Autor |
Wiadomość |
<
Twilight Fanfiction /
Biblioteka opowiadań
~
+16 [Z] Szpital nadziei
|
|
Wysłany:
Pon 23:04, 09 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
No więc skarby moje, mam nadzieję, że wam się spodoba. Starałam się jak mogłam ale dzisiaj mam taki dzień, że max ) Więc oceńcie same
[link widoczny dla zalogowanych] - przy czytaniu posłuchajcie )
Rozdział IV
Prawda
E:
- Witam. – Wskazałem mu miejsce, na którym mógł usiąść i sam rozsiadłem się w swoim dużym fotelu.
Zastanawiałem się, kim on jest. Dla niej. Czy to tylko przyjaciel? Jedno wiedziałem na pewno, ma prawo wiedzieć, co się dzieję.
- Dziękuję za tak szybkie przyjęcie. – Powiedział, trzymając dystans.
- Cóż. Jeśli chodzi o Isabellę Swan. – Zacząłem profesjonalnie. Nie chciałem, aby w jakikolwiek sposób dowiedział się, że Bella jest dla mnie kimś więcej, niż tylko pacjentką. – Jej stan jest ciężki. Wczoraj nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Jest bardzo słaba, ma trudności z mówieniem i ruszaniem się. Zrobię jednak wszystko, co w mojej mocy, aby jej pomóc.
Kiwnął delikatnie głową i pogrążył się w myślach. Był zasmucony. Podejrzenia same wpłynęły do mojej głowy – to jest ktoś więcej. Poczułem ból w sercu, ale opanowałem się szybko.
Przecież ona nie jest moja -zbeształem się w myślach, nadal przyglądając się człowiekowi siedzącemu przede mną.
- Da się coś jeszcze zrobić? – Spytał zrezygnowany. Przeczesał włosy palcami.
Zastanowiłem się chwilę. Rozważałem różne opcje, każda jednak wydawała się być tą złą. Jedyne, czego pragnąłem, to uratowanie jej. Za wszelką cenę. Tylko ona liczyła się w moim życiu, nie ważne czy była ze mną, czy z kimś innym. Ważne, by żyła, dalej stąpała po tym świecie.
- Nie jestem w stanie dokładnie tego stwierdzić. Analizuję pewne rozwiązania i staram się wybrać najwłaściwsze.
Uśmiechnął się lekko i wyjął papiery z teczki.
- To historia jej choroby.– Rzekł, kładąc mi je na biurku. – Proszę, niech pan zrobi wszystko, co można.
Przez chwilę przyglądał mi się uważnie.
Nie tylko ja cię kocham, Bells -pomyślałem, gdy zamknął za sobą drzwi.
***
- Uważam, że Angelina brzmi lepiej. Alyssa jest zbyt pospolita. – Zaśmiała się dźwięcznie, przeglądając imiennik.
Edward patrzył na nią uważnie. W dłoni obracał książkę „Nasz uroczy aniołek. Wychowanie grzecznego dziecka” autorstwa Laverne Antrobus.
- Już wiesz, że to dziewczynka? – Wyglądał na zdziwionego.
- Chciałam ci to powiedzieć wieczorem. Dzisiaj byłam u lekarza. – Szepnęła, patrząc na niego uważnie.
Drżała jej dolna warga, a po policzkach spływały łzy.
– Będziemy mieli córeczkę.
Znieruchomiał. W głowie przeplatały mu się różne myśli. Oczami wyobraźni widział małego berbecia, grasującego po domu.
- Zgodzę się na wszystko – krzyknął szczęśliwy, biorąc ją na ręce. – A teraz musimy to uczcić.
Jej śmiech rozbrzmiewał w całym domu.
***
B:
- Nath, czuję się słaba. Muszę to w końcu zrobić. Jak nie teraz, to, kiedy? – Spytałam, opierając rękę o wezgłowie łóżka.
Jego obecność w pewnym stopniu koiła ból, wywołany powrotem do przeszłości. Zastanawiałam się, jak mogę powiedzieć Edwardowi prawdę bez ranienia go. Było to wręcz niemożliwe. Nie mogłam sprawić, by mnie znienawidził. Byłaby to jeszcze gorsza kara, niż życie bez niego.
- Dobrze, zawołam go. Bądź silna. Będę obok. – Szepnął i pocałował mnie w czoło.
- Dziękuję. Jesteś wspaniały.
Posłał mi delikatny uśmiech. To on przygarnął mnie i pomógł stanąć na nogach. Jednak nigdy nie potrafiłam odwzajemnić jego uczucia. Było to ponad moje siły. W sercu zawsze miałam Edwarda, każdy poznany mężczyzna nie mógł z nim konkurować. Każdy wydawał się gorszy.
Najprawdopodobniej właśnie przez to nie ułożyłam sobie życia. Z uśmiechem i łzami wspominałam czasy, kiedy byliśmy nierozłączni. Ja i on, Alice i Jasper. Czwórka przyjaciół, niepokonani, nieposkromieni.
Alice – najukochańsza przyjaciółka. Pojawiała się często w moich myślach. Odwiedzała mnie w każdą bezsenną noc. Jej uroczy uśmiech i melodyjny głos towarzyszył mi w ciężkich momentach. Ale jej zabrakło. Był to ból wręcz nie do zniesienia. Alice…
***
- Ciuszki, łóżko, wózek? – Pytała parząc herbatę.
- Wszystko mam, nie martw się. – Odparła Bella, usadawiając się w dużym fotelu. Piąty miesiąc ciąży. Dalej wyglądała pięknie.- Zaczynam wyglądać jak dobrze spasiona krowa.
Śmiech Alice. Delikatnie dotknęła ramienia przyjaciółki.
- Do tego stanu jeszcze ci daleko.
Na ławie postawiła dwie herbaty i usiadła naprzeciwko Belli.
- Nie patrz tak na mnie. Dobrze wiem, o co ci chodzi. – Bella pogroziła jej palcem.
Alice oparła dłonie o blat. Na lewej ręce połyskiwała obrączka.
- Zostaliście tylko wy. Data ustalona?
Bella upiła łyk herbaty. Spojrzała spokojnie na przyjaciółkę.
- Jeszcze nie. Nie spieszy nam się.
- Taaa, a dziecko w drodze.
- To nic. Poczekamy trochę.
