym slajdy z jakiegoś tandetnego filmu. Widzę wszystko dokładnie, choć upłynęło wiele lat.
Chcę raz na zawsze uporać się z przeszłością, by pogodzić się z teraźniejszością.
Moje martwe serce pragnie ujrzeć teraz jedną, jedyną osobę, która niegdyś była mi oparciem. Zawsze stała przy moim boku, mimo wielu złych decyzji, które podjąłem. Ale jej nie ma. I nigdy już nie spojrzy na mnie, nie dotknie i nie powie, że wszystko się ułoży.
Odeszła. A wraz z nią cząstka mnie.
Anglia rok pański 1534.
Nadszedł wieczór, na który czekaliśmy z niecierpliwością. Blichtr zamku Henryka VIII miał nas olśnić. Z tego co mówiła Rosalie, był to jeden z króli, który ponad wszystko wielbił siebie. Przemawiał za tym sposób, w jaki prowadził rządy, a najbardziej fakt, że rozstał się z kościołem katolickim, aby założyć własny.
Nie bardzo interesowała mnie jego polityka, jednak to, jak zachowywał się, przysparzało mi wiele radości i powodów do żartów.
Przygotowania do wieczoru ruszyły pełną parą. Alice nie bardzo się tym przejmowała, twierdząc, że wszystko ma tutaj. Jednak byliśmy szlachcicami i dobrze wiedziała, że to ją do czegoś zobowiązuje.
Stała przy parapecie, obserwując podwórze. Podszedłem do niej cicho i położyłem swoją dużą dłoń na jej ramieniu.
Uśmiechnęła się lekko.
- Jeszcze nie gotowy? – spytała, wplatając palce w swoje długie włosy. Wiedziałem, że jej marzeniem były krótkie kędziory, których nie mogła mieć. Nie w czasach, kiedy ludzie uważali to za jawną herezję.
- Zawsze jestem przygotowany. Ale coś cię trapi. – spojrzałem na nią uważnie.
Pokiwała przecząco głową.
- Nie, wszystko jest dobrze Edwardzie. Jak zwykle.
Znałem ją za dobrze. Była dla mnie wszystkim w owym czasie. Moją opoką. Moją duszą, a właściwie, jej lepszą częścią. Samo patrzenie na nią sprawiało, że czułem się o niebo lepiej. Gdy pogrążała się w smutku, odczuwałem to bardziej boleśnie, niż powinienem. Moja siostra, moja mała wróżka, która na zawsze pozostanie skalana ludzką krwią. Cierpiałem razem z nią, płakałem bez łez.
- Alice, choćbyś chciała, nie oszukasz mnie. Dobrze o tym wiesz. – przysiadłem na ogromnym łóżku. W jej komnacie zawsze panowały ciemności. Już samo to było oznaką, że coś nie jest w porządku.
- To wszystko… Nasze życie. Zobacz kim jesteśmy Edwardzie. Czy to normalne? Zobacz do czego doprowadziliśmy – szepnęła, zakrywając twarz dłońmi. Jej ciałem targały sprzeczne uczucia. Widziałem to jak w zwolnionym tempie. – Czy nigdy nie wspominasz tej nocy, kiedy przyszła do nas Bella?
Zabolało. Mimo tego, że byłem martwy, ból rozszedł się po całym moim ciele, kując malutkimi igiełkami. Pamiętałem. Aż za dobrze.
- To przeszłość. Musimy iść dalej.
- Nie. Nie możemy. To nigdy nie miało sensu… Nie pasujemy tutaj. Ja nie pasuję.
Kazała mi wrócić myślami do wspomnień, które starałem się zatrzeć. Bella. Samo wymówienie tego imienia wiązało się z nieopisanymi katuszami. Wszystko, co się z nią łączyło, było zakazane.
- Odebrałeś mi wszystko. Nie dałeś w zamian nic, prócz powłoki potwora, którym na zawsze pozostanę – powiedziała cicho, w skupieniu przyglądając się jego twarzy. – Przez ciebie na zawsze będę potępiona.