Potrafiły rozmawiać ze sobą przez długie godziny. Dwie nierozłączne, bratnie dusze.
***
B:
- Nie wiem, od czego zacząć – jąkałam się. Wymówienie prawdy, która była gorzka dla nas obojga, nie przychodziło mi z trudem. – Proszę o jedno. Nie obwiniaj siebie, ani nikogo innego.
Jego wzrok przesuwał się po pokoju. Proszę -błagałam w myślach. -Nie daj się ponieść emocjom.
- Najlepiej zacznij od początku. – Oświadczył i skrzyżował dłonie na piersiach, odgradzając się ode mnie.
Nie miałam mu tego za złe. Miał takie prawo. Prawo do żalu. Nie mogłam zapomnieć o krzywdzie, jaką nam wyrządziłam.
- Pamiętasz ten wieczór, kiedy się rozstaliśmy? – Głupie pytanie -pomyślałam. Ta scena nie opuszczała mnie na jawie jak i we śnie. – Tego samego dnia zadzwonił po mnie Carlisle. Pojechałam, myśląc, że chce nas pobłogosławić – głos mi się załamał. Pomyślałam o tamtym dniu.
Wszystko nagle się rozmazało i po policzku zaczęły mi płynąć łzy.
- Carlisle od początku był przeciwny naszemu związkowi. Nie wiem, czemu. W każdym razie powiedział mi, że jeśli cię nie opuszczę, nie dam ci się rozwijać, zniszczy cię w branży – spojrzałam na niego spod rzęs. Wyglądał na zdezorientowanego.
- Jak to? – Wykrztusił. Jego twarz nagle spochmurniała.
- Twierdził, że nie pasujemy do siebie, że beze mnie osiągniesz więcej. Na początku nie chciałam się zgodzić. Zagroził jednak, że jeśli tego nie zrobię, odbierze mi dziecko.
Musiałam przestać. Musiałam na chwilę odpocząć od tych czarnych wspomnień, od całej przeszłości, która nadal bolała.
- Nie przerywaj, proszę. – Kiwnął lekko głową. Widziałam, że nie mógł tego przyjąć do wiadomości. Carlisle, jego guru, ojciec, który zawsze go wspierał. – Postawił mnie przed najtrudniejszym wyborem w życiu. Nie ma słów, które mogłyby opisać to, co czułam. Zgodziłam się. Wybrałam lepsze życie dla ciebie. Nie chcę się usprawiedliwiać – szepnęłam cicho, zakrywając twarz dłońmi. Nie mogłam znieść jego wzroku. Rozgoryczenia, złości. To było ponad moje siły.
Wstał.
- Proszę, to nie koniec. Chcę abyś wiedział wszystko, póki jeszcze jest czas. – Spojrzał na mnie wściekły, jednak został. Dziękowałam Bogu za jego cierpliwość. – Później pojechałam do ciebie. Nasza kłótnia, rozstanie… - Znowu nie mogłam pozbierać myśli. Łzy zamazywały mi jego twarz. – Wszystko potoczyło się tak szybko. Tego samego wieczoru miałam wypadek samochodowy. Poroniłam.
Wypowiedziałam to słowo. Ból. Wspomnienie szpitala w Chicago, martwe ciało córeczki, wszystko wróciło ze zdwojoną siłą.
- Wybacz… - Szepnęłam, wiedząc, że nic ani nikt nie sprawi cudu. Edward mnie znienawidzi. I będzie miał rację.
***
- Nie możemy być razem, rozumiesz? Nie kocham cię! – Krzyczała, miotając się w przedpokoju.
Edward stał jak ogłupiały, nie rozumiejąc, co się dzieję.
- Ale… Nie mówisz tego poważni. – Wmawiał sobie, że to zmienne nastroje. Bella w końcu jest w ciąży.
- Nie będziemy razem, to koniec! Nie chcę cię więcej widzieć, nie chcę cię znać. – Wyrzucała z siebie słowa. Każde kolejne bolało ją, jakby w serce wbijano jej igły.
To dla ciebie. –Myślała, patrząc na jego smutną twarz.
- Bell, porozmawiajmy… – zaczął, jednak uciszyła go ręką.
- Nie ma, o czym. Wyjeżdżam i radzę ci, abyś mnie nie szukał. To koniec, Edwardzie. – Powiedziała dobitnie, zamykając za sobą drzwi.
Stał jak posąg, spoglądając za nią. Po policzku spływała mu łza.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Pon 23:22, 09 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 14:51, 10 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Załamałaś mnie
Głupi Carlisle, jak mógł namówić Bellę do rozstania i dlaczego ta się zgodziła?
Oboje potem tylko cierpieli i życia sobie nie ułożyli. Co z tym dzieckiem? Żyje
To ff jest świetne, smutne ale naprawdę dobre
Weny Życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 15:13, 10 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Cornelie, jesteś mistrzu
Czytam ten FF od dłuższego czasu, wciąga
Nawet się nie waż przestać pisać!
Powodzenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 15:37, 10 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Nie no, jak mogłaś zrobić z Carlisle'a czarny charakter? I to wszystko co się póżniej stało, to oczywiście przez niego. Szkoda, że Bella poroniła. Ale nareszcie znamy prawdę.
Oby tak dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 16:01, 10 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
ale ze mnie gapa, tam przecież pisze, że córeczka umarła
kurczę powinnam uważniej czytać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 19:38, 10 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
|
... płakać mi sie chce I jeszce ten podkład muzyczny! Smutno ale i tak czekam na kolejną część bo ja lubie smutne opowiadania
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 14:59, 11 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
http://www.youtube.com/watch?v=fjDojEOiMcE - to do słuchania
Rozdział V
Bezsilność
B:
Wyrzuciłam z siebie wszystko – ból, żal, złość. Zdołałam opowiedzieć mu to, co wydarzyło się parę lat temu. W sercu jednak nadal nosiłam gorzkie uczucie porażki.
Wyszedł przed chwilą, a ja na nowo analizowałam naszą rozmowę. Jego dystans, odgrodzenie się ode mnie, bolało bardziej, niż myśl o końcu. Patrzył na mnie jak na kogoś innego, obcego.
Ale miał do tego prawo, mógł mnie znienawidzić i nie powinnam mieć mu tego za złe. Jeśli tak jest, będę musiała się z tym w jakiś sposób pogodzić. Myśl, że musiałam powiedzieć mu o ojcu, jego autorytecie, który stał za wszystkim, najbardziej nie dawała mi spokoju.
Bałam się o Edwarda, o jego reakcję. Bałam się, że zrobi coś głupiego.
Leżałam sama, w oświetlonym przez słońce pokoju, i użalałam się nad swoim życiem. Pięknie, pomyślałam, przeczesując włosy palcami. Zbierało mi się na płacz. Ostatnimi czasy za często to robiłam. Pogrążałam się we wspomnieniach, od których nie mogłam uciec. Otaczały mnie, zabijały radość.
***
Trafiła do szpitala w ciężkim stanie. Krwawienie nie chciało ustąpić.
- Szybko, na salę operacyjną! – Krzyknął jakiś wysoki lekarz, w skupieniu przyglądając się twarzy młodej dziewczyny. – Musimy ją uratować!
Wysoka pielęgniarka wjechała noszami na salę. Bella ledwo oddychała.
- Moje dziecko, moje dziecko. – Szeptała co chwilę, łapiąc się za brzuch.
Zauważyła na palcach krew. Słone łzy spływały jej po policzkach.
- Wszystko będzie dobrze. – Jakiś miły głos dotarł do jej świadomości.
Spojrzała na lekarza.
- Proszę.. moje dziecko. – Błagała.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy – obiecał, kładąc rękę na jej czole.
Po chwili zasnęła.
***
Nigdy nie zapomnę tamtej nocy. To przez nią zaczęło się wszystko, co złe w moim życiu. Najpierw strata Angelina, później Alice. Od tamtej nocy mój świat powoli rozpadał się na drobne kawałki, których nie mogłam poukładać. Gdyby nie Nath, nie wiem, czy dałabym radę pozbierać się i zacząć żyć od nowa. Dzięki niemu ponownie uwierzyłam w ludzi, w to, że mogę być szczęśliwa. I starałam się ze wszystkich sił, aby tak było.
Nath, gdzie on jest?, zastanawiałam się.
Ból głowy dał o sobie znać. Mój najgorszy wróg – czas - płynął nieubłaganie, odliczając minuty. Nie powiedziałam Edwardowi wszystkiego. W myślach modliłam się, aby tutaj wrócił. Dał mi możliwość powiedzenia, jak bardzo go kocham, jak ciężko mi było bez niego, co czułam po stracie naszego dziecka.
Miałam nadzieję, tylko ona została mi w ciemności.
***
E:
Jak on mógł? Jak mógł do cholery bawić się moim życiem? Serce o mało nie wypadło mi z piersi, gdy usłyszałem, że przyczyną naszego rozstania jest mój ojciec! Złość opanowała każdą komórkę ciała.
Carlisle, osoba, której ufałem, wierzyłem, przez tyle lat mnie okłamywał. Wbił mi nóż w plecy, odebrał jedyną radość życia!
Opadłem na fotel, pogrążając się w niebycie.
Jak? Jezu, jesteś idiotą, pomyślałem.
Wszystko wywróciło się do góry nogami. Nie mogłem ochłonąć po dawce informacji, jaką zaserwowała mi Bella. Najpierw Carlisle, a później dziecko. Nasze dziecko martwe. Nie mogłem powstrzymać łez, gdy wyobraziłem sobie małą Angelinę.
Pozwoliłem sobie na rozpacz. Zamknąłem drzwi do gabinetu, by w samotności przeżyć swoją osobistą tragedię.
- Angelina… - Wyszeptałem w nicość, zakrywając twarz dłońmi. Niewyobrażalny ból rozdzierał mi serce.
Moja mała dziewczynka. Przez te wszystkie lata modliłem się, aby miała dostatnie życie. Poszukiwałem Belli, jednak nigdy nie dowiedziałem się, gdzie mieszka. Słuch o niej zaginął.
Pocieszałem się myślą, że moja córka jest szczęśliwa.
A teraz? Teraz wszystko się zmieniło. Nie ma Angeliki.
Boże, czemu mi to robisz?
Opanowała mnie tęsknota za czymś, czego nigdy nie będę miał. Oczami wyobraźni widziałem córkę, która dorasta, tuli się do mnie i całuje na dobranoc.
Gwałtowny płacz wstrząsnął moim ciałem. Skuliłem się na sofie.
- Angelina…
***
Dwójka ludzi ubranych na czarno stała przy świeżo wykopanym grobie. Bella wierzchem dłoni ocierała łzy. Stał przy niej mężczyzna, pocieszająco trzymając dłoń na jej ramieniu.
Mała trumna powoli znikała pod warstwą ziemi.
- Nath, nie wiem jak sobie poradzę. – Szepnęła, wtulając się w jego miękki płaszcz.
Z nieba zaczęły spadać krople deszczu.
- Cii.. spokojnie, jestem przy tobie – odparł, głaszcząc ją po ciemnych włosach.
Spojrzała na zakopany grób. Nie mogła uwierzyć, że w tej ciemnej dziurze jest jej córeczka. W szpitalu prosiła o możliwość pochowania jej.
Chciała wiedzieć, że jest miejsce, do którego może przyjść rozmawiać.
Położyła róże na ziemi.
- Zawsze będziesz w moim sercu – wyszeptała, połykając łzy.
Duża dłoń mężczyzny pociągnęła ją w stronę wyjścia z cmentarza.
***
B:
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Leki chyba przestały działać. Leżałam na wznak, nie otwierając oczu. Napawałam się ciszą i samotnością. Czułam na twarzy delikatny powiew wiatru. Podejrzewałam, że to jedna z pielęgniarek uchyliła okno.
Było ciepło. Pokój wypełniony był zapachem bzu.
To na pewno Nath, pomyślałam, uśmiechając się.
Zawsze wiedział, czego mi potrzeba. A w tym momencie pragnęłam zatopić się w pięknie, zapomnieć o mroku – patrzeć w jasność.
Usłyszałam o dźwięk otwieranych drzwi. Edward.
- Hm.. nie przeszkadzam ci? – Spytał cicho, zbliżając się do łóżka.
Kiwnęłam przecząco głową. Nie mogłam nic powiedzieć. Wrócił.
- Bells, ja… – Zastanawiał się chwilę nad tym, co powiedzieć. – Ja przemyślałem wszystko. Musiało być ci ciężko.. Angelina… – Łzy stanęły mu w oczach.