- Dałem ci nowe życie. Nie rozumiesz?
- Nie. Dałeś mi śmierć. Śmierć, która zawsze będzie ze mną, ale nie zdoła mnie pojąć. Dałeś mi samotność. Odebrałeś wszystko, co kiedykolwiek miałam lub mogłam mieć. Przyszłam tu z zamiarem zabicia cię. Zemsta… To ona mnie napędzała. Ale teraz? Jedyna zemsta na jaką zasługujesz to życie w przeświadczeniu tego, co uczyniłeś. Wieczne istnienie z tym brzemieniem. Jesteś potworem. I nic tego nie zmieni.
Wyrzuciła kołek i skierowała się w stronę wyjścia.
- Jesteś nikim Edwardzie. Tylko pustą powłoką, która skrywa zgniłą duszę.
Jej słowa na zawsze zapadły mi w pamięć, wracały, atakowały, nawiedzały, póki ich sens do mnie nie dotarł. A wtedy… Wtedy naprawdę zacząłem przeżywać męki.
- Bella miała być naszym zbawieniem… Miała nas uratować przed tym, czym się staliśmy. A ty ją puściłeś… – ten niemy szloch bolał mnie bardziej niż same słowa.
- Alice… To jest nasze przeznaczenie. Jesteśmy. I będzie…
- Właśnie. Będziemy na zawsze tacy. – przerwała mi. – Wyjdź, proszę. Chcę zostać sama.
Opuściłem ponurą sypialnię z mieszanymi uczuciami. Nie zdawałem sobie sprawy, że widziałem ją wtedy po raz ostatni.
***
- Emmett! – głos Rosalie roznosił się po całym zamku. Ubrana w piękną, białą suknie, z upiętymi wysoko włosami, wyglądała nieziemsko. Tak samo jak Esme, która nie ważne, co na siebie włożyła, zawsze emanowała wewnętrznym światłem. Carlisle stał przy żonie, obejmując ją w pasie.
Szukałem wzrokiem Jaspera i Alice. Mężczyzna siedział przy kominku, opróżniając kieliszek. Ale Alice nigdzie nie było.
- Widzieliście ją? – spytałem zgromadzonych. Już nadszedł czas. Musieliśmy ruszać w drogę, żeby nie znieważyć króla spóźnieniem.
Wbiegłem szybko do jej pokoju. Pusto. Przeszył mnie ostry ból. Na łóżku znalazłem krótki liścik.
„Nie szukajcie mnie. Nie mogłam postąpić inaczej… Pamiętaj Edwardzie – zawsze jest wybór.
Kocham, Alice.”
Zmiąłem kartkę i rzuciłem w kąt. Odeszła. Znów zostałem oddany w ręce bestii, która we mnie siedziała i tylko czekała, bym ją uwolnił.
Po raz kolejny zalała mnie nieposkromiona złość, nieopanowana żądza niszczenia. Poczułem się oszukany i zdradzony.
- Nie ma jej. Odeszła – powiedziałem, otworzywszy z impetem drzwi. – Na balu powiedzcie, że zachorowałem – rzuciłem, zostawiając ich samych. Skierowałem się w stronę lasu, żeby dać upust targającym mną emocjom.
***
Po Henryku tron objęła Elżbieta. Nadszedł złoty wiek dla Anglii. Nie obchodziło mnie to. Nie interesowałem się tym, czym naraziłem się Carlisle’owi.
- To nasz kraj Edwardzie. Zapamiętaj to – powiedział mi któregoś razu, gdy wygłaszałem własne poglądy na ten temat.
Od dawna zastanawiałem się nad opuszczeniem domu. Ucieczką w świat, ucieczką przed samym sobą.