Wyciągnęłam do niego rękę. Złapał ją i przycisnął do policzka. Uśmiechnęłam się lekko. Dotyk jego skóry był upajający.
- Nic nie mów… Nie teraz. – poprosiłam cicho, przyglądając się jego twarzy.
Pocałował delikatnie moją dłoń. Wróciłam do światła.
- Ważne jest to, co jest teraz. Nie to, co było kiedyś – sama się sobie dziwiłam. Chciałam mu tyle powiedzieć, jednak jego bliskość zagłuszyła wszystkie czarne myśli. Nie chciałam przerywać tej chwili. Chciałam, żeby trwała jak najdłużej.
Położył się obok mnie. Palcami błądził po mojej twarzy, włosach. Łzy spływały mi po policzku.
- Wróciłeś… Myślałam, że po tym wszystkim… – Uciszył mnie ręką.
- Nie mogłem postąpić inaczej. Od zawsze cię kocham Bell. Na zawsze – szepnął, całując mnie delikatnie w usta.
Wtuliłam twarz w zagłębienie jego ramienia, ciesząc się tą chwilą. Nic się nie liczyło, oprócz tego, że tu jest.
Mój Edward, pomyślałam, nim moje powieki się zamknęły.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cornelie dnia Śro 19:31, 11 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:16, 11 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Jakie to smutne, ale nadal urocze. A ta końcówka...
Ich córeczka miała się nazywać Angelika? Moje imię, uwielbiam cię, dzięki tobie mi się ono naprawdę podoba(nadal jednak wole formę Angelica, taka pierwotna)
Znowu będą razem? Mam nadzieję, że tak
Standardowo ogromnej weny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 18:15, 11 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Ten odcinek jest taki wzruszający. Najbardziej spodobał mi się fragment, gdy Bella mówi o nadziei. Do tego jeszcze rozpacz Edwarda i wspomnienie pogrzebu. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 19:32, 11 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Vampire - mój błąd dziecko to nie Angelika tylko Angelina )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 20:20, 11 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
I co z tego? Polski odpowiednik to w końcu Angelika. Nie zniszczysz mojej radości
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 18:36, 12 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Wow Cornelie zaskakujesz mnie. Za każdym razem mam wrażenie że lepiej sie nie da a ty ciągle lepiej piszesz Ja chce wiedzieć co bedzie dalej!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 23:03, 12 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Rozdział VI
Zaćmienie
Słońce powoli chowało się za horyzontem. Leżeli na trawie, obejmując się i z nadzieją spoglądali w przyszłość. Zerwał się delikatny wiatr, który zburzył jej włosy. Uśmiechnęła się promiennie. Edward delikatnie masował jej brzuch. Zadarł do góry fioletową bluzkę i mówił czułe słówka.
- Wyobrażasz sobie? Nasze dziecko? – Dalej nie mógł uwierzyć, że spotkało go takie szczęście.
Oparł głowę o brzuch swojej wybranki.
- Myślisz, że można być aż tak zadowolonym? Aż tak bardzo szczęśliwym, że nic innego nie ma znaczenia?
Spojrzała na niego i przez chwilę nie odzywała się, dalej przeczesując jego gęste włosy.
- Chyba można – odparła nieśmiało.
Uśmiechnęła się lekko i wzniosła oczy ku niebu, napawając się ciepłym, letnim wiatrem.
***
E:
Zamknąłem drzwi do gabinetu i rzuciłem się na sofę. Po głowie chodziło mi mnóstwo myśli, ale żadna nie była dość dobra, by ją zrealizować. Zastanawiałem się, jak załatwić sprawę Carlisle’a możliwie najmniej boleśnie, co biorąc pod uwagę okoliczności, nie będzie łatwe.
Bałem się, co o tym wszystkim pomyśli Esme, jedyna osoba na tym świecie, która znała mnie na wylot. Jej reakcja mogła być skrajnie różna. Carlisle - mąż, ukochany, wybitny lekarz, na dodatek kłamca i intrygant, niszczący życie innych – to mogło być za wiele.
Westchnąłem ciężko, patrząc w sufit. Za oknem wstawał nowy dzień. Kolejny trudny dzień, z którym trzeba stanąć twarzą w twarz.
Nie zastanawiając się długo, wziąłem słuchawkę do ręki i wykręciłem znany mi dobrze numer.
Wsłuchiwałem się w sygnał i swoje galopujące serce.
- Tak? – odezwał się zaspany głos.
- Nie wiem, co dokładnie mam ci powiedzieć – zacząłem spokojnie, łapiąc oddech. – Nie wiem, czy nadal mogę nazywać cię tak, jak przedtem. Jak mogłeś? Jak mogłeś ingerować w moje życie? – Przerwałem na chwilę i złapałem się za głowę. Wspomnienia słów Belli pojawiły się na nowo. Wszystko stanęło mi przed oczami. – Nie wiem. Ale mogę ci powiedzieć jedno. Nienawidzę cię. Rozumiesz? Nienawidzę.
- Edwa...
- Przestań, do cholery! Mam dość tego wszystkiego! Przez te wszystkie lata… - Łzy ponownie torowały sobie drogę po policzku. – Po rozstaniu z nią pocieszałeś mnie, twierdziłeś, że wszystko się ułoży. Jak mogłeś…? – szepnąłem cicho.
- To było dla twojego dobra. Zrozum, twoja przyszłość wisiała na włosku.
- Nie pieprz! Poradziłbym sobie, ale ty wolałeś znaleźć łatwiejszą drogę, prawda? Niech się biedny Edward męczy! Cholera! Pomyśleć, że ty byłeś moim autorytetem…
- Porozmawiajmy na spokojnie. Wszystko ci wytłumaczę – silny głos po drugiej stronie zaczął słabnąć.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nic. Wiedziałeś, że poroniła? – spytałem twardo, wyglądając za okno. Po drugiej stronie ulicy szła młoda kobieta, trzymając dziewczynkę za rękę. Obydwie jadły lody. – Patrzę teraz na dziecko. I wiesz, co? Mogłem mieć to samo, mogłem mieć to szczęście. Mogłem, do cholery, wieść takie życie, jakie chciałem. Pozdrów ode mnie mamę – zakończyłem, rzucając słuchawką.
Oparłem się o framugę i nadal spoglądałem na dziewczynkę. Była uśmiechnięta, pełna życia, szczęśliwa. Miała przy sobie matkę, jedyną osobę na świecie, która kochała ją miłością bezwarunkową.