Pragnąłem samotności, jak nigdy przedtem. Nie mogłem spokojnie przebywać w towarzystwie Rosalie, która za każdym razem próbowała łasić się do mnie. Miałem dość nieustających polowań Emmetta i Jaspera. Chciałem czegoś więcej niż to, co miałem tutaj. Chciałem życia, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Myśli o wyjeździe coraz częściej się pojawiały, aż którejś nocy padła decyzja. Nic im nie powiedziałem. Po prostu odszedłem. I tak nie posiadałem nic, oprócz tego czym byłem i świadomości, że to co najbardziej w swoim nędznym życiu kochałem, na zawsze mnie zostawiło.
Noc była piękna. Nie miałem pojęcia, gdzie pójdę i co będę robił. Liczyło się to, że samotność – moja kara – będzie przy mnie.
A ja spośród ciemności. 0, ja nie człowiekiem,
ja tylko głosem bożym zbawionym od piekieł,
któremu - odciętemu od ust wzdętych nieba -
czynów boskich nie stało, a ludzkich nie trzeba.
Polowałem, rabowałem, plądrowałem niczym rzymski żołnierz. Nie miałem legionu, byłem sam.
Nie miałem życia, lecz śmierć posiadałem. A wszystko było niczym.
Aż zawędrowałem do Francji, gdzie koleje moich losów, na zawsze zmieniły swój bieg.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 8:13, 11 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Jak zobaczyłam pierwszą datę to mnie zamurowało.
2015? A tak mi się podobała przeszłość
Na szczęście Edward sobie trochę pojęczał i wróciliśmy do wieku XVI
Czyżby Alice uciekła po to, by szukać Belli? Myślała, że ta jej pomorze? Fajnie by było, gdyby to się prawdą okazało.
Ale to, co się dzieje w roku 2015 wskazuje na to, że Edward nadal ma się za potwora i jest na dodatek bez Belli.
Sama nie wiem, co myśleć.
Cytat: |
Znałem ją za dobrze. Była dla mnie wszystkim w owym czasie. Moją opoką. Moją duszą, a właściwie, jej lepszą częścią. Samo patrzenie na nią sprawiało, że czułem się o niebo lepiej. Gdy pogrążała się w smutku, odczuwałem to bardziej boleśnie, niż powinienem. Moja siostra, moja mała wróżka, która na zawsze pozostanie skalana ludzką krwią. Cierpiałem razem z nią, płakałem bez łez. |
śliczne, najlepsze w całym tym rozdziale.
Kiedy oni wspominali ten dzień, gdy Bella do nich zawitała to się bałam, że ją zabili. Ale ona ich tylko obraziła i poszła sobie
Głupia Rosalie, ma Emmetta, a się podwala do Edwarda.
Teraz się zastanawiam, jaka data będzie w kolejnym rozdziale? Dasz nam Eda rozpaczającego, że jest potworem, który rabuje, niczym żołnierz rzymski, czy może czasy już po tym? Jestem pewna, że w końcu wrócił do rodziny
Veny życzę
P.S. Jeszcze raz przeczytałam pierwszy fragment i teraz znowu zastanawiam się pod wpływem kogo stał się lepszy, bo na pewno nie sam z siebie.
P.S.2. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię tym swoim gadaniem
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vampir dnia Sob 8:14, 11 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 8:27, 11 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Zgadzam się z vampir, ten fragment był najlepszy. Szczególnie słowa: "moja mała wróżka".
Ogólnie ten odcinek był bardzo dobry. Spodobało mi się to, że tak krążysz między różnymi datami.
Jestem ciekawa co się takiego wydarzyło w tej Francji.
I co się stało z Alice.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 9:19, 28 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Rozdział IV
Pustka
Współczesność
EPOV
Noce dłużyły się, dni mijały zbyt szybko. Samotność miała swoje dobre strony. Nie musiałem się przed nikim tłumaczyć, mogłem robić to, na co miałem ochotę i nie wiedzieć czemu rzadko z tego korzystałem. Moje życie powoli zmieniało się w pustą egzystencję, w której jedyną rozrywką było polowanie.