- Cholera – szepnąłem cicho, osuwając się na podłogę. Schowałem twarz w dłoniach. – Cholera.
Nie mogłem nic poradzić na pustkę, która zrodziła się w sercu. Nie mogłem jej usunąć, wyciąć skalpelem, sprawić, by zniknęła. Pojawiła się i będzie ze mną do końca. Powodowała tylko powikłania, ponowne zatapianie się w lękach, ale wciąż istniała, odzierając mnie z resztek nadziei.
Jestem tylko człowiekiem, powtarzałem sobie w myślach jak mantrę, osobistą modlitwę o siłę, która miała nie nadejść.
***
- Dobra, idziemy we czwórkę, prawda? – powiedziała Alice, patrząc z nadzieją na Edwarda i Bellę. – Z tego, co wiem, lubisz obrazy. – Mrugnęła do przyjaciółki.
- Tak, szczególnie jak wystawione są dzieła Goyi! – Uśmiechnęła się słodko. Pociągnęła Edwarda za rękę. – Proszę. Dobrze wiesz, że jestem fanką sztuki.
Przewrócił komicznie oczami.
- Zgadzam się pod jednym warunkiem. Nie będziecie kazały ubrać mi się w garnitur, nie przeżyłbym tego. – Dziewczyny zaśmiały się głośno.
- Jesteś identyczny jak Jasper - nie garnitur, nie trampki, nie hamburger. Rozumiem, że „nie” to wasze rodzinne słowo? – Jej głowa ledwo unosiła się powyżej jego piersi.
- Tak, moja droga. Rodzinne. Niedługo sama się o tym przekonasz. W końcu wasz ślub tuż, tuż.
- A właśnie, ślub. Wybaczcie. – Uśmiechnęła się przepraszająco i zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu komórki.
- Ona tak zawsze – powiedziała Bella, całując go w policzek. – Chodźmy na lody.
***
B:
Uchylone okno wpuszczało do pokoju zapach letniego wiatru. Otworzyłam powoli oczy. Dobrze pamiętałam tamtą wystawę. Wtedy pierwszy raz zauważyłam zainteresowanie Edwarda jakimkolwiek obrazem. Zdziwiło mnie, że zwrócił uwagę na El sueño de la razón produce monstruos.*
Sama nie widziałam w nim nic, prócz grozy. Nie lubiłam go. Wolałam bardziej stonowane, lżejsze dzieła.
- Dlaczego ten? – spytałam go wówczas, z niechęcią patrząc na wiszący przed nim malunek.
- Nie wiem, Bell. Jest inny, intrygujący. Ma coś takiego... – Zastanowił się chwilę. – Ma jakąś magię.
Wtedy sama nie rozumiałam, o co mu chodziło, dlaczego właśnie to obudziło w nim zamiłowanie do sztuki. Teraz wiedziałam. Sama czułam, jakby moje własne demony ponownie ożyły. Jednak ich cień miał coraz mniejszy wpływ na moje życie.
Uśmiechnęłam się i postanowiłam, że dzisiaj podniosę się z łóżka. Chciałam, aby ten dzień nie był kolejnym spędzonym w łóżku, w pokoju, w którym tylko okno pozwalało mi zajrzeć na drugą stronę.
Dzisiaj pragnęłam sama przejść się, pooddychać świeżym powietrzem, pooglądać kwiaty i ptaki. Taką miałam ochotę.
- Raz, dwa, trzy – mówiłam sama do siebie, powoli przy tym podnosząc się z miejsca. Nałożyłam na siebie ciepły, biały szlafrok i ruszyłam w stronę drzwi. Na korytarzu zauważyłam pielęgniarkę.
- Co pani robi? – krzyknęła, podbiegając do mnie. – Tak nie można.
- Proszę. – Spojrzałam na nią błagalnie. Widziałam, że jej upór słabł.
- Dobrze, ale niech pani tu poczeka. Przyprowadzę wózek.
Skinęłam głową. Rozejrzałam się po korytarzu. Był długi, wydawało mi się, że ciągnął się w nieskończoność.
Nagle moim oczom ukazała się znajoma sylwetka. Uśmiechnęłam się do siebie i pomachałam mu ręką. Jego twarz błyskawicznie spochmurniała i szedł w moją stronę szybciej, niż chmura gradowa.
- Tak, wiem, powinnam leżeć. Ale nie dzisiaj. Uspokój się – zbeształam go delikatnie. – A teraz nic nie mów, tylko wywieź mnie na dwór.
Posłusznie zrobił, co mu kazałam. Miałam szczęście. Rzadko się zdarzało, że mi odmawiał, a jeśli już to robił, to po chwili zmieniał zdanie, byle tylko sprawić mi przyjemność. Był jedyną osobą na ziemi, która znajdowała się tuż obok, gdy jej potrzebowałam. I nie chodzi mi o błahe sprawy. Zawsze podawał mi pomocną dłoń. Nawet wtedy, kiedy wszystko zaczynało obracać się przeciwko mnie, on nadal trwał. Odpowiadało mi to. Traktowałam go jak przyjaciela, osobistego anioła stróża, który zawsze wiedział, kiedy potrzebuję rozmowy, a kiedy spokoju. Znał mnie. Nigdy nie wypłacę mu się za to, co dla mnie uczynił, bo i nie ma takiej zapłaty.
Zawsze, gdy widziałam jego mocno zarysowaną szczękę i uśmiechnięte niebieskie oczy, smutek odchodził w dal.
- Dzisiaj jest pięknie – powiedziałam, aby przerwać ciszę.
Słońce rzucało na ziemię promienie, a wiatr delikatnie powiewał, podrzucając w górę liście. Lubiłam patrzeć, jak ludzie reagują na pogodę. Gdy padał deszcz, wszyscy chodzili ze smutkiem na twarzy, lecz wystarczyło, że pierwsze promienie wyjrzały zza chmur, a radości nie było końca.
- Tak, masz rację – odparł, podwożąc mnie pod duży dąb. Rzucał cień, w którym można było schować się przed upałem.
- Nath, jak odejdę... - Uciszył mnie.
- Nie chcę o tym słyszeć, dobra? Cieszmy się tym, co jest teraz.
Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową na znak zgody.
- Chciałbym ci o czymś powiedzieć. Tylko proszę, nie przerywaj. I tak mi trudno. – Wciągnął głęboko powietrze i złapał mnie za dłonie.
- Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie ważna. Od kiedy cię poznałem, miałem nadzieję, że zapomnisz o nim. Myślałem, że dasz radę pokochać mnie, tak jak ja ciebie. Wiem, Bello, że to było głupie. Ale nie mogę tego dalej tłumić w sobie. Kocham cię. Chyba od zawsze… - Spojrzał mi głęboko w oczy.
Sama nie wiem, co poczułam, gdy usłyszałam te słowa. Podświadomie zdawałam sobie sprawę, że to w końcu nastąpi. Nath od dawna wysyłał mi pewne sygnały, które potwierdzały moje przypuszczenia, jednak wypowiedzenie tego na głos…
- Wiem, że to nie ma sensu, bo nie odwzajemnisz moich uczuć i nie winię cię za to. Wiedziałem, że kochasz Edwarda i szanowałem to. Dalej to robię. – Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Nath… - szepnęłam cicho, przejeżdżając palcem po jego dłoni.
- Cii… Wiem, Bello, znam cię – powiedział i pocałował mnie w czoło.
Na moim ustach wykwitł delikatny uśmiech. Kochało mnie dwóch mężczyzn i każdego z nich raniłam.
Czy naprawdę byłam godna ich miłości?
Oparłam głowę o pień drzewa.
- Nath, słabo mi… - zdołałam wykrztusić, nim powieki same opadły, pogrążając mnie w bezkresnej ciemności. Koszmar rozpoczynał się od nowa.
***
- Wyglądasz zjawiskowo – szepnęła Bella, spoglądając na stojącą przed nią Alice. Piękna suknia ślubna idealnie uwydatniała jej smukłą sylwetkę.
- Naprawdę?
- Przecież bym nie kłamała – zaśmiała się i poprawiła welon przyjaciółki. – Najpiękniejsza panna młoda.
Alice spojrzała na swoje odbicie. Westchnęła głośno. Przejechała dłońmi po materiale sukni i wróciła spojrzeniem do przyjaciółki.
- Uf, już czas. Jestem gotowa, jestem gotowa – powtarzała sobie.
- Jesteś. To twój dzień. – Bella pocałowała ją delikatnie w policzek i popchnęła w stronę drzwi.
Z kościoła dochodziła muzyka. Jeszcze raz wymieniły się spojrzeniami.
* Gdy rozum śpi, budzą się demony
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 16:20, 13 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
|
|
Czyli z Bellą coraz gorzej. Tyle zdążyłam wywnioskować. Choć nadal mam nadzieję, że tego wyjdzie. Szkoda mi Natha, przecież to nie jego wina, że zakochał się w Belli.
Muszę przyznać, że spodobał mi się ten obraz. Ma w sobie coś takiego...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 16:52, 13 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Tak z Bellą jest gorzej, ale chyba nie pozwolisz jej umrzeć, co Cornelie?
Obraz się nawet fajny. Zastanawia mnie, co się stało z Alice, czy ona odwróciła się od Belli, bo ta zerwała z Edwardem, czy coś gorszego? Pewnie było już coś na ten temat, ale ja ostatnio tak uważnie czytam.
Pozdrawiam i weny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 19:58, 13 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
|
I znowu mi dech zaparło Znowu smutno i znowu cudownie. Nath mi Jacoba strasznie przypomina Ja chce wiedzieć co z Alice i Bellą i Edwardem i Nathem i ze wszystkimi!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 23:12, 13 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
A wiec 13 piątek xD Macie nową część złotka )
[link widoczny dla zalogowanych] - miłego słuchania to jest do momentu ich tańca.
[link widoczny dla zalogowanych] - przy scenie w samochodzie
Rozdział VII
Mrok
Powietrze, które miałem w płucach, coraz mocniej dawało o sobie znać. Czułem, jak opuszcza moje ciało, dryfując w gabinecie. Wieczność – tak mi się jawiły ostatnie godziny, które spędziłem przy jej łóżku, modląc się, by oddychała, by żyła. Zrobiłem jej każde możliwe badania, tomografię. Zrobiłem wszystko, a jednak okazało się, że to zdecydowanie za mało, by znaleźć jakieś wyjście, które uśmierzyłoby trawiący ją ból. Czułem się beznadziejnie bezsilny i słaby w obliczu czegoś, czego nie mogłem zniszczyć. Wszystko we mnie sprzeciwiało się utracie nadziei. Nie mogłem jej odrzucić i pozwolić, by ogarnęła mnie pustka.
Kolejne godziny rozmyślań nad sensem tego, co się dzieje, spowodowałyby tylko następne nawroty żalu i tęsknoty, a nie to było mi potrzebne.
Potrzebowałem jej jak powietrza, którym oddycham. Każda komórka mojego ciała błagała o spojrzenie, choćby krótkie. Zachowywałem się jak głupi chłopczyk, któremu sprzątnęli sprzed nosa słodycze.
Wabiła mnie, kusiła, by zaraz zapaść w cholerną śpiączkę!
Jezu, jaki ze mnie idiota, zbeształem się. To nie jej wina.
Kiedy zobaczyłem ją ponownie, po latach rozłąki, każda sekunda, minuta mojego dnia sprowadzała się do niej, do jej promiennego uśmiechu i szczerego spojrzenia. Jak bardzo potrafiła zmienić moje życie! Wystarczyła jej obecność w tym samym budynku…
Zastanawiałem się, czy to normalne, czy faktycznie zachowuję się jak młokos, który przeżywa swoją pierwszą miłość.
Ale z nią zawsze tak było. Każde spotkanie było jak pierwsze, poznawałem ją od początku, nie nudząc się ciągłym odkrywaniem kolejnych zalet i wad. Pozwalała mi być sobą i cieszyć się nawet najdrobniejszą rzeczą, która bez niej wydałaby mi się normalna.
Bella była jak życiodajny sok, który powinno się pić powoli, roztropnie, z umiarem, by móc zakosztować tego, co ona nazywała „darem” – życia.
Przy niej zmieniłem się na lepsze.
Z rozmyślań wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.
- Proszę. – Powiedziałem.
W progu pojawił się Carlisle.
Poczułem, jak zaczyna wrzeć we mnie krew. Wściekłość, złość – uczucia, które potrafił wywołać, opanowały mnie w mgnieniu oka. Wstałem, zaciskając pięści.