Na szczęście - albo i nieszczęście - skończyłem z zabijaniem ludzi. Przypatrując się mieszkańcom Francji, ich obyczajom, sposobowi bycia, stwierdziłem, że nie mogę, że już nie potrafię być takim potworem jak wcześniej.
Zdałem sobie z czegoś sprawę. Zrozumiałem, o co dokładnie chodziło Alice, gdy odchodziła. Teraz wiedziałem, że nie mogła postąpić inaczej, nie mogła zostać i żyć dalej. Od zawsze spalała ją dziwna tęsknota, poszukiwanie czegoś, co dla nas było nieosiągalne. Ona chciała sprawdzić, czy dosięgnie swoich pragnień. Nie było miejsca na obwinianie. Jej szczęście było moim szczęściem i wierzyłem, jak nigdy dotąd, że znalazła to, czego poszukiwała.
Sam zmieniłem się z mordercy w potwora z misją. Czułem, że zawsze pozostanę bestią, niebezpiecznym drapieżnikiem. Jednak chciałem uczynić ze swojego życia coś wartościowego, dlatego broniłem mieszkańców Paryża przed złem, które pojawiało się tu nazbyt często.
Noce spędzałem na polowaniu, dni przesypiałem. Tak upłynęło mi wiele lat. Wiele pustych, samotnych lat, podczas których wszystko nabrało sensu. Znalazłem ścieżkę. Swoją własną ścieżkę, którą podążałem nie zważając na nic. Brnąłem w ciemność, póki mnie nie pochłonęła. Przybrała postać, której nie spodziewałem się ujrzeć.
Francja 1745 r.
Słyszałem wyraźny krzyk i dudnienie końskich kopyt. Las osnuty mgłą zdawał się rozpaczać razem z ofiarą. Skupiłem wszystkie zmysły na zlokalizowaniu tej istoty. Jej wrzask był przeraźliwie mrożący. Czułem go w każdej komórce ciała. Biegłem ile sił w nogach, nasłuchując. Jeździec znajdował się przede mną. A więc i tam powinna być ofiara.
Pognałem w tamtym kierunku, czując jak gałęzie drzew odbijają się od mojej twarzy. Krzyk dochodził z coraz bliższej odległości. Wyminąłem wysoki dąb i ujrzałem ją. Stała, wstrzymując oddech i bojąc się tego, co ma nadejść. Jeździec zeskoczył z konia i stanął naprzeciw niej.
- Proszę… Nie… - błagała, klękając przed katem.
Ten zapach był mi znany, aż za dobrze. To na niego polowałem od dłuższego czasu.
- Zostaw ją – powiedziałem, wychodząc z mroku. Obydwoje odwrócili się w tym samym momencie.
Kobieta szlochała, a w jej wzroku czaiła się iskierka nadziei, zaś mężczyzna obdarzył mnie wściekłym spojrzeniem.
- Nie próbuj na mnie swoich sztuczek. Dokładnie wiem, co chcesz zrobić. Zakończmy to teraz. Za długo na to czekałem.
Uśmiechnął się lekko, odsłaniając rząd równych, białych zębów.
- Skoro takie jest twoje życzenie.
Skoczyłem w jego stronę, obnażając kły. Uderzyłem go pięścią w twarz, powalając na ziemię. Szybko otrzepał długi płaszcz.
- Edwardzie, nawróciłeś się? – szepnął groźnie, kopiąc mnie w brzuchu. Odparowałem cios i uskoczyłem w bok, dokładnie w momencie, w którym jego noga ominęła moją twarz o kilka centymetrów.
- Cóż, wiesz jak to jest. Pokutuję, Eleazarze. Tobie radziłbym to samo.
Gdy odbił się od ziemi i zaczął lecieć w moją stronę, wyjąłem zza pleców drewniany kołek i wbiłem w jego serce.