- Lepiej stąd wyjdź, póki nad sobą panuję. – Rzekłem cicho, spoglądając mu prosto w oczy.
Nie chciałem w nich widzieć smutku i bólu, bo oznaczałoby to, że miał wyrzuty sumienia, a ja nie miałem ochoty walczyć z jego demonami, kiedy moje własne miały nade mną władzę.
- Synu, uspokój się. Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie – zaczął, zamykając za sobą drzwi. Powoli przybliżał się do biurka. Każdy jego krok potęgował we mnie wściekłość. Nie mogłem się opanować, a dłonie same szukały sposobu, by ulżyć cierpieniu zrodzonemu w sercu.
- Nie. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Wyjdź. Powtarzam to ostatni raz. -Wyprostowałem się, patrząc mu prosto w oczy. Miałem nadzieję, że mnie posłucha, że głos rozsądku nakaże mu opuścić mój gabinet, by jeszcze bardziej nie rozjuszyć bestii, która we mnie siedziała.
- Musimy to omówić, zrozum to wreszcie – Jego głos podniósł się o jeden ton za wysoko. Nie wytrzymałem napięcia.
Szybko znalazłem się koło niego i uderzyłem go mocno w twarz. Upadł na ziemię, łapiąc się za policzek. Z ust spływała mu stróżka krwi.
- Masz czego chciałeś, a teraz wynocha!!! – Krzyknąłem na cały głos.
Otworzyłem mu drzwi i wskazałem drogę. Podniósł się powoli. Poczułem metaliczny zapach krwi.
- Nie. Do cholery, chcesz zniszczyć to, co między nami było? Przez NIĄ?! – Przez chwilę sens jego słów nie dochodził do mojej świadomości. Wpatrywałem się w niego jak ogłupiały, dalej trzymając klamkę.
- Co ty powiedziałeś? – Spytałem cicho, cedząc każde słowo.
- Dobrze słyszałeś. Ona się nie liczy – nie dokończył. Kolejny cios zranił go w szczękę.
- Jeśli sam nie wyjdziesz, wyniosę cię siłą, a przysięgam, że nie będzie to miłe.
Tym razem posłuchał. Zatrzymał się w progu, by spojrzeć na moją wykrzywioną złością twarz.
- Będziesz tego żałował. – Syknął.
Już widziałem, jak na jego pięknej, nieskalanej twarzy rośnie opuchlizna.
- Żałuję. Jednego. Że jesteś moim ojcem.
***
- Nigdy nie byłam na weselu – szepnęła mu do ucha, patrząc na tłum ludzi tańczących na parkiecie.
- W końcu masz okazję - uśmiechnął się promiennie i wstał z miejsca. – Czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? – Zniżył głos, przybliżając twarz do jej ucha.
Jego oddech owiał jej szyję. Drgnęła. Zdołała tylko skinąć głową.
Poprowadził ją w stronę parkietu. Jej lewą dłoń położył sobie na ramieniu, a prawą ujął w swoją dużą, męską dłoń.
Wtuliła się ufnie w jego tors, dostosowując kroki do rytmu muzyki.
- Nie wiedziałam, że jesteś w tym taki dobry – powiedziała, podnosząc głowę, by na niego spojrzeć. Wygiął idealnie wykrojone usta w lekkim uśmiechu.
- Sama jesteś niczego sobie. Uwielbiam tą piosenkę - w tle unosiły się słowa Unchained Melody.
I need your love…
Wsłuchani w piosenkę, spokojnie wirowali po parkiecie, wtuleni w swoje ciała.
- Niech będzie nasza. Taka osobista – wyszeptała swoją prośbę i wplotła palce w jego gęste włosy.
Skinął delikatnie głową, po czym złożył pocałunek na jej ustach.
***
Godziny wlokły się niemiłosiernie, a ja cały czas czekałem na poprawę jej stanu. Wszystkie znaki na niebie i tej cholernej ziemi mówiły mi, że to już koniec, że nie odzyska przytomności, a ja stracę ją na zawsze. Teraz, kiedy dopiero ją odzyskałem.
Jezu, to nie może się tak skończyć, myślałem, chodząc po korytarzu i zastanawiając się, jak pozbierać samego siebie do kupy.
Nie mogłem skupiać się tylko na niej. Inni też mnie potrzebowali.
Powoli dochodziłem do siebie, uspokajałem serce, a wspomnienia jej słów nie budziły we mnie już takich emocji jak wcześniej.
Wiedziałem, że w mojej duszy na zawsze pozostanie niezasklepiona rana, której nie da się uleczyć, jednak czas sprawi, że będzie mniej boleć.
Na korytarz wbiegł Nathaniel, jej przyjaciel, towarzysz, który był przy niej, kiedy ja zastanawiałem się, czemu mnie opuściła. Wiedział dokładnie co czuła, kiedy poroniła. Bolało mnie to bardziej, niż mógłbym przypuszczać. Więź, która ich łączy, jest z pewnością silna i przetrwała niejedną próbę. Nam nie było to dane.
- Co z nią? Obudziła się? Jaki jest jej stan? – Uciszyłem ręką potok jego słów.
- Spokojnie. Stan jest stabilny, jednak nie odzyskała przytomności. Guz naciska na nerw wzroku. Obawiam się, że gdy się obudzi, nie będzie widziała… – Te słowa raniły mnie bardziej, niż ich świadomość. Dalej nie dopuszczałem do siebie myśli, że moja ukochana nigdy więcej nie zobaczy słońca, ani innych błogosławieństw ziemi. Na zawsze pogrąży się w ciemnościach.
- Jezu… -Szepnął cicho, chowając twarz w dłoniach. Usiadł na najbliższym krześle. – Nie da się nic z tym zrobić?
- Jest możliwość, że gdybym ją zoperował, dostałaby wylewu krwi do mózgu. Mogłaby nie przeżyć operacji. – Czy ten spokojny głos należy do mnie?
Widziałem, jak się załamał pod natłokiem informacji. Rozumiałem go. Od początku podejrzewałem, że darzy ją uczuciem silniejszym niż przyjaźń.
- Przepraszam, muszę cię opuścić i zajrzeć do niej – zmusiłem się do poklepania go po ramieniu. Jemu też należało się pocieszenie.
***
Była taka spokojna, jak dziecko śpiące głębokim, nieprzerwanym snem. Jej długie, ciemne włosy porozrzucane były po poduszce.