Rozprysł się na kawałeczki, pozostawiając po sobie ciężki zapach palonego ciała.
Kolejny do kolekcji, pomyślałem.
- Uciekaj do domu – powiedziałem do klęczącej kobiety.
- Nie wiem kim jesteś panie, ale dziękuję – szepnęła, po czym uciekła w stronę lasu.
Poczułem, że zbliża się świt. Czym prędzej wróciłem do swojej kryjówki. Tego mi teraz było trzeba - odpoczynku. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do czarnej trumny, stojącej w rogu pomieszczenia.
Uchyliłem jej wieko. Rozejrzałem się po zakurzonym pokoju, w którym mieszkałem od dobrych paru lat. Schronienie… Czy było miejsce, które mogłem tak nazywać?
***
Śniłem. Dawno mi się to nie zdarzyło, ale śniłem. Nie był to wyraźny obraz, raczej biała kartka, po której przechodziły różne postacie, które niegdyś znałem. Było to o tyle dziwne, że nie widziałem nikogo z Cullenów, ani z ludzi, których poznałem po przemianie.
Wszystko kręciło się wokół mojego ludzkiego życia. Widziałem jak matka ubiera mnie i zabiera na walki gladiatorów. Widziałem ojca, który czeka na Klaudiusza. Widziałem dawną przyjaciółkę, Petrę, zbierającą kwiaty. Rzym w całej okazałości.
A każda z tych postaci spoglądała na mnie, uśmiechając się i wskazując coś poza horyzontem.
Bezchmurne niebo przybrało ciemną barwę i wszyscy zniknęli. Zostałem sam w ciemności, która coraz bardziej zacieśniała swoje ramiona.
***
Stała przede mną. Piękna jak zawsze. Ubrana w lekką, zieloną sukienkę. Włosy upięła tuż nad karkiem, odsłaniając smukłą szyję. Nie wierzyłem. Nie mogłem. Inaczej znaczyłoby to, że cały świat nie jest taki, za jaki go brałem. Przyglądałem się jej uważnie, starając się zrozumieć, co się stało. Jak doszło do tego, że mnie znalazła.
Nie mogłem wykrztusić słowa. Stałem jak posąg, tonąc w tym promiennym uśmiechu. Przez okna wpadało światło księżyca, tworząc za nią delikatną poświatę.
- Jak…? – spytałem, podchodząc bliżej.
- Jestem tu. To się liczy. – Słodki, melodyjny głos owiewał mnie z każdej strony. Była wszędzie. Wypełniała swoją obecnością całe pomieszczenie. Wziąłem ją w ramiona, tuląc mocno.
- Alice…
Uśmiechnęła się lekko, spoglądając mi w twarz. W jednej chwili rozpłynęła się a w moich dłoniach nie pozostało nic ze swojej obecności. Pustka była obezwładniająca. To nie mogła być prawda. To tylko mój wymysł.
Usłyszałem jak otwierają się drzwi. W progu stanął wysoki, zakapturzony mężczyzna.
Podszedł do mnie powoli i zaśmiał się cicho.
- Szybko zniknęła, prawda? – spytał, rozglądając się po wnętrzu.
Poczułem jak ogarnia mnie wściekłość.
- Kim jesteś? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Jeśli chcesz ją zobaczyć, musisz być milszy. W innym wypadku… Sam rozumiesz. – Jego cichy śmiech rozbrzmiał w pokoju. – To dla twojego dobra, Edwardzie. Bądź cierpliwy.
Nie wytrzymałem. Skoczyłem w jego stronę, jednak nim go dopadłem, rozpłynął się. Do moich uszu dochodził tylko oddalający się, groźny chichot.
Współczesność
Gdybym wtedy wiedział to, co teraz, sprawy potoczyłyby się inaczej. Ta bitwa miałaby inny koniec.
Samotny, opuszczony i nawrócony – ja – łatwy cel. Zbyt łatwy. I to był błąd. A ona? - Moja słabość. Największą z największych.