Obudź się, wróć do mnie, szeptało moje serce. Przysiadłem delikatnie przy niej i chwyciłem w dłonie jej bladą rękę. Zawsze kojarzyła mi się z porcelanowymi lalkami. Była tak samo krucha, każde najmniejsze uszkodzenie mogło sprawić, że rozsypałaby się na drobne kawałeczki.
Nie miałem jednak racji. Była dużo silniejsza, niż się spodziewałem. Pod warstwą delikatności skrywała silnego ducha. Spojrzałem na jej twarz. Długie rzęsy rzucały cień na policzki. Wyglądała jak marmurowy posąg.
Wstałem i otworzyłem na oścież okno. Do pokoju wdarło się ciepłe powietrze.
Ponownie usiadłem przy niej, zastanawiając się jaki cud musi się stać, by odzyskała przytomność.
- Bell, pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? – Spytałem, uśmiechając się. –Może mnie usłyszysz. Może mój głos przywoła cię do mnie… W każdym razie padało. Bardzo mocno. Nigdy tego nie lubiłaś –zaśmiałem się cicho, przypominając sobie jej oburzenie każdą kroplą deszczu, jaka kiedykolwiek spadła na ziemię. – Dojrzałem cię z daleka. Delikatna, przemoczona do suchej nitki postać, stojąca przed szkołą. Nie zapomnę tego. Wydałaś mi się wtedy taka… opuszczona. – Wziąłem jej rękę w swoją dłoń, przejeżdżając palcami po jej gładkiej skórze. – Pamiętasz, co mi powiedziałaś? Zaskoczyłem cię od tyłu.
- Ładna pogoda prawda? – Spytał, uśmiechając się. Przypominała obraz rozpaczy. –Może cię podwieźć?
Zmierzyła go wzrokiem i prychnęła.
- Jeszcze czego... Nadęty buc. -Ostatnie słowa dodała tak cicho, by jej nie usłyszał.
- Ale usłyszałem Bell. To było naprawdę komiczne. – Zaśmiałem się, wspominając tamtą scenę. Już wtedy wiedziałem, że to ona będzie tą jedyną, a nigdy wcześniej nie wierzyłem w przysłowiową „miłość od pierwszego wejrzenia”. – Podziałałaś na mnie. Przez ciebie moje męskie ego zostało skrzywdzone. Ale cóż, nie mogłem ci się narzucać, prawda? Nie przystoi to dżentelmenowi. Tak więc zostałaś tam, na deszczu, a ja odjechałem. – Wyjrzałem przez okno. Słońce – symbol radości. Nie uśmiechało się.
- Ale los chciał, żebyśmy spotkali się jeszcze raz, tego samego dnia. Pamiętasz? – szepnął, odgarniając włosy z jej czoła.
- Może jednak? – zapytał, gdy zauważył ją idącą samotnie chodnikiem. Deszcz nasilił się od ostatniej godziny.
Westchnęła ciężko i zgodziła się. Włączył radio, z którego dochodził delikatne dźwięki ballady.
- Gdzie cię podwieźć?
Spojrzała na niego wściekle.
- Do sklepu z antykami.
- Zdziwiłem się wtedy. Sklep antyczny? Co tam możesz robić? Nie dawało mi to spokoju i przejeżdżałem tamtędy, kiedy tylko mogłem. W końcu dowiedziałem się, że tam pracujesz –dotknąłem delikatnie jej policzka. – Po wielu próbach dałaś się namówić na kawę. Byłem wtedy najszczęśliwszym chłopakiem w mieście. Teraz wiesz, co potrafisz uczynić z mężczyzną.
Błagałem Boga o litość, o to, by nie odbierał mi jej tak wcześnie.
***
B:
Słyszałam jego kojący głos. Dochodził z daleka, z odległego pokoju, jednak nic na świecie nie mogło go zagłuszyć. Był moim ratunkiem, moją przystanią spokoju, do której mogłam dobić. Słyszałam jego cudowne słowa. Wspomnienia.
Nie mogłam ruszyć palcem. Czułam się jak sparaliżowana, która nie ma władzy nad własnym ciałem. Uczucie bezsilności było obezwładniające.
Edwardzie, szeptałam w myślach, pragnąc, by mnie usłyszał. Edwardzie…
Moje serce galopowało w jego stronę. Jak bardzo pragnęłam otworzyć oczy i powiedzieć, że już jest dobrze, a to, co złe, na pewno nie wróci. Chciałam to zrobić ze wszystkich sił, które mi jeszcze pozostały.
Nie mogłam.
Edwardzie! – krzyczałam, błagałam. Uratuj mnie.
Strach, który zadomowił się w mojej głowie, przejmował nade mną kontrolę. Bałam się, że nie dane mi będzie zamienić z nim już żadnego słowa, żadnej głupiej uwagi na temat pogody.
Jestem żałosna. Niegodna. Żałosna.
Edwardzie! Pustka pogrążała mnie w sobie coraz bardziej. Jednak dalej pielęgnowałam w sobie nadzieję, która jako jedyna została mi w ciemności. To była moja siła.
Potrzebuję cię… Bez ciebie jestem niczym.
Życie jest za krótkie, wiem, ale pozwól mi na nie choć przez chwilę… - błagałam.
Jasność, która kiedyś mnie oślepiała, teraz zniknęła pozostawiając po sobie mrok.
- Edwardzie… - mój głos ledwo wydobył się z gardła. – Nic nie widzę… - czy to na prawdę się dzieje?
- Edwardzie, czemu nic nie widzę?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 9:31, 14 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 25 Lut 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Jesteś GENIALNA.
Dawno nie wciągnął mnie tak żaden FF.
Jestem ciekawa, co zrobisz z Bellą... Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
Powodzenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 9:56, 14 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Lut 2009
Posty: 712
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piękna polska wieś na Mazowszu;)
|
|
Genialne ot co
Czy ty właśnie oślepiłaś Bellę? Oglądam Housa i wiem, że kiedy ktoś ślepie i ma guza to już jest bardzo źle(chyba każdy to wie i bez serialu medycznego)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, bo to ff naprawdę uzależnia
Weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 11:25, 14 Mar 2009
|
|
|
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 694
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Biedna Bella. Kurcze chyba jej nie zabijesz? I co było z Alice? Pisz dalej I weny życze!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|