Gdyby czas mógł zmieniać bieg, nie stałbym dzisiaj tutaj, ale pozostałbym w swoim domu, z rodziną, przyjaciółmi. Nie uciekałbym przed przeznaczeniem ale wyszedłbym mu naprzeciw, uśmiechając się i prosząc o to, co dla mnie miał.
Teraz wszystko jest inne, kolory zmieniły się w szarość. Jedyna niezmienność to mrok, który przez długi czas był mi przyjacielem.
[i]Pamiętam. Wczoraj wybierali ze mnie smutek.
Jedli słowa i pili gorycz.
Zerwali ze mnie wszystko. Pod skórę
wszczepili kawałki połamanych myśli
i z duszy mojej wykroili wolę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 12:41, 28 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Jak zobaczyłam tam u góry napis współczesność to się przestraszyłam, że koniec z przeszłością. Na szczęście po raz kolejny przenieśliśmy się w czasie. Edward Rzymianinem? Padłam i powstałam, żeby to napisać. Znakomity pomysł! Czy ty w tym ff uśmierciłaś Alice, czy ona jednak żyje? Z tej końcówki wynika dla mnie, że nie żyje i to przez Edwarda. Nawrócił się i dobrze. Jest teraz swego rodzaju bohaterem z okropną przeszłością.
Podoba mi się, że tutaj wampiry to prawdziwe wampiry. Takie, co boją się słońca, kołka osikowego oraz czosnku.
Cytat: |
Jak doszło do tego, że mnie znalazła. |
Zastanawiam się, czy tu nie powinien być pytajnik
A, co tam u Belli? Zastanawiam się, co ona przez te lata porabiała? Skoro ten jest wegetarianin to i ona pewnie też. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały
pozdrawiam
vampir
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez vampir dnia Wto 12:41, 28 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 18:24, 28 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Jestem strasznie ciekawa tego wątku Alice i Edwarda.
Podoba mi się ta przeplatanka: wydarzenie w przeszłości, a później komentarz Edwarda we współczesności.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 7:23, 29 Kwi 2009
|
|
|
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
To ja powiem tak: po przeczytaniu IV rozdziału w dalszym ciągu nie wiem co autor ma na myśli. Czy to będzie opowieść o zemście po latach, czy o długim dojrzewaniu uczucia?
Także uwaga dotycząca błędu merytorycznego: po Henryku VIII na tron wstąpił jego syn Edward VI Tudor a po jego przedwczesnej śmierci królową Anglii została Maria I Tudor, córka pierwszej żony Henryka - Katarzyny Aragońskiej. Dopiro po niej w kolejce do tronu stała Elżbieta. Może jest to mało istotne, ale osadzenie Twojej opowieści w realiach historycznych wymaga dbałości o chronologię.
Tylko, że wcale ale to absolutnie, wszystko to, co napisałam powyżej nie zakłóca mi przyjemności z jaką czyta się opowiadanie Cornelie . Jesteś świetna w żonglerce słowem. Tworzysz niesamowity klimat nie poprzez opis sytuacji ale przede wszystkim stylem i językiem. Super!
Na koniec mam jedno pytanie: czy czytałaś sagę wiedźmińską Sapkowskiego?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ludwisia dnia Śro 8:02, 29 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 6:28, 05 Maj 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Czytałama, ale dawno temu
Rozdział V
Gdy ciemność zawita nad twoją głową
1789 r. Francja
Czułem, że coś wisi w powietrzu. Czułem, jak powoli ogarnia to miasto, zarażając mieszkańców, tworząc nikły obraz szczęścia, który z każdą minutą się ulatniał.
Bałem się. Jak nigdy w całym swoim życiu. Strach powoli mnie obezwładniał. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić, czy mogę sobie z tym poradzić. W moim umyśle nadal krążyły obrazy uwięzionej Alice, a ja byłem zbyt słaby, by ją odnaleźć. Robiłem wszystko, przemierzyłem każdy cal Francji, byleby tylko uzyskać jakikolwiek ślad jej obecności. Ale wszystko wskazywało na to, że zapadła się pod ziemię.
Biłem się sam ze sobą. Nie wiedziałem, co teraz robić. Chciałem za wszelką cenę ją odzyskać, sprawić, by znów była szczęśliwa i pełna życia. Taka, jaką ją pamiętam.
- Myśl, Edwardzie, myśl – szeptałem do siebie, próbując znaleźć wyjście z tej sytuacji. Czy to była dla mnie próba? Ktoś specjalnie sprowadził mnie na tą drogę?
Chyba nie chciałem tego wiedzieć. Sam obrałem taką ścieżkę. Sam ją wytyczyłem i pomimo sprzeczności podążałem nią dalej, wierząc, że jest w tym sens. Ta wiara, moja pokuta, moje zbawienie, które nigdy nie miało nadejść, to trzymało mnie przy życiu.
Rozglądałem się po Paryżu, słysząc, jak ludzie uciekają w popłochu przed złem. Nadeszło. Już czas. Wiedziałem, że tak będzie. Nie znałem tylko przyczyny. W głębi duszy czułem, że muszę sobie z tym poradzić, że muszę być silny. To jest jedna z bitew przed wojną.
Westchnąłem głęboko i zacząłem iść, wiedziony krzykiem. Stanąłem jak wmurowany, widząc jak zdobywają Bastylię.
- Rozpoczęło się – powiedziałem do siebie, spoglądając w kierunku zdobytego zamku, który miał już niedługo spłonąć.
Czułem ich obecność. Byli coraz bliżej. Mogłem rozpoznać w powietrzu ich zapach. Poczułem na sobie czyjś wzrok. Odwróciłem się powoli, by stanąć twarzą w twarz z Alaistarem.
Uśmiechnąłem się lekko, unosząc kąciki ust.
- Wiedziałem, że tu będziesz.
Splunął na ziemię i zbliżył się o parę cali.
- Nigdy nie zawodzę. Ale to też wiesz.
Skoczył na mnie z wyciągniętymi pięściami i obnażonymi kłami. Zrobiłem szybki unik i złapałem go, nim upadł na ziemię. Uderzyłem go kilka razy w brzuch, po czym rzuciłem nim o najbliższy budynek. Otrzepał się z kurzu i wściekle przywarł do mnie, okładając moją twarz pięściami.
Uśmiechałem się, plując krwią.
- Jesteś niezdarny. Tylko na tyle cię stać? – szepnąłem, wykrzywiając twarz w grymasie uśmiechu.
Widziałem, jak zapaliła się w nim wściekłość. Zaczął bić mnie gdzie popadnie. Na całym ciele czułem jego pięści oraz buty. Nie przejmowałem się tym jednak. Co ma być, to będzie – powtarzałem sobie jak mantrę.
- Skończ z tym, a nie baw się jak kobieta – powiedziałem, ocierając wierzchem dłoni krew spływającą z ust.
- Myślisz, że przez to, co robisz własnej rasie, zasługujesz na łatwą śmierć?
Spojrzałem mu głęboko w oczy i kiwnąłem głową.
- Robię przysługę ludzkości. Więc tak, zasługuję.
Wpadł w szał. Wiedziałem, że najpierw mnie skatuje, dopiero później zabierze się za tortury. Na samym końcu czekała mnie powolna, straszna śmierć. Przyzwyczaiłem się do tej myśli. Wiedziałem o tym, od kiedy stałem się tym, kim jestem.
Moja krew plamiła ziemię obok mnie. Widziałem to dokładnie. Wnikała w nią, tworząc ciemną plamę. To miasto będzie tonęło w brunatnej rzece.
- Puść go! – Usłyszałem kobiecy głos, który dochodził z daleka. Albo tak mi się wydawało.
Próbowałem podnieść głowę, by ujrzeć kim jest nieznajoma, jednak nie potrafiłem. Leżałem na ziemi, na wpół przytomny, z roztrzaskanymi żebrami.
- Och, nasza słodka, niewinna dziewczynka, przychodzi na ratunek? – zadrwił Alastair, zbliżając się do dziewczyny.
Wydawało mi się, że to wszystko jest zwolnionym filmem. I tak było. Dla mnie.
***
Nie wiem, jak znalazłem się w tym pokoju. Słyszałem tylko, że ktoś krząta się po kuchni. Nie miałem na sobie podartych i zakrwawionych rzeczy. Rozejrzałem się po wnętrzu pomieszczenia. Panowały tu ciemności. I dzięki za to sile wyższej.
- Kim jesteś? – rzuciłem, mając nadzieję, że owa kobieta mnie usłyszy.
Zastanawiałem się, kto mógł mnie ocalić z rąk wampira. Odpowiedź była jedna. Drugi wampir. Jednak wiedziałem, że musiałbym go wyczuć, a nic takiego się nie wydarzyło.
- Znasz mnie. Bardzo dobrze mnie znasz, Edwardzie.
Ten głos. Powoli zaczynałem rozumieć. Docierała do mnie świadomość tego, w czyim towarzystwie się znajduję. Ale nie to było najgorsze. Najgorsza była wiedza, że to ja sprawiłem, że stała się tym, czym jest.
- Bella.
Wyjrzała zza rogu, przyglądając mi się uważnie.
- Czemu mnie ocaliłaś? Z tego co pamiętam, jedyne o czym marzyłaś, to moja śmierć.
Uśmiechnęła się lekko, przysiadając tuż obok. Obracała w dłoniach jakiś przedmiot.
- Mam teraz większego wroga niż ty.
Była piękna. Tak jak wtedy. Tyle, że teraz można było wyczuć w niej pewną dojrzałość i smutek. Nie powinno mnie to dziwić. W końcu byłem tego przyczyną.
- A więc? Nawróciłeś się? Stałeś się pogromcą wampirów?
Podniosłem na nią wzrok, uważnie przyglądając się jej dłoniom. Nie mogłem jej ufać.
- Skoro wiesz, to po co pytasz?
- Dużo na twój temat słyszałam. Stałeś się głównym tematem w tych kręgach. – Zaczęła powoli przemierzać pokój, uśmiechając się przy tym ironicznie.
- Nie bardzo mnie to obchodzi, jeśli wiesz co mam na myśli.
Stwierdziłem, że pora się stąd zabierać. Nie mogłem zostać tutaj dłużej. Każda minuta była cenna.
Jej obecność tylko pogarszała sytuację.
- Nadeszły ciężkie czasy. Niewielu z nas wie, czym to grozi. Niewielu z nas potrafi sobie z tym poradzić. I choć nie chcę tego robić, muszę zjednoczyć z tobą siły. Inaczej przegramy.
Zaniemówiłem. A więc wiedziała. Wiedziała dokładnie, co się święci. Podniosłem się z łoża i stanąłem naprzeciwko niej.
Jej twarz znajdowała się tylko kilka milimetrów od mojej. Widziałem jak drgają jej mięśnie na policzku.
- Ty i ja? W jednej drużynie? Nie może być – zaśmiałem się, narzucając na siebie koszulę.
Chciałem wyjść, jednak zagrodziła mi drogę.
- Wiem, co się dzieje z Alice.
Posąg. W jednej chwili stałem się posągiem. Nie czułem nic. Miałem jej wierzyć? Czy mogła mówić prawdę?
- Skąd? – wykrztusiłem, bacznie obserwując jej reakcję.
Zatrzymała się przede mną i położyła swoją smukłą dłoń na moim ramieniu.
- Bo tam byłam.
There’s a place I like to hide
A doorway that I run to in the night
Relax child, you were there
But only didnt realize it and you were scared
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|